Abp Mokrzycki: podejmuję misję z wielką ufnością i nadzieją - wywiad
Ukraińskie korzenie, dom rodzinny, doświadczenie zdobyte w Watykanie - to tematy
rozmowy z abp. Mieczysławem Mokrzyckim przeprowadzonej z okazji jego sakry biskupiej.
Przy okazji nominacji na arcybiskupa-koadiutora
Lwowa pojawiły się pytania: skąd ta Ukraina i gdzie te ukraińskie korzenie Księdza
Mieczysława? Wyjaśnijmy to.
Ks. M. Mokrzycki: Archidiecezja
lwowska jest moją archidiecezją, w której się urodziłem, wychowałem, w której dojrzewało
moje życie chrześcijańskie. W Łukawcu, czyli w mojej rodzinnej parafii, przyjąłem
chrzest, bierzmowanie, pierwszą komunię świętą, tam też odprawiłem Mszę św. prymicyjną.
W prokatedrze w Lubaczowie przyjąłem święcenia kapłańskie z rąk ks. bp. Mariana Rechowicza.
Stąd te moje korzenie ukraińskie. Jest to moja diecezja, diecezja zawsze wierna, którą
poznałem poprzez moje wychowanie chrześcijańskie, a najbardziej poprzez formację w
seminarium. Kapłani archidiecezji lwowskiej byli przełożonymi w naszym seminarium
i oni właśnie przekazywali mi całe dziedzictwo tej archidiecezji bł. Jakuba Strzemię.
Archidiecezji
– dodajmy – z bardzo bogatą historią...
Ks. M. Mokrzycki: Tak, jest
to druga po Gnieźnie metropolia w Polsce, ma bogate tradycje. Wielu wybitnych kapłanów
pochodziło z tej diecezji, m. in. właśnie abp Baziak, który konsekrował Ojca Świętego
Jana Pawła II. Mamy św. arcybiskupa Lwowa, Józefa Bilczewskiego. Ojciec Święty kanonizował
także ks. Zygmunta Gorazdowskiego, założyciela sióstr józefitek. Obecnie ks. kard.
Marian Jaworski rozpoczął proces kanonizacyjny bł. Jakuba Strzemię.
W Łukawcu
i w okolicy mieszka większość Księdza rodziny, tam się Ksiądz wychował. Chciałam
zapytać o te początki. Pamiętam scenę, kiedy Ksiądz wprowadzał jako sekretarz Ojca
Świętego gości na Mszę św. W pewnym momencie przyszła jedna starsza pani, Ksiądz się
skłonił, ucałował ją w rękę. Wszyscy byli bardzo zaskoczeni i zastanawiali się: kim
jest ta kobieta? Czy taki szacunek dla matki, dla kobiety, Ksiądz wyniósł
z domu rodzinnego? Było Was sześcioro...
Ks. M. Mokrzycki:
Tak. W domu rodzinnym zawsze byliśmy wychowywani w duchu chrześcijańskim, w wielkim
poczuciu obowiązku i szacunku wobec rodziców i dziadków. Uczyłem się tego nie tylko
od moich rodziców, ale także od całego otoczenia – dziadków, wujków. W naszej tradycji,
nie tylko rodzinnej, ale w całym otoczeniu zawsze widziałem pozytywne strony odnoszenia
się z szacunkiem do drugiego człowieka. W tym duchu wychowywano nas także i w szkole.
Czy
to, co Ksiądz wyniósł z domu, było pomocne potem w byciu kapłanem?
Ks.
M. Mokrzycki: Tak. Byliśmy rodziną wielodzietną, było nas 4 braci, 2 siostry.
Warunki w domu nie były bardzo wygodne. Wychowywała nas także praca. To nas bardzo
jednoczyło, byliśmy bardzo ze sobą zżyci. Jedni drugim pomagali, starali się zawsze
przyjść z pomocą, z dobrym przykładem. Kształtowaliśmy się nawzajem przez wspólne
rozmowy czy zwracanie uwagi.
Mimo nominacji w Watykanie wszyscy do
Księdza mówią: Don Mietek, ksiądz Mietek, a nie – ksiądz arcybiskup. Hasło biskupie
brzmi: „Humilitas” – pokora. Czy pokora pomaga w byciu człowiekiem,
księdzem? Czy według Księdza pomoże w byciu biskupem?
