Stolica Apostolska z niepokojem śledzi rozwój sytuacji na Bliskim Wschodzie. Benedykt
XVI na bieżąco informowany jest o wydarzeniach w Libanie i Ziemi Świętej. Do modlitwy
i postu w intencji pokoju wezwał wiernych łaciński patriarcha Jerozolimy Michel Sabbah.
Wskazał zarazem, że warunkiem pokoju na Bliskim Wschodzie jest niepodległość Palestyny.
Tymczasem kolejne apele o zawieszenie działań wojennych i natychmiastowe otwarcie
korytarzy humanitarnych wciąż pozostają niewysłuchane. Kiedy wspólnota międzynarodowa
bezskutecznie poszukuje politycznego wyjścia z sytuacji, nadal giną niewinni ludzie.
Według premiera Libanu Fuada Siniory trwająca od trzech tygodni izraelska ofensywa
w Libanie spowodowała już śmierć prawie 1000 ludzi. Jedną trzecią wszystkich ofiar
stanowią dzieci poniżej 12 roku życia. Co czwarty Libańczyk został zmuszony do opuszczenia
swego domu.
„Cała ludność Libanu liczy ok. 4 mln mieszkańców. Biorąc pod
uwagę fakt, ża na dzień dzisiejszy prawie 1 mln Libańczyków opuściło swoje domy, możemy
powiedzieć, że co czwarty mieszkaniec Libanu jest uchodźcem” – mówi ks. Kazimierz
Gajowy SDB z Bejrutu, pomagający uchodźcom. Podkreśla przy tym, że sytuacja z dnia
na dzień się pogarsza. „Najbardziej jest nam przykro, że nie możemy pomagać ludziom,
którzy wciąż znajdują się na terenie działań wojennych na południu Libanu. Tam często
brakuje wody i brakuje jedzenia. Stąd konieczność, by pilnie im pomóc. Bo kto dzisiaj
jest głodny, to czeka na jedzenia dzisiaj. To samo z tym któremu chce się pić”. Ks.
Gajowy mówi z żalem, że salezjanie i inne organizacje charytatywne nie mają na razie
żadnej możliwości żeby im pomóc. „Natomiast w naszym terenie, czyli w Bejrucie gdzie
są setki tysięcy uchodźców sytuacja jest w miarę pod kontrolą. Działa kilka lokalnych
organizacji takich jak Caritas czy Libański Czerwony Krzyż. Ze środków, które posiadają
starają się one jak najwięcej tym ludziom pomóc”. Pracujący od wielu lat w Bejrucie
ks. gajowy wskazuje, że salezjanie zauważyli nowy element gehenny uchodźców. „Rodziny
w Bejrucie, które nie musiały przecież opuszczać swoich domów zaczynają odczuwać te
same problemy, co ludność na południu kraju. Są to ludzie którzy z powodu wojny nie
pracują, a co za tym idzie nie mają żadnych dochodów i ich zasoby pieniężne coraz
bardziej się kurczą”. Stąd też do salezjanów o pomoc coraz częściej zwracają się
rodziny, które wprawdzie mają gdzie mieszkać, ale nie mają z czego żyć.