Zwierzchnicy muzułmańskich i chrześcijańskich wspólnot Kenii wezwali do ponownego
przeliczenia głosów oddanych tam w wyborach prezydenckich. Jednocześnie zaapelowano
o spokój i powstrzymanie się od przemocy przez wszystkie strony konfliktu. Apel wystosowała
muzułmańska Rada Imamów i Kaznodziejów oraz duchowni różnych wyznań chrześcijańskich,
w tym arcybiskup Mombasy Boniface Lele. Po ponownym zwycięstwie w wyborach dotychczasowego
prezydenta Mwai Kibakiego w Kenii doszło do poważnych rozruchów. Zginęło co najmniej
140 osób, a konflikt w kwestii prawidłowości przebiegu głosowania przekształcił się
w zamieszki plemienne.
O sytuację w Kenii zapytaliśmy pracującego w Nairobi,
ks. Wacława Dominika ze Stowarzyszenia Misji Afrykańskich.
ks. W. Dominik:
Obecna sytuacja w Kenii jest bardzo napięta. Jest to związane z ogłoszeniem wyników
wyborów prezydenckich, w których ponownie zwyciężył obecnie rządzący krajem Mwai Kibaki.
Odbyło się to w klimacie kontrowersji. Wybory parlamentarne i prezydenckie miały miejsce
27 grudnia, a ogłoszenia ich wyników spodziewano się najpóźniej 28 grudnia. Tymczasem
zostały one ogłoszone dopiero 30 grudnia około godz. 18:00. Przez większość czasu
trwania głosowania wyniki, które napływały do komisji wyborczej, wskazywały na to,
że przewagę miał Raila Odinga z partii ODM. Dopiero później okazało się, że to obecny
prezydent Kibaki zdobył większe poparcie. Według oficjalnych wyników zwyciężył on
różnicą ponad 200 tys. głosów. Raila Odinga, kandydat opozycji, bardzo mocno kontestował
te wybory.
Niezwykle szybko, bo już kilkanaście minut po ogłoszeniu wyników,
odbyła się ceremonia zaprzysiężenia prezydenta. Jest to rzecz rzadko spotykana, ponieważ
zwykle towarzyszy temu wielka uroczystość państwowa. Co więcej, w czasie samego ogłaszania
wyników przedstawiciele partii ODM podnieśli głośne protesty. W konsekwencji wszyscy
przedstawiciele prasy zostali wyproszeni i ostateczne rezultaty zostały ogłoszone
tylko przez telewizję narodową. Wcześniej jeden z członków komisji wyborczej jawnie
przed kamerami stwierdził, że doszło do bardzo dużych nieścisłości i fałszowania wyników
głosowania na rzecz obecnej głowy państwa. Kandydat opozycji stwierdził po południu,
jeszcze przed ogłoszeniem ostatecznych rezultatów, że sfałszowano około 300 tys. głosów.
Obecnie
w kraju panuje chaos. Nie wiadomo, co się dzieje. Telewizja podaje głównie relacje
z wczorajszych wydarzeń. W kilku większych miastach wybuchły poważne zamieszki. Mówi
się o około 120 osobach zabitych. Są to dane z wczoraj, więc aktualnie ofiar może
być więcej. Nad slumsami Nairobi unosiły się chmury dymu. Panuje niepokój, przemoc,
grabieże.
Czy w Kenii istnieje niebezpieczeństwo wybuchu wojny?
ks.
W. Dominik: Wszyscy mamy nadzieję, że są to próżne obawy. Na całą tę sytuację
nakłada się jeszcze problem trybalizmu: obecny prezydent pochodzi z plemienia Kikuyu,
a Raila Odinga – z plemienia Luo. Konflikt zasadza się zatem na rywalizacji między
tymi dwoma plemionami. Pod względem ekonomicznym, ogólnie rzecz ujmując, plemię Kikuyu
uważane jest za plemię biznesmenów i ludzi bogatych. Plemię Luo natomiast, reprezentowane
przez opozycję, wydaje się być w znacznej mierze złożone z mieszkańców slumsów, gdzie
obecnie dochodzi do największych rozruchów. Istnieje niebezpieczeństwo, że te zamieszki
o charakterze lokalnym przerodzą się w coś poważniejszego, ale mamy nadzieję, że tak
się jednak nie stanie.
Czy i jak na tę sytuację reaguje Kościół?
Czy jego przedstawiciele zabrali głos w tej sprawie?
ks. W. Dominik:
W czasie kampanii prezydenckiej Kościół katolicki bardzo wyraźnie podkreślał wartość
pokoju i wyborów przeprowadzonych w spokojnej atmosferze. Wczoraj kard. John Njue
potępił zabójstwa i niszczenie własności prywatnej, sięgające kilkudziesięciu tys.
dolarów. Spodziewamy się wydania oficjalnego oświadczenia kardynała w sprawie obecnej
sytuacji.