"Trzeba być i biskupem, i chrześcijaninem" - wywiad z bp. Marianem Buczkiem
Księże Biskupie przychodzi podsumowywać całe bogactwo, które dokonało
się w ostatnim czasie w Kościele łacińskim na Ukrainie. Na co, z tej perspektywy,
Ksiądz Biskup jako sekretarz Episkopatu zwraca największą uwagę? Co
jest największym dobrem? Bp M. Buczek: Jest to już druga
wizyta „ad limina Apostolorum” Konferencji Episkopatu Rzymskokatolickiego Ukrainy.
Przed ośmiu laty było nas tylko chyba siedmiu, teraz jest nas trzynastu – licząc łącznie
z abp. nominatem Mieczysławem. Co się zmieniło? Pod względem materialnym bardzo dużo,
bo są pobudowane nowe kościoły, nowe kaplice, funkcjonują trzy seminaria duchowne.
Dwudziestu paru księży ze wszystkich diecezji pokończyło doktoraty, w większości w
Rzymie, czy zagranicą. Jest to wielkie bogactwo Kościoła, również duchowe. Na Ukrainie
działają nowicjaty zakonów męskich i żeńskich. Są zorganizowane prowincje zakonne.
Większość duchowieństwa praktycznie jest już miejscowego pochodzenia. To nie są księża
z Zachodu, choć i oni wciąż są dla nas bardzo ważni. W porównaniu z 16 laty wstecz,
mówiąc „po ludzku”, to jest cud.
Pan Bóg takie łaski daje, ale to jest też
owoc ludzkiej pracy. Jeżeli chodzi o wiernych: trudno określać oczywiście żywotność
Kościoła w statystykach, ale one też nieraz coś mówią. Kościół łaciński w liczbach...? Bp
M. Buczek: Kościół łaciński w liczbach jest dosyć ciekawy: przyjmujemy, tak mniej
więcej, że na całej Ukrainie jest od półtora do dwóch milionów rzymskich katolików.
I co ciekawe, mamy diecezje na terytorium całej Ukrainy: Charków, Zaporoże, Odessa,
Symferopol, a wiadomo wcześniej były: Żytomierz, Kijów, następnie Kamieniec Podolski,
gdzie jest najwięcej księży, kościołów, sióstr zakonnych. Potem jest Zakarpacie, na
północy Łuck, bardzo zniszczony. Ta diecezja praktycznie najbardziej ucierpiała po
II wojnie światowej. Potem archidiecezja lwowska, skąd jest dużo duchownych. To zależy
nieraz od rejonu, od województwa, ale Kościół rzymsko-katolicki jest też bardzo mocny
w centralnej i wschodniej Ukrainie, no i oczywiście na lwowszczyźnie, gdzie pracowałem
przez ostatnie 16 lat. Tak po ludzku mówiąc, mamy prawie wszystko, może w 95% ; tu
i tam są jakieś problemy, ale gdy chodzi o wschodnią Ukrainę, to ona się naprawdę
rozwija, szczególnie te dwie nowe diecezje, które powstały 5 lat temu w Charkowie
i Odessie. Liczba wiernych wzrasta i istniejące tam wspólnoty są coraz większe, są
bardzo związane ze sobą i z kapłanami. To jest charakterystyczne i pocieszające.
Kościół
katolicki na Ukrainie cechuje też różnorodność wewnątrz wspólnoty kościelnej, różnorodność
narodowości, także języków...
Bp M. Buczek: Oczywiście. Kiedy
wejdziemy do kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie, to w zależności od terenu usłyszymy
albo język polski, albo ukraiński, albo rosyjski. Na Zakarpaciu oczywiście będzie
węgierski czy słowacki; we wschodniej Ukrainie przeważać będzie język rosyjski, w
centralnej język ukraiński, w zachodniej trochę języka polskiego, a czym głębiej,
nawet w diecezji lwowskiej zaczyna się słyszeć język ukraiński, w którym ludzie się
modlą. Kiedy popatrzymy na przekrój społeczny duchowieństwa, sióstr zakonnych oraz
biskupów, to także mamy do czynienia z różnorodnością mowy oraz pochodzenia: mamy
biskupów nie tylko pochodzenia polskiego, ukraińskiego, rosyjskiego, węgierskiego,
ale nawet łotewskiego. Jesteśmy więc wielonarodowym Kościołem.
Księże Biskupie,
jeżeli chodzi o główne akcenty pracy duszpasterskiej? Najpierw trzeba było
zaznaczyć obecność, jakoś przyciągnąć ludzi do siebie. A teraz?
