Jedyna rzecz, która się liczy, to świętość - wywiad z kard. Zenonem Grocholewskim
Nie dziękuję Panu Bogu za godności, za honory, bo od tego nie zależy wielkość mojego
kapłaństwa. Dziękuję Panu Bogu za dar kapłaństwa, którym obdarzył Kościół święty”
– mówi kard. Zenon Grocholewski. Publikujemy rozmowę z prefektem Kongregacji ds. Wychowania
Katolickiego, który 6 stycznia obchodzi srebrny jubileusz sakry biskupiej.
Młody
ksiądz Zenon Grocholewski przyjmując 45 lat temu święcenia kapłańskie z rąk abp. Antoniego
Baraniaka napisał na obrazku prymicyjnym słowa: „On ma wzrastać”. Pojawiły
się one równo 25 lat temu w dniu święceń biskupich. Jest to więc motto,
które towarzyszy Eminencji przez całą posługę kapłana, biskupa, kardynała?
Kard.
Z. Grocholewski: Tak, to jest prawda. Zawsze fascynowała mnie ta scena, kiedy
przychodzą do Jana Chrzciciela trochę zasmuceni uczniowie i mówią: „Teraz ludzie odchodzą
od ciebie, bo idą do Chrystusa”. Myśleli, że Jan Chrzciciel będzie zaniepokojony,
a on pełen radości odpowiada: „Tak ma właśnie być. On ma wzrastać, a ja się umniejszać”.
Mnie się zawsze wydawało, że to jest sens kapłaństwa. Chodzi o Chrystusa, On ma wzrastać.
Nie chodzi o nas. My jesteśmy tylko narzędziami. To zdanie Jana Chrzciciela oświecało
całe moje życie kapłańskie, biskupie. Teraz na jubileuszowym obrazku też znalazł się
Jan Chrzciciel z bazyliki św. Piotra: pokorny Jan Chrzciciel chrzci jeszcze bardziej
pokornego Chrystusa. To jest bardzo wymowna scena.
W bogatym życiorysie
Księdza Kardynała wiele było posług. Jubileusz jest czasem dziękczynienia.
Za co Ksiądz Kardynał jest Panu Bogu najbardziej wdzięczny?
Kard. Z.
Grocholewski: Najbardziej jestem Panu Bogu wdzięczny za ustanowienie kapłaństwa
w Kościele. Tak jak powiedziałem przed tygodniem w czasie kazania w Poznaniu: nie
dziękuję Panu Bogu za godności, za honory, bo od tego nie zależy wielkość mojego kapłaństwa.
Dziękuję Panu Bogu za dar kapłaństwa, którym obdarzył Kościół święty. Zdaję sobie
sprawę, że ten dar, który mnie dotyczy, równocześnie skłania do głębokiej refleksji.
Kiedy będę stawał przed Panem Bogiem, to nie będzie jakichś dodatkowych punktów za
to, że jestem biskupem czy kardynałem. Jedyna rzecz, która się liczy, to jest świętość.
To jest jedyna wielkość w Kościele. Pan Bóg pewnie na sądzie będzie się ode mnie czegoś
więcej domagał, ponieważ dał mi specjalne zadanie, wzmocnił to zadanie specyficznym
sakramentem. Dlatego w czasie takiego jubileuszu równocześnie trzeba robić solidny
rachunek sumienia: czy Pana Boga nie zawiodłem? Czy nie powinienem zrobić czegoś więcej?
Jubileusz to nie jest jakiś triumfalizm; to okazja do solidnej refleksji, bo to, co
się liczy, to jest tylko świętość.
Tak, jednak taki rachunek sumienia może
ukazać też rzeczy, o których można by rzec: „to przeze mnie, Panie Boże,
udało Ci się zrobić”. Które z nich najbardziej cieszą Księdza
Kardynała?
Kard. Z. Grocholewski: Przyjechałem do Rzymu,
mówiąc szczerze, bez wielkiego entuzjazmu dla prawa kanonicznego, które wydawało mi
się wiedzą formalną: reguły i przepisy. Natomiast mnie interesowało coś więcej i to,
co mnie mocno ubogaciło, to jest zrozumienie prawa kościelnego w zupełnie inny sposób
– jako aktualizację czy realizację eklezjologii, misji Kościoła w życiu. To jest w
jakiś sposób Sobór Watykański II, który musi być realizowany w konkretnym życiu. I
to zrozumienie prawa kanonicznego zupełnie inne niż miałem wcześniej, było dla mnie
ogromną radością i ubogaceniem. Stałem się entuzjastą tego prawa i zawsze z wielką
radością mówiłem o nim, nawet spełniając funkcję w Najwyższym Trybunale Sygnatury
Apostolskiej. Uczyłem tego prawa z wielkim entuzjazmem, ponieważ wiedziałem, że tu
nie chodzi o przepisy, lecz o to, żeby Kościół mógł rosnąć.
