W Iraku 9 stycznia doszło do kolejnych ataków na świątynie chrześcijańskie. Tym razem
użyto dwóch samochodów-pułapek. Jeden eksplodował przed chaldejską katedrą Najświętszego
Serca Jezusa w Kirkuku, drugi przed syryjsko-prawosławnym kościołem św. Efrema. Zdaniem
chaldejskiego ordynariusza Kirkuku chodzi o zaplanowaną akcję, która ma stanowić polityczne
przesłanie do tamtejszych chrześcijan. „Martwimy się wczorajszymi atakami, jednak
wciąż mamy nadzieję i dalej będziemy kontynuować wysiłki na rzecz dialogu międzyreligijnego”
– powiedział abp Luis Sako agencji AsiaNews. Eksplozje, podobnie jak zamachy z 6 stycznia
na kościoły w Mosulu i Bagdadzie, nie były nastawione na ofiary w ludziach, lecz na
zniszczenia materialne. W wyniku siedmiu ataków przeprowadzonych w ciągu trzy dni
na obiekty chrześcijańskie w Iraku tylko dwie osoby odniosły lekkie obrażenia. Chaldejski
ordynariusz Kirkuku przyznaje, że nie wiadomo kto jest odpowiedzialny za ataki. Ewidentnie
mają one zastraszyć chrześcijan i skłonić do opuszczenia regionu, a społeczności międzynarodowej
ukazać, że nie ma tam spokoju.
Po zamachach, do których doszło w uroczystość
Objawienia Pańskiego, premier Iraku obiecał chrześcijanom ochronę i wykrycie sprawców.
Nuri al-Maliki spotkał się przedwczoraj z abp. Francisem Assisi Chullikattem. Nuncjusz
apostolski zwrócił przy tej okazji uwagę, że seria zamachów na chrześcijańskie kościoły
stanowi „smutną nowość, która nie pozwala zachować spokoju”. Dotychczas w okolicach
Kirkuku kościołów chrześcijańskich nie atakowano.