Myślę, że wielu ludzi byłoby zdziwionych,
gdyby im powiedziano, że są niewidomymi. A przecież są takimi w świetle wiary.
Uleczenie
niewidomego przez Pana Jezusa ma nie tylko wymiar fizyczny i jest spowodowane ulitowaniem
się nad człowiekiem, który żyje w straszliwej ciemności, ale ma także i wymiar duchowy.
Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu wraca często do tematu światła i ciemności,
a Jezus sam o sobie mówi, że jest światłością świata. Przyszedł On bowiem na ten świat
nie tylko, aby przez swoją śmierć zbawić człowieka, ale także, aby go oświecić. I
nie tylko Jezus tak nauczał, ale cały Stary Testament stanowi długą i systematyczną
katechezę nowej wiary w świecie pogańskim o Bogu jedynym, o Bogu miłości, o Bogu sprawiedliwym
i o Jego królestwie, które przygotował dla ludzi dobrej woli. Gdy czytamy księgi Starego
Testamentu, widzimy, jak Bóg systematycznie odsłania samego siebie Narodowi Wybranemu
i przygotowuje świat na przyjście swojego Syna. A kiedy nastała pełnia czasów, posłał
swojego Syna, aby w pełni uzdrowić świat ślepy: pokazać mu swoją miłość i dać mu swoje
życie.
Bóg nam daje swoje światło, swoją naukę, ale czy ludzie chcą ją przyjąć?
Czy nie ma pośród nas ludzi ślepych lub słabo widzących, którzy nie widzą lub nie
chcą ujrzeć Jego światła? Jak szczęśliwi są ci, którzy Go widzą. Czy jednak oni chcą
innych oświecić, przynosić im światło, podprowadzać do światłości, by potem mogli
już sami iść dalej? „Pan moim światłem i zbawieniem moim” – oby stał się tym samym
dla innych braci, żyjących ciągle jeszcze w ciemności.