2008-03-20 18:43:16

„Młodzi kandydaci do kapłaństwa dużo od siebie wymagają i oczekują, że będzie się od nich wymagać” – wywiad z bp. W. Lechowiczem


O doświadczeniu pracy w seminarium oraz wyzwaniach stojących obecnie przed formacją do kapłaństwa rozmawiamy z niedawno wyświęconym biskupem pomocniczym diecezji tarnowskiej, Wiesławem Lechowiczem.

 
Ksiądz Biskup był najpierw prefektem, a potem rektorem największego w Polsce seminarium duchownego. Co z tego doświadczenia będzie szczególnie ważne dla posługi biskupiej?
 
Bp W. Lechowicz: Nieocenionym skarbem będzie moja dobra znajomość obecnych księży. Myślę o tych, którzy zostali wyświęceni w ostatnich dziesięciu latach. Jest to oczywiście znajomość wzajemna. Mam nadzieję, że tak jak znajdowałem wspólny język z klerykami w seminarium, tak samo znajdę go z księżmi. To jest chyba największy skarb, który wyniosłem z pracy w seminarium dla posługi biskupiej.

Czas pobytu w seminarium miał też duże znaczenie dla mojej formacji kapłańskiej. Pamiętam, jak na początku mojego kapłaństwa spowiednik powiedział mi, że jeżeli chcę być szczęśliwym księdzem, to powinienem w życiu kapłańskim wykonywać te same praktyki, co w seminarium. Jego uwaga zapadła mi głęboko w pamięć. Myślę, że łaską Bożą jest to, iż przez dziewięć lat byłem przez to środowisko seminaryjne „zmuszony” do tego, by dochować wierności praktykom duchowym z czasów seminaryjnych. Praca w seminarium była więc ważna ze względu na moje życie duchowe.

Posługa w seminarium była w pewien sposób powrotem do początków kapłaństwa, bo Ksiądz Biskup też przez to seminarium przeszedł. Czy formacja, praca, życie w seminarium w porównaniu z tym, czego Ksiądz Biskup na sobie „doświadczył” przez sześć lat, zmieniło się?
 
Bp W. Lechowicz: Bardzo się zmieniło. Myślę, że można to porównać do domu, który został całkowicie odremontowany, zmieniony, odrestaurowany. Zostały ściany, niemniej pomiędzy tymi ścianami w zasadzie wszystko się zmieniło. Chodzi mi nie tylko o sens dosłowny, że obecne seminarium niewiele przypomina to, w którym myśmy studiowali, uczyli się i modlili. Owszem, jest ten sam budynek, ale już alumni mieszkają w nowym domu. Jest nowa kaplica seminaryjna, inne pomieszczenia. Niezmienne natomiast pozostały te praktyki, o których wspomniałem. Wciąż dużą uwagę przywiązuje się do modlitwy, korzystania z sakramentów świętych, formacji intelektualnej. Sposób życia jest podobny do tego, który miał miejsce przed 20 laty. Zmieniło się środowisko i oczywiście zmienił się człowiek. 20 lat to, wydaje się, niedużo, ale gdy chodzi o mentalność alumnów i kapłanów, jest duża zmiana. Zaobserwowałem to, że rzeczywiście atmosfera życia w seminarium lat 80. była zupełnie inna niż obecnie. Zresztą nie tylko w Tarnowie, ale też w innych seminariach w Polsce. Wiele razy rozmawiałem z rektorami na ten temat.

Najogólniej rzecz ujmując, mentalność młodych ludzi polega na tym, że są bardzo otwarci, kontakt z nimi jest bardzo serdeczny, spontaniczny. Zauważa się też ich dobre przygotowanie do formacji seminaryjnej. Duszpasterstwo końca XX i początku XXI w. bardzo się w Polsce rozwinęło. O ile myśmy przychodzili może nie tyle z wielkimi brakami, co bez gruntownego przygotowania, to dzisiejsi kandydaci do seminarium wywodzą się głównie z ruchów, grup, stowarzyszeń. Mają za sobą już jakąś formację charakterystyczną dla danej wspólnoty i my, jako przełożeni seminaryjni, bazujemy na tym przygotowaniu. Wydaje się zatem, że postulat roku introdukcyjnego w polskich seminariach na dzień dzisiejszy nie jest tak pilny do zrealizowania. Jeśli są jakieś braki, to bardziej natury ogólnego wykształcenia humanistycznego, kulturalnego, znajomości historii, literatury, sztuki. Tutaj są niestety duże braki, które kandydaci do seminarium wynoszą ze szkół średnich. Natomiast, jeśli chodzi o przygotowanie religijne i – w pewnym sensie – duszpasterskie, to widzimy duży postęp.

To są pozytywne cechy kandydatów przychodzących do seminarium, ale są też punkty bolesne, trudne. Wychodzą oni bardzo często z rozbitych rodzin, nierzadko są to jedynacy, więc chyba formacja musi ulegać zmianie...

