Z Libanu szczęśliwie ewakuowano kolejną grupę Polaków. Tymczasem sytuacja w kraju
staje się dramatyczna: brakuje żywności, prądu i benzyny. Libańczycy z niecierpliwością
oczekują otwarcia korytarza humanitarnego, który choć w minimalnym stopniu pozwoliłby
złagodzić cierpienia ludności cywilnej. W chrześcijańskiej części Bejrutu chronią
się muzułmanie. Miejsca kultu i katolickie szkoły zamieniane są w ośrodki dla uchodźców.
W jednym z nich pomaga ks. Jarosław Dobkowski SDB.
Ks. Dobkowski: Brakuje
lekarstw. Brakuje żywności, gazu, benzyny. Ceny idą w górę. Od dwóch dni mówi się
o korytarzu humanitarnym, który mamy nadzieję będzie otwarty. Ale pomocy humanitarnej
udziela już Kościół. Od pierwszych dni konfliktu zajął się ludźmi potrzebującymi,
którzy na własnej skórze doznali agresji wojennej. Nasza diecezja zorganizowała specjalne
centrum przyjęcia uchodźców. Zwłaszcza młodzież podjęła się organizowania pomocy charytatywnej.
Zajmują się uchodźcami, ich rozmieszczeniem, jak również zbieraniem najpotrzebniejszych
artykułów codziennego użytku: żywności, środków czystości, ubrań. Ciągle zwiększa
się liczby uchodźców w naszej okolicy. W tej chwili mówi się, że już 10 tys. przybyło,
w większości muzułmanów. Dzielnice chrześcijańskie otwierają się na Libańczyków innych
religii. Robią to bezinteresownie z wielkim ryzykiem. Dość powiedzieć, że wczoraj
i dzisiaj wybuchały bomby w dzielnicach chrześcijańskich. Podejmujemy to ryzyko, organizujemy
się.
(Rozmowę z ks. Dobkowskim nadamy 21 lipca w magazynie RV).