Kolejni cywile, w tym dzieci, padają ofiarą konfliktu izraelsko-libańskiego. Ludność
Libanu z coraz większym niepokojem patrzy w przyszłość, licząc na konkretną pomoc
wspólnoty międzynarodowej w rozwiązaniu konfliktu. Jak to określił maronicki patriarcha,
kard. Nasrallah Pierre Sfeir, „naród kona na oczach świata”. Tymczasem, gdy na Kraj
Cedrów spadają kolejne bomby, a mieszkańcom coraz bardziej brakuje żywności i lekarstw
w kościołach trwają modlitwy o pokój. Zakonnicy niosą też potrzebującym konkretną
pomoc, a w ośrodkach dla uchodźców prowadzą zajęcia dla dzieci, starając się oderwać
je od dramatu wojny. Ten dzień zaznaczy się w historii tego konfliktu w sposób
wyjątkowy. Tego ranka w miejscowości Kana na południu Libanu zginęło 55 osób, z tego
27 dzieci. Konflikt staje się coraz bardziej dramatyczny. To wydarzenie jest wyraźnym
apelem do społeczności międzynarodowej o solidarność z Libanem, który przeżywa dramat
wojny. Jest to również niedziela. To, co się wydarzyło rzutuje na przeżywanie dnia
pańskiego. Wielu ludzi udało się rano do kościoła: Główną intencją wszystkich dzisiaj
obecnych w kościołach Libanu była modlitwa o pokój, o przerwanie tej straszliwej spirali
przemocy i cierpień.
Jest ponad 700 tys. uchodźców, którzy pozostawili swoje
domostwa, wszystko to, co mieli. Wielu z nich znajduje się w sytuacji tragicznej,
zwłaszcza ci, którzy pozostali na południu Libanu. Tam brakuje wszystkiego – od żywności
po lekarstwa. Jeśli chodzi o pomoc humanitarną to do tej pory było bardzo mało dostaw.
Na lotnisko w Bejrucie dotarło kilka samolotów z krajów arabskich, które pomoc przywiozły.
Przybił również statek amerykański, To wszystko jest jednak niczym, jeśli chodzi o
potrzeby tego kraju i potrzeby uchodźców. Już kilkakrotnie udaliśmy się do centrów
uchodźców, aby zanieść najpotrzebniejsze artykuły. W czasie wizyty staraliśmy się
zająć dziećmi. Były to śpiew, muzyka, gry i zabawy. W ten sposób staraliśmy się oderwać
dzieci od koszmaru wojny.