Wybory prezydenckie w Libanie kolejny raz zostały przesunięte o następny tydzień (na
30 listopada). Deputowani mieli dziś wybierać nowego szefa państwa. Do parlamentu
dotarła jednak tylko niewielka grupa posłów, która nie zapewniła wymaganego konstytucją
kworum. Jutro wygasa mandat obecnego prezydenta, Emile’a Lahouda. Pracujący w Bejrucie
o. Paweł Bielecki-Kurysz OFMCap podkreśla, że coraz wyraźniej widać, iż „konstytucja
została schowana do szuflady, i nikt jej w Libanie nie respektuje”.
„Sytuacja
się komplikuje, dużo wojska na ulicach – relacjonuje misjonarz. - Niektórzy mówią,
że to być może właśnie armia przejmie władzę, jeżeli nic się nie zmieni. Pewnym jest
fakt, że dzisiaj do północy obecny prezydent Emile Lahoud musi się wyprowadzić z pałacu.
Ani opozycja, ani większość parlamentarna nie mają nowego scenariusza. Ambasador amerykański
Feldman, który niedługo kończy swoją misję w Libanie powiedział, że brak prezydenta
w tym państwie może stworzyć taki kryzys, jaki widzimy w Strefie Gazy”.
„Niepokojącym
jest fakt, iż przywódcy polityczni kraju oskarżają się nawzajem, i wcale nie szukają
porozumienia” – zaznacza o. Bielecki-Kurysz. Wczorajsze święto niepodległości w Libanie
było jednym z najsmutniejszych w historii tego kraju. „Niewielu było Libańczyków na
ulicach, duże napięcie wśród mieszkańców – jak długo da się tak żyć?” – pyta korespondent
Radia Watykańskiego.
Kwestia wyborów prezydenckich zwiększa napięcia pomiędzy
prozachodnią większością parlamentarną a prosyryjską opozycją kierowaną przez terrorystyczne
ugrupowanie Hezbollah.