Wywiad z autorem rozważań Drogi Krzyżowej w Koloseum
Autorem rozważań Drogi Krzyżowej w 2007 r., którą Papież poprowadzi w Koloseum, jest
znany włoski biblista ks. Gianfranco Ravasi. Jak podkreśla chciał w nich ująć różne
odcienie tekstu biblijnego, stąd przyjął styl narracyjno-medytacyjny.
Ks.
Ravasi: Styl, jaki przyjąłem, różni się oczywiście od tego, jaki wybrali w ubiegłych
latach inni autorzy. Niektórzy woleli styl bardziej moralny, czasem bardziej egzystencjalny.
Wielki włoski poeta Mario Luzi zastosował styl poetycki. W jego rozważaniach sam Chrystus
opowiadał o swojej męce. Natomiast kard. Ratzinger przedstawił refleksję teologiczną,
mającą poniekąd wstrząsnąć egzystencją słuchaczy. Ja przyjąłem styl narracyjno-medytacyjny.
Będąc z wykształcenia egzegetą, chciałem ukazać różne odcienie tekstu biblijnego.
Jest to tekst dobrze znany, ale może nie zdajemy sobie sprawy z całej jego wielobarwności.
Wątek 14 stacji zaczerpnąłem z opisu Męki w Ewangelii św. Łukasza, którą czyta się
w tegorocznej liturgii. Z drugiej jednak strony pragnąłem wprowadzić wymiar medytacyjno-kontemplacyjny,
pozwalający zobaczyć, jak ślady wyżłobione krwawiącymi stopami Chrystusa jeszcze dzisiaj
zaznaczają się w pewnym sensie na drogach współczesnego świata. RV:
Dziś, tak samo jak dawniej, ludzkość idzie różnymi Drogami Krzyżowymi, które Bóg
wziął na siebie… Ks. Ravasi: Tak, zgadza się to z tym, co właśnie
powiedziałem. Drogi Chrystusa są w rzeczywistości drogami Syna Człowieczego. To biblijne
wyrażenie wskazuje, owszem, na człowieczeństwo, ale także na Jego transcendencję.
W Biblii ten termin ma dalszy rezonans, można by powiedzieć boski. Dlatego według
teologii chrześcijańskiej mamy patrzeć na Chrystusa z jednej strony jako na Kogoś,
kto jest do głębi bratem ludzkości. Nigdy nie zapominajmy, że opis Męki w Ewangeliach
ma na celu jakby zebrać całe mroczne spektrum cierpienia: od cierpienia fizycznego,
poprzez lęk przed śmiercią, opuszczenie przez przyjaciół, zdradę, aż po szczyt, którym
jest milczenie Boga. Chrystus jest zatem naprawdę naszym bratem na wszystkich Drogach
Krzyżowych ludzkości, we wszystkich jej cierpieniach. Do pewnych takich sytuacji nawiązałem.
Z drugiej jednak strony nie można zapominać, że był On Synem Bożym także wtedy, gdy
Go zabito, gdy martwy został złożony do grobu. I właśnie przechodząc jako Syn Boży
przez mroczny tunel naszego cierpienia, naszej śmierci, wprowadza tam iskrę, zalążek
wieczności, życia, nadziei, Paschy. Dlatego cierpienie i śmierć po przejściu Chrystusa,
Syna Bożego, nie są już takie same jak przedtem. RV: Co znaczy
Jezusowe wołanie “Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”.
Ks. Ravasi:
Oczywiście trzeba powiedzieć, że na pierwszy rzut oka – przynajmniej jak to opisują
ewangeliści Mateusz i Marek – Chrystus miał, powiedzielibyśmy, niedobrą śmierć. «Zawołał
donośnym głosem i oddał ducha» – stwierdza ewangelista. W rzeczywistości cytat ten
wyraża nie tyle rozpacz, co skrajne przygnębienie. Chrystus doznaje tego, czego doświadczamy
także my w pewnych chwilach życia – może też w ostatniej chwili, na skraju naszej
egzystencji, czyli w momencie śmierci. W takiej chwili doświadcza On milczenia Ojca,
co dla Niego było maksimum możliwości utożsamienia się z naszym człowieczeństwem.
Jednak nie można nigdy zapominać, że zgodnie z żydowską tradycją, kiedy cytuje się
początek jakiegoś psalmu, jakiegoś tekstu biblijnego, chce się przywołać cały tekst,
całą jego treść. Otóż Psalm 22 zaczyna się wołaniem «Boże, czemuś mnie opuścił», ale
kończy się swoistym «Te Deum», śpiewem radości. W praktyce otwiera już świt zmartwychwstania.
Dlatego ten tekst trzeba czytać z jednej strony ze wszystkimi cieniami, jakie niesie
z sobą cierpienie, ale z drugiej strony z nadzieją świtu, który ma nadejść. Łukasz
jako ostatnie wkłada w usta Chrystusa słowa z innego Psalmu, 31-ego: «Ojcze,
w Twoje ręce powierzam ducha mego». RV: Nietzsche powiedział:
„Bóg umarł”. Jak odczytuje dziś ksiądz profesor to stwierdzenie?
Ks. Ravasi:
To zdanie filozofa jest wyraźnie antychrześcijańskie. Z drugiej jednak strony Nietzsche
wciąż liczył się z chrześcijaństwem. Nie zapominajmy, że jedno z jego dzieł nosi tytuł
«Antychryst». Kiedy woła: «Bóg umarł», dodaje, że to myśmy Go zabili i nasze
ręce są jeszcze zakrwawione. Wołający tak nie szczyci się tym zabójstwem, ale jest
niemal zrozpaczony. Zaraz przecież odchodzi z lampą, jak to wyobraża ten filozof,
i rzuca nią o ziemię, a człowiek popada w samotność. Powiedziałbym zatem, że człowiek
współczesny z jednej strony jest przekonany, iż może wyeliminować Boga. Tak mówił
Heine, niemiecki poeta prawie współczesny Nietzschemu: «Nie słyszycie dzwonka? To
niosą ostatnie sakramenty Bogu, który umiera». Ludzie są dziś przekonani, że mogą
pogrzebać Boga, oddalić Go. W rzeczywistości Bóg jest stale obecny na skrzyżowaniach
naszych dróg. Ten Bóg, którego tylekroć chcieliśmy wykreślić, pozostaje w nas. U wielu
w tęsknocie, ale przede wszystkim pozostaje jako obecność, która nieoczekiwanie się
objawia. Nigdy nie zapominajmy, że staje się dla nas jakby pieczęcią Drogi Krzyżowej.
Nie zapominajmy nigdy słów św. Pawła z 10. rozdz. Listu do Rzymian, gdzie cytuje on
z kolei Izajasza, zadziwiony, dlaczego Bóg wypowiada przez proroka takie słowa: «Dałem
się znaleźć tym, którzy Mnie nie szukali, objawiłem się tym, którzy o Mnie nie pytali».
A jest to wielka nadzieja. Ten Bóg, który umarł, w rzeczywistości jest jeszcze przy
nas, na skrzyżowaniach naszych dróg, gotowy objawić się, jak Jezus z Nazaretu, z obliczem
ludzkim i codziennym, z transcendentnym zbawieniem.