Pan przybędzie
kiedyś do każdego z nas. To jest pewne i nie ma nic bardziej pewnego na świecie jak
nasza śmierć. A czymże jest śmierć, jak nie przyjściem Pana do nas lub raczej – nas
do Pana?
Przyjście to jest bliskie, niezależnie od tego, czy będzie ono miało
miejsce dziś, jutro za dwa lub dwadzieścia lat. Bo czas biegnie szybko, a jest to
czas przygotowania do tego wielkiego, najważniejszego wydarzenia naszego życia. Jest
to bowiem czas, w którym dzień po dniu zarabiamy na naszą wieczność.
Potrzeba
czujności i wytrwania, bo mimo ważności tego wydarzenia łatwo jest je przegapić. Najpierw
można przegapić, zapomniawszy o tej prawdzie w ogóle, nie zastanawiać się nad celem
życia, nie słuchać nawoływania Ewangelii, usuwając tę niewygodną prawdę z życia. Tak
czynią ludzie niewierzący.
Ale i wierzący mogą o niej zapomnieć, to znaczy,
nawet wiedząc o niej teoretycznie, zapomnieć o jej wcielaniu w życie i nie troszczyć
się o to wszystko, co jest związane z życiem wiecznym. A przecież codziennie odmawiamy
modlitwę, w której stoją słowa: „Przyjdź Królestwo Twoje”. I zapominamy, że Pan stoi
u drzwi i puka, i nie wiemy, kiedy On zapuka po raz ostatni. I czy, nim On przyjdzie,
usłyszymy to pukanie? „Kiedyś powróci Pan” – śpiewał piosenkarz francuski i pytał
– „Panie, czy przyjdziesz już nocy tej?”
Adwent to wielkie przypomnienie o
Panu, który przychodzi i wielkie wezwanie do wytrwałości w tym czuwaniu. Bo Pan przyjdzie
kiedyś, najpierw po mnie, a potem, aby osądzić cały świat. Oczekujmy więc na Niego!