Bp
M. Buczek: Teraz trzeba utwierdzić wiarę wśród tych, którzy do nas przyszli. Trzeba
pamiętać, że 16 lat temu, kiedy powstała niezależna Ukraina, kiedy były pierwsze trzy
diecezje, pierwszych pięciu biskupów, wydawało się, że ten Kościół będzie miał wiele
trudności. Bo było starsze pokolenie i była młodzież, czy raczej nawet dzieci. Teraz
mamy prawie wszystkie pokolenia, z tym, że wciąż najmniej ludzi w średnim wieku, którzy
przychodzą do kościoła dzięki swoim dzieciom, czy wnukom. Tych teraz trzeba utwierdzić
w wierze. Bo oni przyszli do Kościoła, ale korzenia nie mają mocnego i trzeba umocnić
ten korzeń wiary, tak samo jak moralność. Zresztą przedstawiciele władz na różnych
szczeblach, w powiatach, województwach czy w centrali mówią wyraźnie, że „waszym zadaniem
jest umocnić ducha chrześcijańskiego w narodzie ukraińskim”.
Macie jakieś
pomysły na to, oprócz regularnego przepowiadania i posługi sakramentalnej?
Bp.
M. Buczek: Oczywiście, oprócz sakramentów zaczynamy organizować w poszczególnych
rejonach Ukrainy, szczególnie w diecezjach, pielgrzymki do miejsc świętych, pielgrzymki
piesze, wielodniowe, spotkania młodzieży, spotkania rodzin, dzieci. To bardzo cementuje,
ponieważ jako Kościół rzymskokatolicki jesteśmy na Ukrainie mniejszością. Ci ludzie,
młodzież, dzieci czy rodziny, nieraz w parafiach stanowią niewielką grupkę – kilkanaście
osób czy małżeństw. Jeżeli oni się spotkają na szczeblu diecezji czy rejonu, na przykład
południowo-wschodniej czy centralnej Ukrainy, to czują, że są mocni. Jeśli chodzi
o młodzież, to na pielgrzymkach, spotkaniach młodzi się zapoznają i z tej młodzieży
mamy małżeństwa rzymskokatolickie. Jest to bardzo ważne dla przyszłości Kościoła,
bo trzeba wiedzieć, że większość małżeństw na Ukrainie, gdy chodzi o rzymskich katolików,
to są małżeństwa mieszane z prawosławnymi, z grekokatolikami lub protestantami.
Na
tym styku różnych Kościołów istnieje wiele punktów bolesnych, które do dziś dają znać
o sobie. Czy ten fakt małżeństw mieszanych może się przyczynić do ich przezwyciężania?
Bp
M. Buczek: Na pewno, bo, niestety, nieraz bywa tak, że duchowieństwo, zarówno
wyższa hierarchia, jak i duchowni w parafiach, nie zawsze staje na wysokości zadania.
Wielu nie zdaje sobie sprawy, że są chrześcijanami i jako tacy powinni ze sobą rozmawiać,
współpracować, pociągać do Kościoła, czy to katolickiego, czy prawosławnego, ludzi,
którzy jeszcze nigdzie nie chodzą. Natomiast bywa i tak, że małżeństwa mieszane z
ludzi naprawdę wierzących, praktykujących w swoich Kościołach i mądrze uformowanych,
nieraz idą do swojego duszpasterza i go wprost upominają, że „to nie jest po chrześcijańsku”.
Niestety, słyszymy różne nawoływania, nawet groźby, że „tak nie powinno być, a powinno
być tak”. Ci małżonkowie potrafią nieraz nawet zmusić duchownego, by zaczął myśleć
po chrześcijańsku. Taka jest prawda i to jest nasza rzeczywistość.
Tę rzeczywistość
podjął też Benedykt XVI na pierwszym spotkaniu z wami, sugerując coroczne spotkania
episkopatów. Czy mogą się one przyczynić do przełamania lodów?
Bp M.
Buczek: Na pewno, tylko, że nam trzeba tak samo nieraz i spotkania z prawosławnymi.
Gdy chodzi o spotkania episkopatów katolickich obu obrządków, to one raz w roku miały
miejsce mniej więcej od lat 90. Z różnymi nieraz problemami, ale się odbywały. I teraz
sugeruje to bardzo wyraźnie Benedykt XVI. Kiedy zobaczymy zdjęcie w „L’Osservatore
Romano”, jak Ojciec Święty jest w środku, po prawej stronie są biskupi greckokatoliccy
z kard. Huzarem, a po lewej są rzymskokatoliccy z kard. Jaworskim, to wyraźnie ukazuje,
że trzeba być razem. Będzie nas łączył Ojciec Święty i Chrystus, który go postawił
jako gwaranta tej jedności, nie tylko ogólnochrześcijańskiej, ale i katolickiej.
