2005-10-04 18:58:13

Magazyn wtorkowy: o synodzie i wyborach


- Relacja z prac XI Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów;
- Rozmowa z wiceprezesem Rady Głównej Stowarzyszenia Autorów Polskich Zbigniewem Gretką;
- Felieton ks. Krzysztofa Mądela SJ o zasadniczych sprawach, o których należy pamiętać w wyborach demokratycznych


Słuchaj: RealAudioMP3

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

O czym warto pamiętać przed wyborczą urną

Jesienią tego roku Polacy wyjątkowo często biorą udział w wyborach. Tak często, że rodzi się pytanie czy się nie zniechęcą, czy nie zrezygnują z głosowania, dlatego zastanówmy się dzisiaj nad tym, co o demokracji i samym procesie wyborczym mówi katolicka etyka społeczna, która w sumieniach dobrych katolików powinna rodzić określone zobowiązania i określone postawy.

Otóż, po pierwsze, zachęca do tego by iść na wybory i wrzucić głos do urny. Rezygnacja z głosowania nie jest w żaden sposób usprawiedliwiona, oczywiście poza przeszkodami natury obiektywnej, a to dlatego, że stoi w sprzeczności z wszystkimi zasadami etyki katolickiej. W potocznym rozumieniu istnieje bowiem przekonanie, że tzw. „głosowanie nogami”, czyli nie pójście na wybory, też jest jakimś głosowaniem, jakąś formą protestu, czy dezaprobaty wobec zaistniałej sytuacji. Otóż na gruncie katolickiej etyki społecznej takiej postawy w żaden sposób nie da się usprawiedliwić. Jedynie skrajnie liberalne, czy nawet anarchistyczne ideologie mogłyby usprawiedliwić taką postawę, w ich rozumieniu bowiem państwo i obywatel to dwa zupełnie różne, nieprzystające do siebie, a nawet wrogie sobie byty, dlatego rezygnacja z udziału w wyborach jest jakimś sposobem na załagodzenie konfliktu. Takie stanowisko jest jednak dla katolików nie do przyjęcia. Państwo funduje się bowiem na obywatelach, to oni je tworzą – dla siebie i dla innych, dlatego każdy, kto świadomie rezygnuje z wzięcia odpowiedzialności za zabranie głosu w sprawie kształtu tego państwa, osłabia jego siłę i skuteczność, a w konsekwencji zachowuje się nieodpowiedzialnie. To właśnie w imię tej zasady niektóre kraje, takie jak Belgia, nakładają na swoich obywateli ustawowy obowiązek udziału w głosowaniu.

O tym samym obowiązku przypomina także zasada pomocniczości, w myśl której rozwiązania społeczne są tym bardziej sprawiedliwe, im bardziej zbliżone od obywateli, a więc stworzone przez nich samych, a nie w oparciu o odgórne dyrektywy władzy. Odmowa udziału w wyborach jest więc zatem opowiedzeniem się za państwem autorytarnym, oddalonym od obywateli, a więc zarazem bezkarnym, skorumpowanym i nieskutecznym.

Zasada personalizmu, zasada dobra wspólnego, a także wszystkie bardziej szczegółowe zasady opisujące rozmaite formy realizacji sprawiedliwości jednoznacznie przypominają o obowiązku aktywnego udziału w procedurach demokratycznych. Zasada personalizmu (nazywana także zasadą godności osoby) przypomina, że wszystkie formy wspólnego dobra, a nawet wszystkie formy dobra w ogóle, są możliwe jedynie dzięki wysiłkom konkretnych osób, natomiast anonimowość, kolektyw, czy brak osobistej odpowiedzialności skutecznie niszczy to dobro. Ponieważ wybory stanowią ważny mechanizm ustalania czyjeś konkretnej osobistej odpowiedzialności za określone dobro wspólne, w tym wypadku dobro narodowe, co więcej, gwarantują, że to ustalanie odpowiedzialności dokona się w sposób możliwie sprawiedliwy, to znaczy taki, w którym każdy na miarę swoich możliwości i na podobnych warunkach może wziąć w nim udział, dlatego rezygnacja z udziału w wyborach narusza tę dobro wspólne, narusza także godność innych osób, gdyż pomniejsza rangę ich osobistego zaangażowania, a wreszcie jest także opowiedzeniem się przeciw zasadom sprawiedliwości.