 
Bp W. Lechowicz: Niewątpliwie. W ostatnich latach zauważa się bardzo wyraźnie, że coraz więcej przychodzących do seminarium wywodzi się z rodzin żyjących w jakiejś separacji, formalnej lub nieformalnej, tzn. mąż i żona nie żyją ze sobą lub w sytuacji oddalenia, np. gdy któreś z rodziców wyjeżdża na kilka, kilkanaście lat za granicę i młody człowiek w tym czasie nie ma kontaktu z ojcem lub matką. To, o czym mówią podręczniki psychologii i pedagogiki, potwierdza się w życiu w 100 procentach: takiemu człowiekowi trzeba poświęcić o wiele więcej czasu niż komuś, kto wychowuje się w zdrowej, pełnej rodzinie. Jest to pierwszy problem i chyba największy, z którym się spotykamy.

Oprócz tego pojawiają się również problemy związane z alkoholizmem w rodzinach. Nie jest to duży procent, niemniej jednak od czasu do czasu musimy się z tym zmagać. Cieszymy się bardzo, że w Polsce pojawiają się instytucje wychodzące naprzeciw naszym potrzebom i pomagające alumnom, którzy wywodzą się z rodzin, gdzie ktoś był uzależniony od alkoholu.

Poza tym, niestety, we współczesnej rzeczywistości wolność traktuje się jako wartość absolutną i my, jako przełożeni, też musimy to uwzględniać. W moich czasach wystarczyło, że ksiądz rektor powiedział: „nie wolno, bo nie wolno”. Oczywiście, czasami pokątnie krytykowaliśmy taki sposób argumentacji, niemniej jednak nie wpływało to na nasze posłuszeństwo, na nasze życie w seminarium. Dzisiaj natomiast nie wyobrażam sobie, żeby można tak było alumnom powiedzieć. Trzeba bardzo dobrze podać argumenty, uzasadnić. Wtedy jest szansa, że alumni te argumenty przyjmą.

Natomiast, ku zaskoczeniu wielu powiem, iż zdecydowana większość alumnów, kandydatów do kapłaństwa, to ludzie bardzo idealistycznie nastawieni do życia. Myślę, że to akurat się nie zmieniło w porównaniu z latami przeszłymi. Pojawiają się od czasu do czasu sugestie, by złagodzić wymagania seminaryjne, by może nawet i w całym Kościele pójść np. w kierunku zniesienia obowiązku celibatu. Przyglądając się tym młodym ludziom można powiedzieć, iż oni dużo od siebie wymagają i oczekują, że będzie się od nich wymagać. Oczywiście, wymagania te muszą być rozsądne i kierowane jednakowo do każdego kleryka. Jeżeli te dwa podstawowe warunki się spełnia, to oni chętnie je przyjmują i realizują. Nie sądzę więc, żeby Kościół, idąc w kierunku redukcji wymagań i obniżając poprzeczkę, zyskał w sensie ilościowym kandydatów do kapłaństwa; wręcz przeciwnie.

Współczesny młody człowiek szuka idoli. Promują to także media. Czy z doświadczenia Księdza Biskupa wynika, że młodzież szuka też mistrzów?
 
Bp W. Lechowicz: Z całą pewnością tak. W formularzu, który wypełniają kandydaci do seminarium, stawiamy m.in. pytanie o wzorce osobowe. Bardzo często, ku naszemu zdziwieniu, padają odpowiedzi: ojciec, matka, katecheta, a rzadko pojawia się nazwisko jakiegoś znanego aktora, polityka, człowieka z telewizji, a jeszcze rzadziej – nazwisko kolegi czy koleżanki. Świadczyłoby to o tym, że osoby, które z natury rzeczy powinny mieć największy wpływ w okresie wychowawczym, a więc nauczyciele, rodzice, duchowni, mają ten wpływ i jest on ceniony i zauważany przez kandydatów do seminarium. Nie mam żadnych podstaw, by sądzić, że te odpowiedzi nie są szczere. Myślę, że to też jakaś wskazówka, iż powołania rodzą się i są przyjmowane w tych środowiskach, gdzie jest dobre wychowanie, gdzie jest zainteresowanie młodym człowiekiem.

Czy Ksiądz Biskup też ma swojego mistrza?
 
Bp W. Lechowicz: Powiem szczerze, że w okresie młodości miałem kapłana, w którego byłem wręcz zapatrzony. Za dużo by powiedzieć, że to był mój mistrz, niemniej jednak pozytywny przykład kapłanów – a tak się złożyło, że jako młody człowiek mieszkałem w różnych parafiach – na pewno miał na mnie duży wpływ. Tym bardziej że, podobnie jak część młodzieży, przeżywałem może nie kryzys wiary, ale na pewno okres kontestacji Kościoła. Musiałem sobie to wszystko poukładać w głowie i myślę, że właśnie przykład księży miał na mnie wpływ. Mam natomiast całą listę różnych duchownych, świętych i mógłbym powiedzieć, że to jest bardziej środowisko mistrzów niż jeden mistrz, który by mną kierował lub miał decydujący wpływ na mnie.