Decyzja
Ojca Świętego w osobisty sposób dotknęła też Księdza Biskupa. Przychodzi
zostawiać Lwów, gdzie Ksiądz Biskup przepracował 16 lat, iść w zupełnie
inną stronę, do Ukrainy jakże różnej, dotkniętej skutkami rewolucji
październikowej, gdzie jedyną funkcjonującą świątynią był kościół w
Odessie. W jakim duchu Ksiądz Biskup to przeżywa? Bp
M. Buczek: Przeżywam to w duchu zawierzenia Panu Bogu i Ojcu Świętemu, bo o wszystkim
decyduje Pan Bóg oraz Jego wysłannicy na ziemi. Kiedyś Jan Paweł II utworzył te nowe
diecezje, których jest siedem, a teraz Benedykt XVI zaczyna mianować biskupów na te
diecezje. Teren, na który idę jest – można powiedzieć – w kilkudziesięciu procentach
rosyjskojęzyczny, pozostałe języki to ukraiński i polski. Jest to 7 województw, terytorialnie
największa diecezja, gdy chodzi o Ukrainę. W każdym województwie jest już po kilku
księży. Najbardziej rozwinięty jest południowy teren Zaporoża, gdzie wybudowana jest
nowa konkatedra Boga Ojca Miłosiernego, wielki dom biskupi, i gdzie rezyduje obecny
biskup Stanisław Padewski. Ja natomiast zamieszkam w Charkowie, gdzie jest siedziba
diecezji. Katedra była co prawda zamknięta, ale dzięki Bogu nie została zniszczona.
W samym Charkowie jest 5 parafii, są siostry karmelitanki, które duchowo wspierają
tę diecezję, duszpasterzy i biskupów. Liczę, że z Bożą pomocą będziemy to rozkręcać
jeszcze bardziej. Tam, na wschodzie Ukrainy, jak zostało powiedziane, jedyny kościół
był w Odessie. Było tak ze względów propagandowych: miasto portowe, więc niech ludzie
wiedzą, że jest wolność religii na radzieckiej Ukrainie. Natomiast na wschód od województwa
winnickiego i chmielnickiego nie było ani jednego kościoła rzymskokatolickiego. Teraz
już jest tych kościołów kilkadziesiąt, a nawet więcej, jeśli uwzględni się diecezję
żytomierską. I to się rozwija, ludzie przychodzą do kościołów. Trzeba być dla nich
naprawdę duszpasterzem, także ojcem dla duchowieństwa diecezjalnego i zakonnego, również
dla sióstr zakonnych, które są rozproszone w różnych miejscach i pełnią ważną rolę,
katechizując, przypominając wiarę, czyniąc dzieła miłosierdzia, ale tak samo dla zwykłych
ludzi. Bo jak wcześniej wspomniałem, charakterystyczną rzeczą jest to, że te parafie
nie są za wielkie, ale są bardzo mocno związane wewnętrznie. Członkowie parafii rzymskokatolickich
są dosłownie jak jedna rodzina, choć są różnych zawodów, różnego poziomu wykształcenia,
różnych narodowości, ale czują się jak jedna wspólnota danej parafii.
Koadiutor
to jest biskup, który więcej patrzy w przyszłość, tzn. myśli, co naprawdę chciałby
za jakiś czas zmienić. Czy Ksiądz Biskup miał już okazję myśleć w tych kategoriach,
czy jeszcze nie?
Bp M. Buczek: Jeszcze nie. A to dlatego, że teraz,
kiedy wrócimy po wizycie „ad limina”, 14 października mam we Lwowie Mszę świętą dziękczynną
(choć księża mówią, że biskup odprawia Mszę pożegnalną) za 16 lat pracy we Lwowie.
Pracę w Charkowie i Zaporożu zaczynam od listopada. Dopiero wtedy, razem z bp. Padewskim,
będziemy patrzeć w przyszłość; oczywiście on nieco inaczej, bo się śmieje, że z każdym
dniem jego praca się jakby skraca, natomiast moja się wydłuża, ponieważ koadiutor
jest tym, który ma objąć bezpośrednio odpowiedzialność za diecezję, kiedy Ojciec Święty
przyjmie rezygnację poprzednika. Patrząc w przyszłość, trzeba tam, gdzie to konieczne,
budować kaplice i kościoły, a być z ludźmi prawdziwym biskupem. To znaczy i chrześcijaninem,
i biskupem razem, żeby tworzyć przyszłość Kościoła, bo od nas to zależy.