Wokół wydarzeń na uniwersytecie "La Sapienza" - komentarz ks. Koprowskiego SJ
Zgrzyt ostatnich dni można banalizować. Jest tak absurdalny, że łatwo go skwitować
krótkim sloganem o laickim totalitaryzmie, o manipulacji, która kryje się „za” i tak
dalej. Wydaje mi się, że warto spojrzeć na to smętne wydarzenie jako swoisty znak
pobudzający do głębszej refleksji. Europa, szerzej „świat atlantycki”, od dziesięcioleci
ma trudność w zaakceptowaniu faktu, że wydarzenie religijne przenika całe życie człowieka;
że nie da się go spłaszczyć i zepchnąć do zakrystii, na margines tylko indywidualnego,
najlepiej – tylko płytko uczuciowego przeżycia i co najwyżej cichej, nie przeszkadzającej
innym, modlitwy gdzieś w kąciku.
Ma to swoje konsekwencje dla klimatu kulturowego,
dla spójności tkanki społecznej w poszczególnych krajach Starego Kontynentu. Ale ma
też konsekwencje szczególne w okresie wielkich migracji. Europa, chce czy nie chce,
musi skonfrontować się z przybyszami z krajów o dominacji islamu. Dla nich religia
jest faktem społecznym i faktem znaczącym dla całości ich życia. Za kilka lat Europa
uświadomi sobie, że stała się miejscem zamieszkania milionów, dziesiątków milionów
przybyszów z Azji, z zapleczem ich kultur i religii. Na ile „Stary Kontynent” wejdzie
dojrzale w to spotkanie? Czy stanie się ono dialogiem kultur i religii, naznaczonym
szacunkiem, czy konfrontacją u podstaw której będzie lęk „bogatego świata”, demograficznie
kurczącego się, niezaradnego w tym co dotyczy tożsamości osób, środowisk, społeczeństw,
narodów? Kościół jest świadom tych problemów od szeregu już lat. Wystarczy odwołać
się choćby do przesłania Jana Pawła II na Dzień Migranta i Uchodźcy 2005 roku, aby
zobaczyć z jaką mocą mówił o pilnej konieczności dialogu kultur i szacunku dla wymiaru
religijnego ludów i narodów.
Konfrontacja krzykliwego sprzeciwu małej grupki
na Uniwersytecie „La Sapienza” protestującej przeciw dyktatowi Papieża – w zestawieniu
z treścią jego przemówienia, którego skrót słyszeliśmy przed chwilą w programie, mówi
sama za siebie.
Ale za tym wszystkim jawi się głęboki kryzys kultury, jaki
przeżywają nie tylko Włochy. Samotność człowieka, który traci poczucie swojej tożsamości
i zaczyna bać się każdego Innego, reaguje na niego agresją. Przekreślam go, bo się
go boję. A skoro oczywistość faktu mówi, że ten Inny istnieje, to nie chcę mieć
z nim kontaktu. Wieża Babel rozprzestrzeniona na społeczeństwa, gnieżdżąca się w wielkomiejskich
środowiskach bez zdolności wzajemnej komunikacji. Nie tylko w wypadku zaproszenia
Papieża na inaugurację roku akademickiego na rzymskim uniwersytecie, ale i w innych
kontekstach. Przed kilkoma miesiącami – w Belgii, małym kraju UE, któremu groził rozpad
państwowości właśnie z powodu braku umiejętności komunikacji, rozmawiania, uznania
wartości Drugiego człowieka, wspólnoty – przy zachowaniu własnej tożsamości i specyfiki.
Myślę,
że trzeba się uczyć szacunku dla samego siebie i dla Drugiego, który jest inny niż
ja. Trzeba się uczyć jak wyrazić samego siebie, a zarazem potrafić słuchać tego, co
ktoś inny ma do powiedzenia. Z krytycznym nastawieniem z mojej strony, ale i z szacunkiem.
Moim
kolegom i koleżankom, dziennikarzom RV, powiedziałem wczoraj: Kościół broni tego,
co niesie Pismo św. i wydarzenie Jezusa Chrystusa, co niesie jego wielowiekowe doświadczenie
zakorzenione w przekazie Księgi Rodzaju: Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństw.
