Jedną z najbardziej znamiennych postaci, które wśród udręk II wojny światowej potrafiły
ocalić swe człowieczeństwo i okazać heroiczną miłość, był św. Maksymilian Kolbe. Jego
nazwisko wymienia się niemal jednym tchem z takimi, jak Edyty Stein, konwertytki z
judaizmu, kanonizowanej podobnie jak o. Kolbe przez Jana Pawła II, czy też żydowskiego
lekarza Janusza Korczaka. „Korczak i Kolbe – pisał Władysław Bartoszewski – jeśli
nawet różni światopoglądem i sposobem myślenia, stanowią jedność. Ich śmierć była
wówczas znakiem”.
Jednak przed wojną o. Maksymilian rozwijał szeroką działalność
wydawniczą, w której dochodziły też do głosu akcenty antyżydowskie. Czy przyszły święty
był antysemitą? Niewątpliwie podzielał powszechne wówczas, zwłaszcza w ruchu narodowym
Romana Dmowskiego, przekonanie o spisku żydowsko-masońskim wymierzonym przeciw społecznościom
chrześcijańskim, a zwłaszcza katolickim. W „Rycerzu Niepokalanej” kilkakrotnie cytował
osławione „Protokoły mędrców Syjonu”. Czynił to w dobrej wierze, przekonany o ich
autentyczności. Był wprawdzie człowiekiem dużej wiedzy, miał doktoraty z filozofii
i teologii, ale nie był z wykształcenia historykiem. Nie orientował się, że ten antysemicki
paszkwil to fałszerstwo dokonane u schyłku XIX wieku przez jednego z paryskich agentów
Ochrany – tajnej carskiej policji.
Fałszerz wykorzystał wydany w roku 1864
w Genewie francuski utwór satyryczny Maurice’a Joly „Dialog w piekle między Machiavellim
i Montesquieu”. Przypisywał on Napoleonowi III dążenie do zapanowania nad światem
z wykorzystaniem liberalizmu i demokracji. Oczywiście nie było tam mowy o Żydach.
Niemal cały przemycony do Francji nakład skonfiskowano, zaś autora aresztowano. Agent
Ochrany natrafił na jeden z nielicznych zachowanych egzemplarzy i to, co Joly pisał
o władczych ambicjach cesarza, zastosował do Żydów. Tekst podrzucono Mikołajowi II,
by przekonać go o żydowskim zagrożeniu, ale ostatni car – zamordowany później przez
bolszewików, a niedawno kanonizowany przez Rosyjską Cerkiew Prawosławną – nie dał
się nabrać. Stwierdził: „Dobrej sprawy nie można bronić niegodziwymi środkami”. „Protokoły
mędrców Syjonu” krążyły jednak w odpisach, a w roku 1905 ukazały się drukiem jako
dodatek do książki Siergieja Aleksandrowicza Nilusa „Wielíkoje w małom” – „Wielkie
w małym”. Na angielski przetłumaczył je w czasach rewolucji październikowej rosyjski
korespondent londyńskiego „Morning Post”, Victor Marsden. Nasiliło to w Wielkiej Brytanii
antysemityzm, ale jego fala opadła, gdy w roku 1921 na łamach „Timesa” udowodniono,
że „Protokoły” są fałszerstwem. W innych krajach wpływy tego falsyfikatu utrzymały
się dłużej i uległ im również o. Kolbe, który zresztą angielski znał słabo i czytał
raczej w innych językach.
Miesięcznik „Rycerz Niepokalanej” – który zresztą
przyszły męczennik planował również wydawać specjalnie dla Żydów w języku jidysz –
był pismem religijnym. Charakter społeczno-polityczny miał natomiast „Mały Dziennik”,
który – dodajmy – zaczął wychodzić w czasie, gdy o. Maksymilian był na misjach w Japonii.
Ta popularna gazeta o przystępnej cenie popierała propagowany przez endecję bojkot
sklepów żydowskich. Trzeba jednak przyznać, że przestrzegała przed urządzaniem pogromów.
W ogóle, nie tylko w kwestii żydowskiej, reprezentowała program obozu narodowego.
W roku 1939 okupanci uznali ją za pismo bynajmniej nie antysemickie, ale właśnie…
antyniemieckie. Kiedy we wrześniu wkroczyli do Polski, wydający tę prasę klasztor
w Niepokalanowie – dotychczas oddzielony od otoczenia zakonną klauzurą – otworzył
swe bramy ludziom uciekającym przed najeźdźcą – w tym także Żydom. O. Kolbe śpieszył
im – tak jak wszystkim – z pomocą i pociechą. Nie chodziło przy tym o ukrywanie Żydów.
