Zapis telewizyjnego wywiadu Benedykta XVI przeprowadzonego w Castelgandolfo
20 września 2005 r., a wyemitowanego przez TVP 16 października 2005. Rozmawiał ks.
Andrzej Majewski SJ kierujący Redakcją Programów Katolickich TVP.
Ojcze
Święty. Serdecznie dziękuję za tę rozmowę z okazji obchodzonego w Polsce Dnia Papieskiego.
16 października 1978 r. kard. Karol Wojtyła został Papieżem. Od tego dnia, przez ponad
26 lat, Jan Paweł II jako Następca św. Piotra (jak teraz Ojciec Święty), z biskupami
i kardynałami kierował Kościołem. W gronie kardynałów był także Wasza Świątobliwość
- osoba niezwykle ceniona i szanowana przez Jana Pawła II. Osoba, o
której Jan Paweł II w książce „Wstańcie, chodźmy!” napisał (tu zacytuję): „Bogu dziękuję
za obecność i pomoc kardynała Ratzingera – to wypróbowany przyjaciel”. Ojcze Święty,
jak zaczęła się ta przyjaźń? Kiedy Wasza Świątobliwość poznał kard. Karola Wojtyłę?
Osobiście
poznałem go dopiero przy okazji dwóch konklawe w 1978 r. Oczywiście wiele słyszałem
już o kardynale Wojtyle - przede wszystkim w związku z wymianą listów między episkopatem
Polski i Niemiec w 1965 r. Niemieccy kardynałowie opowiadali mi o ogromnych zasługach
i wkładzie arcybiskupa krakowskiego. Mówiono mi, że to właściwie on był duszą tej
naprawdę historycznej wymiany listów. Natomiast od moich uniwersyteckich przyjaciół
słyszałem o jego filozofii i o nim samym jako o wielkim myślicielu. Ale osobiście
- jak wspomniałem - poznaliśmy się podczas pierwszego konklawe w 1978 roku i od razu
poczułem do niego wielką sympatię, a on - ówczesny kardynał – z mojej strony niezasłużenie
- od samego początku obdarzył mnie swą przyjaźnią. Jestem mu wdzięczny za to zaufanie,
którym mnie obdarzył, bez żadnej zasługi z mojej strony. Przede wszystkim zaś - widząc
jak się modli - nie tylko zrozumiałem, ale i zobaczyłem, że to człowiek Boży. To właśnie
zrobiło na mnie największe wrażenie, że jest to człowiek, który żyje z Bogiem, więcej:
żyje w Bogu. Byłem też pod wrażeniem szczerej, nie-stereotypowej serdeczności, jaką
mi okazywał. Wreszcie na spotkaniach kardynałów przed konklawe zabierał on kilkakrotnie
głos. Miałem więc sposobność poznać wielkość Wojtyły jako myśliciela. I tak - bez
wielkich słów - zrodziła się serdeczna przyjaźń. Niebawem, po wyborze Papież kilkakrotnie
zapraszał mnie do Rzymu na rozmowy, aż wreszcie powierzył mi urząd prefekta Kongregacji
Nauki Wiary.
A zatem ta nominacja, to zaproszenie do Rzymu, nie
było dla Ojca Świętego zaskoczeniem?
Prawdę mówiąc było to dość
trudne, gdyż początek posługi biskupiej w Monachium, uroczystą konsekrację w katedrze
monachijskiej, odebrałem jako życiowy obowiązek, niemalże jak zaślubiny z tą diecezją.
Ponadto nie bez powodu przypominano mi, że po wielu dziesięcioleciach byłem pierwszym
biskupem, który pochodzi z tej właśnie diecezji. Czułem się zatem mocno z tą diecezją
związany. Stanąłem też przed szeregiem trudnych spraw, które domagały się rozwiązania.
Nie chciałem zostawiać diecezji z niezałatwionymi sprawami. O tym wszystkim bardzo
otwarcie rozmawiałem z Ojcem Świętym, z pełnym do niego zaufaniem. On odniósł się
do mnie z ojcowskim zrozumieniem. Dał mi czas do namysłu, a i sam jeszcze chciał sprawę
rozważyć. W końcu przekonał mnie, że taka jest wola Boża i tak przyszło mi się pogodzić
z tą nominacją. Chodziło o wielką, niełatwą odpowiedzialność, z natury rzeczy przekraczającą
moje możliwości, ale ufając ojcowskiej dobroci Papieża i powierzając się Duchowi
Świętemu, poczułem, że mogę ją przyjąć.
I tak trwało to ponad
20 lat?
