W Trazbonie, na miejscu zamordowanego w lutym br. ks. Andrei Santoro, pracuje obecnie
Polak, ks. Waldemar Niewiński.
„Parafia była wolna więc poszedłem" - powiedział
Radiu Watykańskiemu ks. Niewiński. - Znając realia tureckie to nie jest taki wielki
lęk iść na takie miejsce. Trzeba wziąć po uwagę okoliczności i czas kiedy się to wszystko
zdarzyło - po napięciach jakie były po karykaturach. To, co się wydarzyło w Trabzonie,
równie dobrze mogło wydarzyć się w każdym innym mieście. Jak ktoś żyje w takich realiach
nie widzi w tym czegoś strasznego. Tam gdzie wzmógł się grzech może bardziej rozlała
się łaska. Nie powiem, że nie ma lęku bo bym skłamał. Jezus też się bał, Apostołowie
też pouciekali. Na Mszy niedzielnej gromadzi się 10 – 15 osób. W ostatnią niedzielę
było 30 osób. I to są takie liczby, poza tym że w ciągu tygodnia przychodzą ludzie
na prywatną modlitwę. W Turcji to jest tak, że bardziej liczni są muzułmanie, którzy
przychodzą na mszę. Trudno wytłumaczyć dlaczego przychodzą. Po prostu. Przychodzą
modlą się i chcą rozmawiać. Przychodzą też by zapalić świeczkę przed obrazem Matki
Bożej, bo mają do niej wielkie nabożeństwo. Dla nich to była Matka Proroka. I cieszą
się gdy im się da obrazek Matki Bożej” - stwirdził proboszcz w Trazbonie.
Rozmowę
Beaty Zajączkowskiej z ks. Niewińskim nadamy w środowym magazynie, 29 listopada, o
godz. 20.00.