Ks. M.
Mokrzycki: Cieszę się bardzo z tego, że w dalszym ciągu pracownicy w Watykanie,
czy to na wyższym, czy na niższym szczeblu, zwracają się do mnie po imieniu, właśnie
tym określeniem Don Mietek. Nawet sam Ojciec Święty mówi do mnie często Don Mietek
albo Mietek. Cieszę się bardzo z tego, bo to pomaga mi w nawiązywaniu bliższych relacji.
Człowieczeństwo jest bardzo ważne w naszym codziennym życiu, w codziennym obcowaniu
z ludźmi, żeby nie stwarzać jakichś barier, czasami barier sztucznych. Wtedy ludzie
mają do nas większe zaufanie, mogą z łatwością do nas przyjść, z nami porozmawiać,
a w ten sposób możemy nawzajem się ubogacać.
Jest Ksiądz jedynym w
historii Polakiem, który był sekretarzem dwóch Papieży – Jana Pawła II i Benedykta
XVI. Byli oni przede wszystkim biskupami, biskupami Rzymu. Czy na tę
drogę bycia biskupem w archidiecezji lwowskiej czegoś się Ksiądz od nich nauczył?
Ks.
M. Mokrzycki: Papieże, tak jak Pani powiedziała, są biskupami Rzymu i od nich
nauczyłem się duszpasterstwa. Jan Paweł II żył diecezją rzymską, jej sprawy były mu
bardzo bliskie. Zawsze troszczył się o wszystkich wiernych, o seminarium. Chciał,
aby były szerzone różne organizacje i związki. Także sprawy rodziny, młodzieży były
mu bardzo bliskie. Starał się nawiązywać kontakty z nimi poprzez kard. Ruiniego. Często
odwiedzał też parafie. I tego duszpasterstwa biskupa nauczyłem się bardzo od naszego
Ojca Świętego, ale także od obecnego Papieża.
Czy oni w swoim byciu
biskupami różnili się bardzo wg Księdza?
Ks. M. Mokrzycki: Jan Paweł
II miał swój charyzmat. Myślę, że nie tylko sprawy całego świata, ale także sprawy
diecezji rzymskiej były mu bardzo bliskie. Myślę, że obecny Ojciec Święty bardziej
zwraca uwagę na powszechny wymiar Kościoła, może mniej uwagi poświęca Kościołowi w
Rzymie.
W Watykanie spędził Ksiądz ponad 11 lat. Posługa sekretarza
to praca w cieniu, wymagająca niesamowitego oddania. Mieszkając
w centrum Rzymu, ze względu na obowiązki, mógł Ksiądz rzadko opuszczać
Watykan. Czy jest jakieś szczególne miejsce w Rzymie, które jest ulubionym
miejscem księdza Mietka?
Ks. M. Mokrzycki: Moim ulubionym miejscem
jest kościół i kolegium św. Karola, w którym spędziłem 4 lata podczas moich studiów
w Rzymie. Było to kolegium międzynarodowe. Myślę, że sylwetka św. Karola, biskupa
Mediolanu, wywarła na mnie także głęboki wpływ, przede wszystkim jego duchowość. Jest
on w moim herbie i też w moim zawołaniu znalazło się słowo „humilitas” – pokora, które
było jego zawołaniem. Kościół św. Karola jest mi bardzo bliski, znajduje się na Via
del Corso, blisko Placu Hiszpańskiego, do którego często powracam myślami, a także
i duchowo. Drugim takim miejscem oczywiście jest dla mnie bazylika św. Piotra, plac
św. Piotra, z którym wiążę wiele przeżyć, zwłaszcza w Roku Świętym. Na wiele celebracji
mogłem patrzeć każdego dnia z okna mojego mieszkania i przeżywać to, co przeżywali
inni ludzie, przychodząc z pielgrzymką do grobu św. Piotra.
Teraz
jedzie Ksiądz do Lwowa. Czy to miasto już jest Księdzu bliskie? Czy tam są też miejsca,
w które się chętnie wraca?