Z wiszącej nad nimi zagłady nie zdawano sobie jeszcze wówczas sprawy.
Niemcy
weszli do Niepokalanowa 12 września, a po tygodniu Maksymiliana i innych pozostałych
w klasztorze zakonników wywieźli do obozu koło Gubina nad Nysą Łużycką. Franciszkanów
przetrzymywali w namiotach razem z Żydami. W listopadzie przewieziono ich do Ostrzeszowa
w Poznańskiem, a 7 grudnia – w wigilię Niepokalanego Poczęcia – zostali niespodziewanie
zwolnieni i mogli wrócić do Niepokalanowa. Zaraz po ich powrocie Niemcy zaczęli kierować
do klasztoru wysiedleńców, w tym także Żydów. Już w połowie grudnia 1939 roku było
ich tam około trzech i pół tysiąca, w tym Żydów ponad 1500. Jeden z nich mówił później
o życzliwości okazanej w Niepokalanowie żydowskim uchodźcom z Poznania jako czymś,
czego nigdy nie zapomni. Wówczas również nie było to ukrywanie Żydów, ale ich kwaterowanie
z nakazu okupanta. Kiedy w lutym 1940 roku na łamach niemieckiego dziennika „Warschauer
Zeitung” ukazał się oszczerczy artykuł o szerzeniu nienawiści w publikacjach niepokalanowskiego
klasztoru, przyszły święty mógł spokojnie zaproponować przeprowadzenie w nim rewizji.
Aresztowany
16 lutego 1941 roku przez gestapo, o. Kolbe został osadzony w Warszawie na Pawiaku,
a 28 maja przewieziony do Oświęcimia. W obozie odnosił się do żydowskich współwięźniów
przyjaźnie. Jednym z nich był Zygmunt Gorson, który przeżywszy obóz wyemigrował do
USA. Pisał potem:
„Wielu z nas straciło nadzieję, wielu chłopców w moim wieku
rzucało się na druty wysokiego napięcia. Kiedy błąkałem się, szukając kogokolwiek,
z kim mógłbym podzielić się wspomnieniami, o. Kolbe mnie spotkał i rozmawiał ze mną.
Był dla mnie jak anioł, ocierał zawsze moje łzy. Od tego momentu wierzę o wiele bardziej
w Boga. Straciłem wiarę, a o. Kolbe mi ją przywrócił! On wiedział, że jestem Żydem,
lecz to nie stanowiło różnicy. Kochał wszystkich. Np. rozdawał tak dużą część swoich
znikomych porcji, że dla mnie było cudem, iż pozostawał przy życiu. Jestem wyznania
mojżeszowego, ale pokochałem Maksymiliana Kolbego, kiedy byłem w Auschwitz, gdzie
okazał się on moim przyjacielem”.
Przyjąwszy dobrowolnie śmierć za współwięźnia
w bunkrze głodowym, oświęcimski męczennik został dobity zastrzykiem 14 sierpnia 1941
roku. W 30 lat później beatyfikował go Paweł VI, a 10 października roku 1982 kanonizował
Jan Paweł II. W homilii wspomniał wówczas wśród ofiar Auschwitz Edytę Stein, a na
Anioł Pański powiedział: ”Dzisiejsza kanonizacja wzywa nas, byśmy pamiętali również
o tylu innych ludziach, którzy w czasie II wojny światowej poświęcili swe życie we
wspaniałomyślnej służbie bliźniemu. Wśród nich wybija się na czoło postać Janusza
Korczaka, polskiego pedagoga żydowskiego pochodzenia. Świadomie przyjął on śmierć
w obozie zagłady w sierpniu 1942 roku wraz z grupą żydowskich sierot, którymi opiekował
się w warszawskim getcie. Tragiczny los wielu Żydów zgładzonych bez litości w obozach
koncentracyjnych został już przez sumienie ludzkości zdecydowanie i nieodwołalnie
potępiony. Niestety, jeszcze w naszych czasach powtarzają się kryminalne akty antysemickiej
nienawiści. Z sercem przepełnionym smutkiem myślę o dziecku żydowskim, które wczoraj
tu w Rzymie straciło życie, oraz o innych osobach rannych w wyniku przejmującego grozą
zamachu na synagogę”.
Dodajmy, że polscy księża ocaleni z obozów, którzy uczestniczyli
w kanonizacji św. Maksymiliana – wśród nich abp Kazimierz Majdański – odwiedzili później
w szpitalu rannych w terrorystycznym zamachu Żydów i zostali też przyjęci przez rabina.
Aleksander Kowalski (156. audycja "Wspólne dziedzictwo.
Dialog chrześcijańsko-żydowski". Seria: U źródeł soborowego przełomu).