W Betlejem żyje się coraz gorzej, alarmują władze palestyńskie i organizacje chrześcijańskie.
Według brytyjskiej fundacji „Otworzyć Betlejem” 70 proc. mieszkańców miasta żyje na
granicy ubóstwa. Kościoły i organizacje chrześcijańskie zwiększyły pomoc dla rodzin.
Wspierają też edukację młodych Palestyńczyków.
Eksperci przewidują, że jeżeli
sytuacja nie zmieni się, to w 2008 r. - trzy czwarte mieszkańców rejonu Betlejem będzie
żyło poniżej progu ubóstwa, wynoszącego niecałe dwa dolary na osobę dziennie. Głównym
powodem kryzysu jest trwający od kilku lat zbrojny konflikt izraelsko-palestyński
i intifada. Izrael odizolował Betlejem systemem ogrodzeń i betonowego muru od Jerozolimy,
która była miejscem pracy dla większości mieszkańców. Powodem zaostrzenia kryzysu
w tym roku są sankcje ekonomiczne państw zachodnich po objęciu rządu przez skrajne
ugrupowanie Hamas. W niewielkim stopniu sytuację ekonomiczną mieszkańców Betlejem
poprawia wzrost liczby przyjeżdżających pielgrzymów. W mieście narodzenia Jezusa zatrzymują
się oni zwykle tylko na kilka godzin.
Mieszkańcy Betlejem nie czują się też
bezpiecznie. Sytuację destabilizują akcje izraelskiego wojska – tylko w ubiegłym tygodniu
przeprowadziło ono kilka operacji aresztując 9 Palestyńczyków z różnych zbrojnych
ugrupowań. Z drugiej strony ich działalność tworzy zagrożenie dla mieszkańców miasta.
W Betlejem narasta też islamski fundamentalizm – w wyborach parlamentarnych zwyciężył
tu skrajny Hamas.
Betlejemscy duchowni podkreślają, że wszystkie aspekty kryzysu
uderzają przede wszystkim w chrześcijańską mniejszość. W efekcie prowadzą do emigrowania
chrześcijan z miasta narodzenia Jezusa.