W Waszyngtonie odbyły się demonstracje w obronie rodziny. Na specjalnie zorganizowanych
wiecach mówiono o tragicznym losie małżeństw rozbitych przez rozwód usankcjonowany
bez orzekania winy oraz o skutkach, jakie niesie on dla dzieci. 18 sierpnia na ulice
amerykańskiej stolicy wyszły tysiące przeciwników rozwodów. Były wśród nich matki
i ojcowie niesłusznie pozbawieni praw rodzicielskich. W wiecach uczestniczyli ludzie
różnych wyznań i kultur.
Zaapelowali oni do amerykańskiego rządu o zmianę
prawa niesprawiedliwie traktującego rodziców i dzieci, ofiary rozwodów bez orzekania
winy, w których najczęściej o rozstanie zabiega jedynie strona wnosząca.
„Największym
złem jednostronnych rozwodów jest utrata przez często niewinną stronę możliwości negocjacji
i niemożność zachowania praw rodzicielskich, a także jakakolwiek kontrola nad alimentami”
– powiedział Michale McManus, jeden z organizatorów manifestacji. Zaapelował on także
do biskupów amerykańskich i przedstawicieli innych wyznań chrześcijańskich o podjęcie
walki na rzecz reformy prawa rodzinnego.
Zwolennicy rozwodów bez orzekania
winy jednej ze stron twierdzą, że jest on cywilizowaną i humanitarną formą rozstania
się małżonków. Przeciwnicy podkreślają niesprawiedliwe konsekwencje, jakich doświadcza
strona poszkodowana na mocy prawa. W praktyce dochodzi do takich paradoksów, że współmałżonkowi,
który dopuścił się zdrady, lub przemocy fizycznej sąd powierza prawa rodzicielskie
i większość wspólnego majątku; stronie poszkodowanej natomiast na wiele lat zajmuje
część dochodów.