Stworzył go jako mężczyznę i kobietę. Powstała sytuacja, w której tworzy się wrażenie,
że Kościół jest jakby „ideologicznie zafiksowany” na kilku sprawach i dlatego bardzo
uważnie musimy szukać języka przekazu, który by ułatwiał zrozumienie, że to co niesie
Kościół i chrześcijaństwo, jest czymś innym, bez porównania głębszym, i otwiera przed
nami horyzont życia oparty o rzeczywistość Pana Boga, o miłość Boga ku człowiekowi,
którą ukazał On „do końca” w wydarzeniu krzyża i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa.
W
tym kontekście wróciłem do jednego z artykułów jeszcze wówczas kardynała Josepha Ratzingera,
o prowokacyjnym tytule: „Dlaczego jeszcze jestem w Kościele?”. Kard. Ratzinger zauważa,
że poprzez wszechobecność, ale i powierzchowność przekazu medialnego często dziś tracimy
z oczu istotę tego, czym jest Kościół. Widzimy wiele szczegółów, ale tracimy z oczu
całość i to, co istotne. Obrazowo mówi: pierwsze domy na przedmieściu nie dają obrazu
miasta, pierwszy zagajnik nie daje żadnego wyobrażenia o uroku lasu. Często patrzymy
dziś na Kościół pod kątem jego skuteczności w jakimś jednym aspekcie, często nieistotnym
dla całości tego, kim jest Kościół jako taki. Zaczynamy reagować na niego jak na inne
instytucje, chcąc coś zreformować. W rezultacie zostajemy na powierzchni wydarzenia
chrześcijańskiego, które prowadzi do reformy związanej z poszerzeniem horyzontów i
tym, co się określa jako „przemiana wewnętrzna”. Zaczynamy się ślizgać po powierzchowności
reformy struktur i potem dziwimy się, że sam Kościół dla nas staje się czymś drugorzędnym.
Chrześcijaństwo
i Kościół są istotnie związane z „rzeczywistością wiary”. Benedykt XVI z ogromną znajomością
przedmiotu w jego historycznym rozwoju mówi o znaczeniu rozumu i bogactwie depozytu
wiary, która poszerza spojrzenie. Która niczego nie narzuca przemocą, ale poszerza
spojrzenie o rzeczywistość nie byle jaką, tylko o rzeczywistość Boga, i to Boga, który
umiłował do końca.
Przypomina się, co mówił Mahatma Gandhi, wielki myśliciel
i wrażliwy człowiek, acz nie chrześcijanin: człowiek rozbija się przez politykę baz
zasad; przez bogactwo bez pracy; przez wiedzę bez mądrości; przez załatwianie spraw
bez moralności; przez naukę, ale bez wymiaru ludzkiego; przez religię, ale bez wiary,
wreszcie – przez miłość, ale bez gotowości do poświęcenia ze swojej strony.
Wydaje
mi się, że żałosne i będące znakiem głębokiego kryzysu kultury wydarzenia na rzymskim
uniwersytecie „La Sapienza” powinny pobudzić nas wszystkich do odnowionego spojrzenia
na Kościół jako rzeczywistość wiary, jako – jak mówi we wspomnianym artykule Joseph
Ratzinger – na Kościół jako Kościół Pana Jezusa Chrystusa, a nie mój kościółek, konkurujący
z kościółkami obok, reprezentowanymi przez inne gwiazdy, nagłaśniane pozytywnie czy
negatywnie przez media. Kościół, który wyszedł z Wieczernika Eucharystii i Wieczernika
Zesłania Ducha Świętego, z wydarzenia Krzyża i Zmartwychwstania Jezusa Chrytsusa.
Kościół zbudowany na Piotrze jako skale, skale, której nie przemogą zawirowania historii,
ani nawet małe, choć bardzo krzykliwe grupki jednego z najstarszych uniwersytetów
Europy.
ks. Andrzej Koprowski SJ Dyrektor Programowy Radia Watykańskiego