2006-12-10 16:15:55

Liban na progu wojny - wywiad


Liban stoi u progu kolejnej wojny. 10 grudnia Bejrut jest sparaliżowany przez manifestację zwolenników Hezbollahu. Przywódca tej organizacji, Hasan Nasrallah, zapowiedział, że protesty będą trwały dopóki nie doprowadzą do upadku rządu. Kolejny kryzys polityczny sprawia, że w obawie o swój los Libańczycy masowo zaczęli opuszczać ojczyznę. O rozwoju sytuacji Beata Zajączkowska rozmawiała z o. Pawłem Bieleckim, kapucynem z Bejrutu.

 O. Bielecki-Kurysz: Sytuacja w dniu dzisiejszym, w niedzielę, jest jeszcze trudniejsza. Hassan Nasrallah, przywódca Hezbollahu, zwołał manifestację w centrum Bejrutu. Całe centrum miasta jest zablokowane. Widać, że są to ludzie młodzi, bardzo emocjonalnie nastawieni do sytuacji w Libanie. Ta manifestacja ma zmusić obecny rząd Fuada Siniory do dymisji i przyczynić się do utworzenia rządu jedności narodowej. Fuad Siniora jednak nie chce podać się do dymisji. Uważa, że to nie ulica będzie wyznaczać termin końca jego kadencji. Jest zresztą przekonany, że Hassan Nasrallah w raz z Hezbollahem planują zamach stanu.

Natomiast Hassan Nasrallah w swoim przemówieniu telewizyjnym oświadczył, że nie chce kierować broni przeciwko Libańczykom, ale przeciwko wszystkiemu, co może zagrażać jedności i stabilności państwa libańskiego. Jak jest naprawdę - tego nie wie nikt, gdyż sami rządzący są między sobą podzieleni. Również muzułmanie między sobą są podzieleni - myślę tutaj o sunnitach i szyitach. Dzisiejszy dzień jest o tyle trudniejszy, że całe miasto jest zablokowane. Mamy pecha: nasza szkoła jest położona blisko centrum, więc i ją obrzucono koktajlami Mołotowa. Natomiast policja i wojsko udają na razie, że pilnują.

RV: Biskupi libańscy przestrzegali przed przelewem krwi. Jak, Ojca zdaniem, ta sytuacja może się rozwinąć?

O. Bielecki-Kurysz: Zobaczymy, bo do wieczora będą się jeszcze ludzie gromadzić. Problem jest w tym, że Hassan Nasrallah zaprosił przede wszystkim ludzi z południa Libanu. Oni traktują Bejrut trochę jak miejsce postojowe i wcale go nie szanują. Rozłożyli namioty w centrum miasta. Nie można nigdzie przejechać ani przejść. Jest bardzo dużo wojska, które czuje się bezradne. Za bardzo nie wiedzą nawet którędy kierować ruch uliczny. Sam Fuad Siniora jest swoistym więźniem własnej siedziby premiera, ponieważ nie może stamtąd wyjść. Z drugiej strony dużo ludzi wspiera go w utrzymaniu rządu. To jednak nie zmienia faktu, że jeżeli Hassan Nasrallah wyprowadził ludzi na ulice, to nie spocznie dopóki ten rząd nie się podda.

RV: Jakie widzi Ojciec nadzieje są na przyszłość?

O. Bielecki-Kurysz: O tej nadziei tutaj wszyscy mówią, ale nie bardzo ją widać. To trochę tak jak z Yeti: ludzie niby wiedzą, że istnieje, ale nikt go nie widział. Myślę, że problem leży też w tym, że nikt tak na prawdę nie próbuje usiąść do stołu i rozmawiać. Wszelkie negocjacje dzieją się na ulicy, między ludźmi. Tutaj natomiast wymagany jest dialog bardziej „profesjonalny”, polityczny, tak by poszukać rozwiązań, które w żaden sposób nie raniłyby Libańczyków.

RV: Czy obecna sytuacja może doprowadzić do wybuchu kolejnej wojny w Libanie?

O. Bielecki-Kurysz: Mówi się, że jesteśmy niejako na progu wojny. Inni mówią, że jest to próg wojny domowej, czy wojny w ogólnym tego słowa znaczeniu. Jakkolwiek rozumiemy pojęcie wojny, z pewnością to napięcie w którymś momencie może się zakończyć jakimś wybuchem. Żyjemy trochę jak na beczce prochu. Obce państwa niby opowiadają się po stronie jedności: są państwa, które opowiadają się za rządem, są takie, które uważają, że ten rząd powinien ustąpić. Natomiast nikt tak naprawdę nie wie co dzieje się między rządzącymi. Niektórzy Libańczycy uważają, że kraj już dawno został podzielony, że mają nam to tylko ogłosić w którymś momencie. Kiedy? Tego nie wie nikt, ale widać wyraźnie wśród Libańczyków zmęczenie, może nawet rozpacz. Zresztą bardzo wielu z nich opuszcza Liban.


bz/ RV








All the contents on this site are copyrighted ©.