Innym ubogaceniem
mojego życia było to, że przez tyle lat mogłem pracować przy boku Jana Pawła II. To
było ogromne świadectwo człowieka, który oddał się całkowicie Panu Bogu, którego siłą
i mocą była modlitwa. Pamiętam, jak na samym początku pontyfikatu Jan Paweł II pojechał
na Mentorellę i powiedział, że to miejsce uczyło go modlitwy. Mówił też, że najważniejszym
zadaniem Papieża jest modlitwa. Nie podróże czy nauczanie, lecz właśnie modlitwa.
Wtedy przyszły mi na myśl słowa Chrystusa: „Beze mnie nic uczynić nie możecie”. Naszą
siłą nie są nasze zdolności, ale Chrystus. Dlatego On ma wzrastać, a my musimy być
w Nim w jakiś sposób zakorzenieni.
W ostatnich latach moim ogromnym ubogaceniem
był kontakt z nauczaniem w szkołach, na uniwersytetach. Nigdy nie spodziewałem się
tego, że to jest rzeczywistość tak bogata i tak zróżnicowana. Ta rzeczywistość napełniła
mnie optymizmem. Oczywiście, zawsze widać jakieś elementy negatywne i to się często
wyolbrzymia, natomiast ja dostrzegłem ogromną ofiarność ludzi, którzy włączyli się
w nauczanie Kościoła, w tak różnych okolicznościach: nie tylko w krajach katolickich,
ale nawet tam, gdzie katolików jest mało. Np. w różnych krajach azjatyckich, gdzie
katolików jest 1 procent, mamy trzy uniwersytety. W Tajlandii, gdzie jest niecałe
300 tys. katolików, mamy w szkołach katolickich 465 tys. dzieci. Był u mnie niedawno
ambasador Indonezji i mówił z entuzjazmem o szkołach katolickich. Myślałem, że jest
jakimś zaangażowanym katolikiem, więc spytałem się, jaka jest jego religia. On mi
odpowiedział, że jest muzułmaninem, bo tam jest przecież 90 proc. muzułmanów, ale
on chodził do szkoły katolickiej i jego rodzice też, bo to są najlepsze szkoły i najlepsze
uczelnie. Byłem w Afryce w ostatnim czasie. Widziałem, ile dobrego robi Kościół dla
promocji człowieka i to w jego integralnym wymiarze, tzn. nie tylko uczy religii,
ale stara się formować ludzi. Uniwersytety w Afryce są naprawdę naszą chlubą, są wkładem
olbrzymiej liczby ludzi dokonanym z wielką ofiarnością.
Obecnie liczba uniwersytetów
wzrasta. Za czasów Jana Pawła II powstało ponad 250 nowych uniwersytetów katolickich
– to jest ogromna liczba. Myślę, że w tym roku zacznie działać uniwersytet katolicki
w Chorwacji, drugi w Słowenii. Spotkałem się z rektorami wszystkich uniwersytetów
w Chorwacji i widziałem ich wielką przychylność do nowej uczelni, która wejdzie w
tę rodzinę uniwersytecką ze swoją specyfiką i bogactwem.
Ostatnie lata,
o których Ksiądz Kardynał mówi, zaczęły się w roku 1999 wraz z przejściem do
Kongregacji ds. Wychowania Katolickiego, na prefekta tejże dykasterii.
Czy pośród tak rozlicznych zajęć: wyjazdów, wykładów, codziennych obowiązków jest
chociaż trochę czasu na to, co Ksiądz Kardynał lubił wcześniej robić: turystykę, filatelistykę?
Kard.
Z. Grocholewski: Na to prawie nie ma czasu. Filatelistyka już kompletnie wysiadła.
Uważam, że byłoby to ze szkodą dla mojej pracy, która bardzo angażuje. Turystyki potrzeba
by też więcej, bo moje wyjazdy dotyczą problemów, spotkań, konferencji i żeby coś
zobaczyć, często trudno znaleźć na to czas. Ale myślę, że to nie jest żadna szkoda.
Myśmy poświęcili się Chrystusowi, Jemu trzeba oddać wszystkie nasze siły. On ma wzrastać,
dlatego nie mam żadnego żalu, że nie mogę tego robić, tylko chciałbym Chrystusowi
dać naprawdę wszystko.