Kościół katolicki ubolewa z powodu decyzji abp. Emanuela Milingo o umieszczeniu siebie
poza wspólnotą kościelną. Stało się tak na skutek udzielenia przez niego sakry biskupiej
czterem kapłanom, bez koniecznej zgody ojca świętego. Działania emerytowanego arcybiskupa
Lusaki wymierzone są w jedność Kościoła i stanowią jedno z najcięższych przestępstw
przewidzianych w Kodeksie Prawa Kanonicznego. Ekskomunika, w którą popadł na mocy
samego prawa hierarcha oraz czterej wyświęceni nadal budzi głębokie emocje, zwłaszcza
wśród osób, które korzystały z jego posługi duszpasterskiej. O opinię w tej sprawie
poprosiliśmy prefekta Kongregacji spraw Kanonizacyjnych, kard. José Saraivę Martinsa.
Kard. Martins: Było to doprawdy bolesne wydarzenie a Kościół nie mógł
zrobić nic innego. Kościół był wobec niego zawsze macierzyński: z pewnością był matką,
która kocha swe dzieci, nie tylko, gdy je pieści, ale także wówczas, gdy je każe.
Cały czas jest matką. Pragnąłbym, aby ta postawa Kościoła wobec abp. Milingo pobudziła
go do opamiętania. Chodzi bowiem o sytuację nienormalną i bardzo smutną. Sądzę, że
my katolicy, chrześcijanie i ludzie wierzący możemy i powinniśmy jedno: prosić Boga,
aby ten nasz brat poprawił się i powrócił z błędnej drogi.
RV: Księże
kardynale, czy jest to jeszcze możliwe?
Kard. Martins: Dla Boga wszystko
jest rzecz jasna możliwe. Zależy to jednak również od woli danej osoby, która powinna
współpracować z Bogiem. Jeśli ktoś wychodzi z założenia, że modlitwa niczemu nie służy
i myśli, że jest na właściwej ścieżce wówczas jest jasne, że problem nie jest w Bogu,
czy Kościele, ale w danej osobie, która pozostaje głucha na głos Kościoła i braci.
Osobiście pragnę, aby abp Milingo zechciał się opamiętać. My tymczasem módlmy się
za niego.