No tak, od przybycia w lutym 82 roku aż do
śmierci Papieża w 2005.
Co, zdaniem Waszej Świątobliwości, jest najbardziej
istotne w pontyfikacie Jana Pawła II?
Możemy na to spojrzeć
w dwojaki sposób: najpierw ad extra – skierowany ku światu, a następnie ad
intra – zwrócony ku Kościołowi. Co się tyczy świata, sądzę, że Ojciec Święty przez
swe wystąpienia i swą obecność, przez swą zdolność przekonywania, na nowo ożywił
wrażliwość na wartości moralne, na wagę religii w świecie. Doszło do nowego otwarcia,
do nowego zainteresowania problemami religijnymi, do odkrycia konieczności religijnego
wymiaru człowieka, ale przede wszystkim ogromnie wzrósł autorytet biskupa Rzymu. Wszyscy
chrześcijanie, niezależnie od różnic, uznający i nie uznający sukcesji Piotrowej przyjęli,
że to papież jest rzecznikiem chrześcijaństwa, że nikt inny na całym świecie nie może
tak jak on przemawiać w imieniu chrześcijaństwa i tak stanowczo współczesnemu światu
mówić o chrześcijaństwie. Dla świata nie-chrześcijańskiego, dla wyznawców innych religii
stał się on ponadto rzecznikiem wielkich, ogólnoludzkich wartości. Pamiętając o tym
trzeba zaznaczyć, że stworzył on klimat dla dialogu między wielkimi religiami i poczucie
wspólnej odpowiedzialności za świat. Uprzytomnił, że nie da się połączyć przemocy
i religii i że wszyscy musimy przez współodpowiedzialność za ludzkość wytyczać drogę
pokoju.
Przechodząc zaś do spraw Kościoła, powiedziałbym przede wszystkim,
iż najważniejsze jest to, że potrafił on wzbudzić w młodzieży entuzjazm dla Chrystusa.
Było to coś nowego (pamiętając o młodzieży roku 68-go, czy lat 70-tych) w tym, że
rozentuzjazmował on młodzież dla Chrystusa, dla Kościoła, ale także dla trudnych wartości.
Tylko ktoś o tak silnej osobowości i charyzmie był w stanie zmobilizować młodzież
dla sprawy Bożej i miłości do Chrystusa. W Kościele, jak sądzę, ożywił on na nowo
umiłowanie Eucharystii (przeżywamy jeszcze rok Eucharystii z taką miłością przez niego
upragniony), na nowo odkrył sens i wielkość Bożego Miłosierdzia, ale również bardzo
pogłębił miłość do Matki Bożej, prowadząc nas tym samym do większego uwewnętrznienia
wiary i jednocześnie większego jej oddziaływania. Oczywiście trzeba też wspomnieć,
o czym wszyscy dobrze wiemy, jak istotny był jego wkład w wielkie przemiany na świecie
w 1989 roku i w upadek tak zwanego realnego socjalizmu.
Co, podczas osobistych
spotkań i rozmów z Janem Pawłem II, zrobiło na Ojcu Świętym największe wrażenie? Czy
może Ojciec Święty opowiedzieć o swych ostatnich – może tegorocznych - spotkaniach
z Janem Pawłem II?
No tak... Ostatnie spotkania, to: jedno w klinice Gemelli
gdzieś około 5 czy 6 lutego a drugie - na dzień przed śmiercią, w jego sypialni. Podczas
pierwszego Papież wyraźnie cierpiał, ale był całkowicie przytomny i w pełni świadomy.
Ja – prawdę mówiąc (było to okrutne!) przyszedłem z wizytą roboczą: potrzebowałem
jego decyzji w wielu sprawach. Ojciec Święty, chociaż cierpiący, słuchał z wielką
uwagą tego, co mówiłem i w kilku słowach podał swoje decyzje, pobłogosławił mnie,
pozdrowił po niemiecku, co odebrałem jako wyraz zaufania i przyjaźni... Ze wzruszeniem
patrzyłem - z jednej strony - na jego cierpienie. Z drugiej strony widziałem jego
zjednoczenie z cierpiącym Panem i to, że - istotnie - swoje cierpienie znosił z Chrystusem
i dla Chrystusa, a jednocześnie – w pełni świadomy – promieniował on wewnętrzną pogodą.
Za
drugim razem, na dzień przed śmiercią, Papież cierpiał jeszcze bardziej, to było widoczne.