– Dobre, pozytywne postawy budują, ale coraz częściej można usłyszeć, że rzeczą pozytywną staje się coś, czego jeszcze kilka lat temu byśmy się wstydzili. Kiedyś nie mówiło się z dumą, że np. jestem rozwódką czy byłym księdzem, byłym jezuitą czy byłym dominikaninem. Myślę o ostatnich głośnych odejściach. Dlaczego – zdaniem Księdza Biskupa – to się staje jak gdyby rzeczą pozytywną? Ktoś prawie z dumą mówi: „jestem byłym jezuitą” i przypisuje sobie prawo do nauczania...

 
Bp W. Lechowicz: W moim przekonaniu jest to proces bardzo skomplikowany. W świecie ogarniętym globalizacją są pewne trendy, mające na celu zanik poczucia wstydu. Jeżeli człowiek przestanie się wstydzić, nie posiada żadnej hierarchii wartości, wtedy jego życie jest narażone na różnego rodzaju wybory, które nie są dobre z punktu widzenia etycznego. Wstyd często broni człowieka przed popełnieniem – mówiąc wprost – głupstwa. Dzisiaj istnieje tendencja, żeby się nie wstydzić. Jeżeli ktoś ma jakieś inklinacje, tendencje, które nie są ogólnie akceptowane, nie jest to powodem do wstydu, tylko wręcz do tego, żeby się pokazać, żeby z tego powodu do wstydu uczynić powód do chluby, dumy. Są sytuacje – my to obserwujemy doskonale, na przykład w massmediach – które promują te postawy.

Poza tym na gruncie politycznym też zauważa się, że mniejszości seksualne, religijne, narodowe w ustrojach demokratycznych nagle są preferowane. Środowisko kulturowe i społeczne, w którym żyjemy, również wpływa na to, że „byli księża”, „byli małżonkowie” nie wstydzą się tego, co uczynili. Ma to też związek ze zmianą mentalności. Dzisiaj nikt już na stosie nie pali księży, którzy odeszli, nawet księży, którzy głoszą naukę niezgodną z nauką Kościoła, w nikogo się nie rzuca kamieniem po popełnieniu cudzołóstwa, ale to, w moim przekonaniu, nie usprawiedliwia braku poczucia wstydu. Z subiektywnego punktu widzenia rozumiem, że każdy chce jakoś żyć. Gdybym miał permanentne wyrzuty sumienia, byłoby to nie do zniesienia. Nie dziwię się więc, że czasami, po prostu trzeba powiedzieć, że Bóg nie istnieje, bo trudno byłoby żyć z myślą o tym, że się Boga zawiodło. Są to procesy bardzo złożone i skomplikowane.

Mówi się o coraz bardziej postępującym kryzysie, jeśli chodzi o powołania kapłańskie. Kryzys ten dotknie wkrótce Polskę. Co Kościół polski powinien zrobić, żeby stawić temu czoła, wyjść naprzeciw i odpowiadać na to wyzwanie?

 
Bp W. Lechowicz: Powiedziałbym o trzech możliwościach wyjścia z tej sytuacji. Chociaż możemy dyskutować: jest kryzys liczby powołań czy też nie? Niezależnie od odpowiedzi na to pytanie, na pewno sprawą zasadniczą jest praca organiczna księży. Najlepszym sposobem prowadzenia duszpasterstwa powołaniowego jest świadectwo życia księży. To nie jest myśl odkrywcza. Pisze już o tym Jan Paweł II w Pastores dabo vobis. Księża muszą dawać świadectwo wiernego realizowania swojego powołania, pracować porządnie, odpowiedzialnie na parafii. Sądzę, że to jest pierwszy warunek.

Drugi warunek to troska o to, by młodzież mogła uczestniczyć w życiu Kościoła nie tylko na płaszczyźnie parafialnej, ogólnej, ale żeby mogła kształtować się także w ruchach, grupach, stowarzyszeniach. Tam dokonuje się formacja i tam młodzież może odkrywać Pana Boga, może odkrywać swoje powołanie. Niezależnie od tego, czy odpowie Panu Bogu „tak”, gdy chodzi o perspektywę życia kapłańskiego lub zakonnego, czy „nie”, na pewno będzie to młodzież, która potraktuje poważnie swoje życie i swoje odniesienie do Pana Boga. Mówiąc trochę instrumentalnie, my, kapłani, będziemy z tych ludzi mieli w przyszłości korzyść. Będziemy mogli na nich liczyć.

Wreszcie trzecia bardzo ważna kwestia to jest formacja duchownych, formacja prezbiterów. W ostatnich latach bardzo dużo się mówi o stałej formacji kapłańskiej. Problem leży nie tylko w ilości, ale też w jakości księży i sądzę, że tutaj trzeba przywiązywać dużą wagę do ostrej formacji kapłańskiej. Ja osobiście widzę dużo pozytywnych efektów, bo w naszej tarnowskiej diecezji od kilku lat struktury tej formacji są dosyć dobrze rozwinięte. Oczywiście, to nie gwarantuje od razu doskonałości, gdy chodzi o pracę księży. Trzeba jednak powiedzieć, że bez tej formacji z pewnością poziom byłby niższy niż dotychczas.

Rozm. Beata Zajączkowska







All the contents on this site are copyrighted ©.