Ks. M. Mokrzycki: Miasto Lwów było bliskie
dla każdego człowieka. Znamy to z historii, z opowiadań, z różnych pieśni. Dla mnie
ono też jest bardzo bliskie, z historii przekazywanej nam przez naszych przełożonych
w seminarium. Jest to miasto bardzo piękne, a także bogate w kulturę chrześcijańską.
Jest tam ponad 40 kościołów obrządku łacińskiego, które nadają atmosferę religijną
temu miastu. Szczególnym miejsce, które zakorzeniło się w moim sercu, jest kościół
św. Elżbiety, wybudowany przez św. Józefa Bilczewskiego. Włożył on w budowę tego kościoła
swoje serce i poprzez jego proces beatyfikacyjny ten kościół stał się też dla mnie
bardzo bliski. Do niego bardzo często przychodzę, aby się pomodlić i podziękować Panu
Bogu za tak wielkiego arcypasterza naszej diecezji.
Jak sekretarz
dwóch Papieży przez te ostatnie 11 lat odpoczywał? Jakie Ksiądz ma hobby?
Ks.
M. Mokrzycki: Moim hobby jest spacer, a także słuchanie muzyki klasycznej, która
mnie uspokaja i pomaga odpocząć, a także pomaga w formacji duchowej. Człowiek może
wtedy medytować i kontemplować Pana Boga.
Ulubiony autor, kompozytor?
Ks.
M. Mokrzycki: Myślę, że Mozart.
13 lat w Watykanie przy boku Papieży,
a teraz Lwów. Co najtrudniej Księdzu zostawić?
Ks. M. Mokrzycki:
Sądzę, że najtrudniej mi będzie zostawić serce i centrum chrześcijaństwa, czyli plac
i bazylikę św. Piotra, grób św. Piotra i grób naszego Ojca Świętego Jana Pawła II,
z którym zżyłem się bardzo i gdzie dojrzewała także moja wiara, umacniało się moje
przywiązanie do Kościoła powszechnego, z którego bardzo dużo zaczerpnąłem podczas
mojego pobytu w Rzymie, także podczas studiów.
A czy jest jakieś najpiękniejsze
wspomnienie tych lat?
Ks. M. Mokrzycki: Trudno mi będzie w tej chwili
te wspomnienia określić, wszystkie one złożyły się na to, że dojrzewałem duchowo w
swoim życiu chrześcijańskim.
Za kilkanaście dni Ksiądz pojedzie do
Lwowa. Co teraz chciałby Ksiądz powiedzieć ludziom stamtąd, którzy słuchają i czekają
na swojego arcybiskupa?
Ks. M. Mokrzycki: Chciałbym, aby
pamiętali o mnie w modlitwie, zwłaszcza w tych dniach przygotowania się do święceń
biskupich, w dniu konsekracji, a także w kolejnych dniach posługi. Chcę im powiedzieć,
że poprzez modlitwę wytworzy się atmosfera miłości, atmosfera jedności i nie będzie
żadnych problemów między wyznaniami, kulturami czy innych podziałów. Chcę także powiedzieć,
że wszyscy są bliscy memu sercu i wszystkich obejmuję moją modlitwą.
Mówi
się, że jedzie Ksiądz na niełatwą misję, a wręcz przeciwnie –że to
będzie trudna praca. Czy Ksiądz też tak na to patrzy?
Ks. M. Mokrzycki:
Mam wielką ufność i wielką nadzieję, i myślę, że Pan Bóg będzie mi błogosławił i pomagał
tak, że droga Jego nie będzie trudna, a moja będzie możliwa do pokonania.
Z
całego świata, od przyjaciół i znajomych napływają życzenia z okazji sakry biskupiej.
Ludzie piszą o tym, co czują. Czy były jakieś życzenia, które szczególnie dotknęły
Księdza serce, które najbardziej przemówiły?
Ks. M. Mokrzycki: Z
wielką nadzieją i radością idę, aby służyć archidiecezji lwowskiej, bo właśnie w tych
życzeniach wyrażała się wielka radość i miłość ludzi i zapewnienie o modlitwie w mojej
posłudze biskupiej we Lwowie.
A o co chciałby Ksiądz poprosić te osoby,
które nas teraz słuchają?
Ks. M. Mokrzycki: Chciałbym, aby otaczali
mnie swoją miłością, życzliwością, a nade wszystko pamiętali o mnie w modlitwie.