Wielkanoc w Taizé, czyli paschalny wymiar chrześcijańskiej nadziei – rozmowa z br.
Markiem
Br. Marek: Święta Zmartwychwstania Pańskiego zawsze przeżywaliśmy w Taizé bardzo
uroczyście. Przygotowujemy się na nie przez cały rok z młodymi, którzy do nas przyjeżdżają,
bo każdy koniec tygodnia – piątek, sobota, niedziela jest przeżywany jako „mała Wielkanoc”.
W piątek modlimy się przy krzyżu, w sobotę jest uroczystość światła, a w niedzielę
uroczysta Eucharystia. Oczywiście w podobny sposób przeżywa to cały Kościół. Jednak
Święta Wielkanocne są obchodzone szczególnie uroczyście od bardzo wielu lat. Przyjeżdża
wówczas wielu młodych ludzi z całej Europy. Podobnie i w tym roku – jest tradycyjnie
wielka grupa (ponad 150) Finów, kilkusetosobowa grupa Włochów, ponad 800 Niemców,
Hiszpanie, Szwajcarzy, po ostatnim spotkaniu europejskim w Genewie także licznie przybyli,
Belgowie, którzy na przełomie roku będą gospodarzami kolejnego spotkania europejskiego
w Brukseli, Francuzi, jest ponad 100 Litwinów, spora grupa Polaków i kilkuset Portugalczyków.
Są także młodzi spoza naszego kontynentu: Amerykanie, duża grupa z Lesotho... Cały
Wielki Tydzień jest w Taizé czasem rozważania Męki Pana Jezusa. Trzy razy dziennie
– rano, w południe i wieczorem – spotykamy się na wspólnej modlitwie i krok po kroku
towarzyszymy Chrystusowi w Jego Drodze Krzyżowej, czytając kolejne fragmenty Ewangelii.
Szczególnie intensywna jest wieczorna modlitwa. Młodzi ludzie pozostają w kościele
długi czas, a bracia razem z nimi, aby każdy kto zechce, miał okazję do podzielenia
się swym poszukiwaniem wewnętrznym, swymi pytaniami, wątpliwościami, z kimś, kto go
wysłucha. Jednocześnie w kościele są obecni także kapłani. Przez cały tydzień można
więc przeżyć Sakrament Pojednania, w atmosferze wyciszenia, spokoju, modlitwy. W kościele
trwają do późna w nocy śpiewy modlitewne, a młodzi w ten sposób przygotowują się także
do spotkania z Chrystusem Zmartwychwstałym.
RV: Często dochodzą do
nas głosy o kryzysie Sakramentu Pojednania w Kościele. Czy w tym okresie w Taizé dostrzega
Brat coś wyjątkowego w pragnieniu ludzi pojednania z Panem Bogiem?
Br. Marek:
To prawda, to niełatwy Sakrament i jakiś kryzys w Kościele nadal trwa, ale jednocześnie
dostrzegamy w Taizé, że młodzi ludzie z tych krajów, o których mówiło się, że są tam
trudności, coraz częściej podchodzą do kapłanów, prosząc o odpuszczenie grzechów.
Bez wątpienia istnieje kryzys Sakramentu Pokuty, ale wewnętrzna potrzeba przebaczenia
jest w człowieku zawsze ta sama i jestem przekonany, że kiedy stworzy się odpowiednią
atmosferę wyciszenia, skupienia, wówczas w tych młodych i nie tylko młodych ludziach
ta potrzeba się odradza. Wraca wtedy odwaga, żeby poprosić o przebaczenie.
W
Taizé przygotowaniem do Wielkanocy, ale także do sakramentów, są także tematy rozważane
w tym okresie w grupach biblijnych. Młodzi, przyjeżdżając, mogą wybrać jeden z trzech
tematów na cały tydzień. Jeden z nich brzmi wymagająco: „Pozostać wiernym aż do końca”.
