W 9. dniu manifestacji mnichów buddyjskich w Rangunie, 26 września, birmańska armia
i policja użyły siły dla rozpędzania demonstrantów domagających się demokracji. Strzelano
w powietrze i użyto gazów łzawiących. Kilkudziesięciu mnichów pobito pałkami, gdy
usiłowali wejść do zamkniętej przez wojsko pagody Szwedagon. 25 września wprowadzono
godzinę policyjną obowiązującą od zmierzchu do świtu (od godz. 21.00 do 5.00) i wydano
na najbliższe dwa miesiące zakaz zbierania się więcej niż pięciu osób. Nie powstrzymało
to jednak demonstracji mnichów, do których dołączyli się mieszkańcy miasta i działacze
opozycyjni. Oblicza się, że na ulicach Rangunu pozostaje ok. 100 tys. manifestantów.
Dziś rano co najmniej 200 osób – w tym wielu mnichów – aresztowano. Strzałami w powietrze
usiłowano zablokować 10-tysięczny pokojowy marsz zmierzający do pagody Sule. To przy
tej buddyjskiej świątyni w 1988 r. doszło do najkrwawszej rozprawy wojska z manifestantami.
W Rangunie zginęło wtedy ok. 3 tys. osób.
Buddyści stanowią ok. 80 proc. liczącej
42 mln mieszkańców Birmy. Po użyciu przez władze przemocy wobec demonstrujących pokojowo
mnichów obserwatorzy obawiają się gwałtownych reakcji ludności.
Liczbę birmańskich
chrześcijan szacuje się na 3 do 4 mln. Ewangelizację w tym południowoazjatyckim kraju
rozpoczęli w pierwszej połowie XIX wieku amerykańscy baptyści. Później przybyli misjonarze
katoliccy. Obecnie jest tam 600 tys. katolików.
Kościół katolicki w Birmie
prowadzi kampanię modlitwy o pokój. Wobec obecnych manifestacji arcybiskup Rangunu,
Charles Maung Bo, wezwał do jej wzmożenia i niesienia pomocy ludności kraju. Birmańska
konferencja episkopatu przypomniała, że ze względu na przepisy prawa kanonicznego
i zasady katolickiej nauki społecznej księża i osoby zakonne nie mogą brać bezpośredniego
udziału w protestach. Wierni świeccy mają jednak działać zgodnie z tym, co dyktuje
im sumienie.