Otaczali go lekarze i przyjaciele; wciąż był świadomy. Pobłogosławił mnie. Nie mógł
już za bardzo mówić, ale dla mnie ta jego wytrwałość w cierpieniu była – powiedziałbym
– „wielką lekcją“. Przede wszystkim jednak czułem, widziałem, że jest w rękach Boga,
poddawał się Jego woli i dlatego (mimo widocznego bólu) zachowywał spokój, gdyż był
w ręku Bożej Miłości.
Ojcze Święty. Postać Jana Pawła II Wasza Świątobliwość
(widzimy to i słyszymy w Polsce) bardzo często przywołuje w swoich wystąpieniach.
O Janie Pawle II Ojciec Święty mówi, że to wielki i nieodżałowany Papież, czcigodny
poprzednik. Na długo w naszej pamięci pozostaną słowa Waszej Świątobliwości wypowiedziane
podczas Mszy św. 20 kwietnia br. I tu zacytuję: ”wydaje mi się, że trzyma mnie on
mocno za rękę, że widzę jego uśmiechnięte oczy i słyszę jego słowa, skierowane w tym
momencie wprost do mnie „Nie lękaj się!”. Ojcze Święty... teraz pytanie bardzo osobiste.
Czy nadal odczuwa Ojciec Święty obecność Jana Pawła II. Jeśli tak, to w jaki sposób?
Ależ tak! Zacznę od pierwszej części ojca pytania, gdyż poprzednio,
mówiąc o spuściźnie po Papieżu, pominąłem sprawę wielkiej liczby dokumentów, jakie
nam pozostawił - 14 encyklik, obfitość listów posynodalnych i innych dokumentów. To
wszystko składa się na przebogate dziedzictwo, które nie zostało jeszcze w Kościele
dostatecznie przyswojone. Ja więc moją zasadniczą misję widzę nie w ogłaszaniu wielu
nowych dokumentów ale raczej w pomaganiu, aby te już istniejące zostały przyswojone,
gdyż stanowią one przebogaty skarb - są autentyczną interpretacją Soboru Watykańskiego
II. Wiemy, że Papież ten był właśnie człowiekiem Soboru, że przejął się do głębi jego
duchem i literą. Przez swe teksty uzmysławia nam, co rzeczywiście było zamiarem Soboru
a co nim nie było i pomaga nam prawdziwie stawać się Kościołem na miarę czasów obecnych
i przyszłych.
A teraz, przechodząc do drugiej części pytania: Papież jest
mi bliski przez swoje teksty, ponieważ w nich właśnie dostrzegam Go i słyszę, mogąc
w ten sposób prowadzić stały dialog z Ojcem Świętym. Przez te słowa on ciągle ze mną
rozmawia. Znam również genezę wielu tekstów, pamiętam rozmowy, jakie toczyliśmy nad
tym czy innym tekstem i w ten sposób nadal mogę z Ojcem Świętym rozmawiać. Oczywiście
owa bliskość za pośrednictwem słów nie ogranicza się jedynie do tekstu, ale jest kontaktem
z osobą. Za tekstami odczuwam obecność samego Papieża - człowieka, który odszedł do
Pana, ale się nie oddalił... Coraz częściej czuję, że gdy ktoś odchodzi do Pana, przybliża
się do nas jeszcze bardziej i odczuwam, że będąc przy Chrystusie jest on jednocześnie
blisko mnie na tyle, na ile ja sam jestem blisko Pana. Jestem więc blisko Papieża,
a on pomaga mi zbliżyć się do Chrystusa. Wchodzę, przynajmniej staram się wejść, w
klimat jego modlitwy, umiłowania Pana, miłości Matki Bożej. Powierzam się też jego
modlitwom, prowadząc z nim stałą rozmowę i odczuwając bliskość w sposób nowy, ale
bardzo głęboki.
Ojcze Święty... My oczekujemy już w
Polsce... Wielu pyta: kiedy Ojciec Święty przyjedzie do Polski...?
Tak, mam zamiar udać się do Polski, jeśli Bóg i czas
na to pozwoli. Rozmawiałem już o tym - również na temat ewentualnego terminu - z arcybiskupem
Dziwiszem. Mówi się tu o czerwcu jako o dacie najbardziej odpowiedniej. To wszystko
wymaga jeszcze oczywiście ustaleń przez kompetentne instancje. W tym sensie jest to
więc dopiero „wstępna przymiarka”. Ale wydaje się, że - jeśli Bóg da - w czerwcu przyszłego
roku będę mógł do Polski przyjechać". Ojcze Święty, w imieniu wszystkich
telewidzów z serca dziękuję za ten wywiad. Dziękuję Ojcze Święty. Ja
też dziękuję...