W dalszym ciągu niepewna jest data wyborów prezydenckich w Libanie. Według konstytucji
tego kraju, szef państwa musi być katolikiem obrządku maronickiego. Aby pomóc skłóconym
parlamentarzystom, patriarcha maronitów kard. Nasrallah Pierre Sfeir, przedstawił
listę sześciu kandydatów. Nie zmieniło to jednak niczego w sprawie samych wyborów
– mówi o. Paweł Bielecki-Kurysz OFMCap. Niepokojącym jest fakt, iż w obozach palestyńskich
wyczuwa się pewną atmosferę napięcia, mówi się o przemycaniu po raz kolejny broni
– relacjonuje nasz korespondent z Bejrutu.
Już w ubiegłą niedzielę lider Hezbollahu,
Hassan Nasrallah, w swoim agresywnym wystąpieniu zadeklarował, że jeżeli szef państwa
zostanie wybrany przez większość parlamentarną, to nie będzie w żadnym razie uznany
przez opozycję i nie będzie prezydentem całego kraju.
W tej sytuacji 21 listopada
jest datą przełomową. Jednak już teraz mówi się o kolejnych przesunięciach, być może
nawet o 2 dni. Jedno jest pewne – przypomina o. Bielecki-Kurysz – 24 listopada kończy
się oficjalna kadencja obecnego prezydenta, Emile’a Lahouda.
Misjonarz nie
ukrywa, że Libańczycy są dość zaniepokojeni sytuacją, ponieważ rozmowy, które teraz
się toczą, nie wykazują żadnych postępów – wręcz przeciwnie, mówi się o pewnym regresie.
Szef francuskiej dyplomacji Bernard Kouchner przyspieszył o dwa dni swoją
wizytę w Bejrucie. To wskazuje, że Zachód jest bardzo zaniepokojony brakiem postępów
w poszukiwaniu kandydata na prezydenta Libanu. Jeśli nie zostanie on wybrany w wyznaczonym
terminie, może to doprowadzić do destabilizacji kraju.