Temat ten będziemy rozważać z młodymi przez cały obecny rok. Inny proponowany temat
to siedem słów Chrystusa na Krzyżu. Jeszcze inna możliwość to „Bóg staje się jednym
z nas”. Spotkania biblijne odbywają się zawsze w grupach wiekowych. Bardzo młodzi
w wieku 15-16 lat spotykają się oddzielnie. W odrębnej grupie spotykają się ci, którzy
mają 20-29 lat, a jeszcze osobną grupę tworzymy dla dorosłych młodych ludzi, to znaczy
tych, którzy mają do 35 lat. Te spotkania biblijne umożliwiają konfrontację doświadczenia
życiowego, egzystencjalnego ze Słowem Bożym i to też bardzo pomaga młodym ludziom
spotkać się z Chrystusem w tajemnicy Słowa, w tajemnicy najważniejszych dla nas, chrześcijan,
wydarzeń Jego życia.
RV: Brat Roger bardzo często powtarzał, że gdyby
Pan Jezus nie zmartwychwstał, nie bylibyśmy tutaj. Jak te słowa, Bracia, rozumiecie?
Br.
Marek: Tak, to prawda. Br. Roger bardzo często do tych słów powracał. Pamiętajmy,
że Zmartwychwstanie jest tym, co sprawia, że jesteśmy chrześcijanami. Św. Paweł nas
nauczał, że gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, to wszystko, co robimy, co głosimy,
nie miałoby tego najistotniejszego sensu. To znaczy nie kierowałoby człowieka ku życiu,
ku jego pełni, a to przecież nas interesuje najbardziej: życie, które się nie kończy,
które jest darem Pana Boga na zawsze i jest tym darem, który wypełnia wszystko w człowieku.
Nadaje najgłębszy i niezniszczalny sens naszemu istnieniu tutaj na Ziemi. Br. Roger
łączył te słowa z życiem codziennym, które wymaga wyjścia ku drugiemu, pojednania
się, szukania odpowiedzi na najpilniejsze potrzeby człowieka.
„Nie bylibyśmy
tutaj” – to brzmiało bardzo konkretnie dla br. Rogera, bo jesteśmy tutaj, żeby chwalić
Boga za dar życia, które ma głęboki sens dzięki Chrystusowi, ale jesteśmy też tutaj
razem dlatego, żeby sobie nawzajem służyć, pomóc sobie nawzajem odkrywać tę najszerszą,
największą perspektywę. Br. Roger wiązał to stwierdzenie z wymiarem głębokim, duchowym,
transcendentnym naszego życia, ale także z jego wymiarem bardzo konkretnym, który
dla młodych ludzi przybywających do Taizé jest też bardzo ważny. Oni służą sobie nawzajem,
mogą popracować, odkrywają, że bycie razem ze względu na Chrystusa i jego Ewangelię
może być piękne, może sprawiać, że nasze ludzkie cierpienia i zranienia tak bardzo
nam nie dokuczają. To właśnie jest perspektywa Zmartwychwstania, że życie na ziemi
może być życiem w komunii. Jesteśmy tutaj razem, przeżywamy szczególną wspólnotę,
której siłą, zwornikiem jest sam Chrystus.
RV: Czy wypowiedzi Br. Rogera
o paschalnym sensie egzystencji każdego człowieka były stałym rysem waszej duchowości?
Br.
Marek: Znam Taizé już niemal czterdzieści lat i ten wymiar paschalny wszystkiego,
co się u nas działo, był zawsze ten sam. Wiele rzeczy się zmieniało. W pewnym okresie
zaczęli przyjeżdżać młodzi ludzie, potem ta liczba podwoiła się, gdy otworzyły się
granice między wschodnią i środkową a zachodnią częścią Europy. W samym Taizé ciągle
trzeba się było dostosowywać do zmieniającej się zewnętrznej sytuacji, ale jedno było
to samo: wymiar paschalny życia wspólnoty braci i tego wszystkiego, co podejmowali
wraz z młodzieżą. Może właśnie dlatego młodzi, przyjeżdżając do Taizé, mówią, że czują
się jak u siebie w domu. Trochę nas to początkowo dziwiło. Kto zna Taizé, wie, że
życie jest skromne, dość spartańskie, nie ma wygód domowych. Tymczasem młodzi mówią,
że czują się jak w domu, bo odnajdują zawsze to samo, paschalne, radosne, pełne nadziei
oczekiwanie, że Bóg dokona przez swojego Syna głębokiej przemiany naszego życia, abyśmy
z nadzieją mogli patrzeć przed siebie.