Jan
był gwałtownikiem. Grzmiał nad Jordanem, wzywając wszystkich do pokuty, wypominał
grzechy, ganił. Odważył się nawet potępić publicznie króla Heroda i jego kazirodczy
związek. Tę swoją bezkompromisowość okupił własną krwią, ścięty w lochach Macherontu.
Gwałtownicy
to pasjonaci dla królestwa niebieskiego, którzy bezkompromisowo przyjęli radykalizm
Ewangelii. To stary bandyta pustyni egipskiej, Mojżesz, wielokrotny morderca, który
pewnego dnia przyjął Boga, opuścił bandę, udał się na pustynię, by jako mnich-pustelnik
straszliwym postem okupić swoje zbrodnie. To Francesco, bawidamek z Asyżu, który porwany
przez Boga zostawił wszystko, co należało do świata i stanął nagi przed biskupem Asyżu,
by pojąć Panią-Biedę i, wyzwolony z dóbr materialnych, pójść przez Italię z pieśnią
na ustach, chwaląc piękne dzieła Boże. To kanclerz króla Anglii, wytrawny humanista,
subtelny pisarz i myśliciel, który w chwili wyboru odmówił królowi posłuszeństwa,
by z londyńskiego Tower pójść na szafot. To franciszkanin z Niepokalanowa, który nie
zawahał się oddać swojego życia za ojca rodziny. To tylko kilka przykładów spośród
ogromnej rzeszy szaleńców Bożych: niektórych z nich Kościół ogłosił świętymi czy błogosławionymi,
imiona innych zna tylko Bóg.
Są bowiem chwile w naszym życiu, w których musimy
powiedzieć „tak” czy „nie”. Chwile, do których przygotowujemy się całe życie, czasami
tą odpowiedzią będzie nawet śmierć. W takich sytuacjach ludzie doradzają nam kompromis,
ale my wiemy, że wprawdzie czasami kompromis jest zbawienny, ale także, że bywają
chwile, w których nie może być mowy o kompromisie.
„My, szaleni dla Chrystusa”
– napisze św. Paweł. Tak, szaleni, ale szaleńcy zdobywają królestwo niebieskie.