Sam udział w głosowaniu to jeszcze nie wszystko. Trzeba wiedzieć na kogo i dlaczego się głosuje. Także tu katolicka etyka społeczna udziela nam kilu cennych wskazówek.

Po pierwsze, każe nam zastanowić się nad samym sobą, to znaczy nad istotnym motywami własnego wyboru. Żeby zagłosować dobrze, to znaczy odpowiedzialnie, nie wystarczy po prostu poprzeć kogoś, kogo się lub zna, ani tym bardziej po to, żeby komuś zrobić na złość. Trzeba mieć przed oczami konkretne dobro wspólne, a więc także znać kompetencje urzędu na który się głosuje. Ten wymóg skutecznie chroni cały proces demokratyczny przed populizmem. Kandydaci do urzędów publicznych mają bowiem ze swojej strony pewną skłonność do zachowań nieodpowiedzialnych. Żeby wygrać, obiecują wyborcom wiele rzeczy, których nie tylko nie będą mogli wykonać, ale nawet takie, których na pewno nie da się lub nie powinno się dać wykonać z miejsca, na które kandydują, bo stałoby to w sprzeczności z przyjętym prawem. Jeśli obywatele o tym wiedzą, skutecznie bronią się przed ich demagogią.

Ale ważny jest także drugi, bardziej subtelny czynnik. Warto zapytać samego siebie o duchową motywację tego głosowania. Demokracja nie jest narzędziem doskonałym, często wyborca ma wrażenie, że głosuje pod przymusem, to znaczy głosuje nie kogoś, na kogo chciałby głosować, bo kogoś takiego nie znajduje, ale na kogoś, na kogo musi głosować, bo jeśli tego nie zrobi, to będzie jeszcze gorzej. Tu pojawia się kwestia wyboru tzw. „mniejszego zła”. Takie wybór nigdy nie jest łatwy i na pewno nigdy nikomu nie przynosi satysfakcji. Warto pamiętać, że jest także sprzeczny z etyką katolicką. W czasach komunizmu odrzucenie zasady wyboru „mniejszego zła” skłaniało katolików do rezygnacji z udziału wyborach. Było w istocie odrzuceniem współpracy z antyludzkim reżymem. Warto się jednak zastanowić, czy podobna sytuacja zachodzi także dzisiaj. Gdyby bowiem jakiś wyborca uznał w swoim sumieniu, że nie może nikogo ze spokojnym sumieniem poprzeć, to nie może wybierać źle, ale powinien oddać głos nieważny. Powinien zatem budować dobro wspólne, pójść na wybory, a tam oddać głos nieważny. Polski system wyborczy uniemożliwia wprawdzie rozróżnienie ów nieważnych na skutek błędu od głosów intencjonalnie nieważnych, ale dla osób działających w konflikcie sumienia, jest to rozwiązanie dopuszczalne.

Rodzi się jednak pytanie, jak ten konflikt jest uzasadniony. W wolnej Polsce, jak wszędzie na świecie, kandydaci do urzędu nie są zapewne idealni, trudno jednak nazywać ich mniejszym złem. Obowiązkiem wyborcy jest zatem przyjrzeć się najpierw sobie i własnej motywacji, a następnie rzeczonym kandydatom. W wyborach prezydenckich jest to o tyle łatwiejsze, że odbywają się one w systemie jednomandatowym. Kandydatów jest zaledwie kilku.

I tu pojawia się zadanie bodaj najważniejsze, od którego nikt wyborcy nie wyręczy, a mianowicie tych kandydatów trzeba dobrze poznać. Ponieważ demokracja i życie publiczne jest układem dość skomplikowanym warto w tej poznawczej pracy poczynić kilka rozróżnień. Wyborca rzadko zna swojego kandydata osobiście, jeśli go zatem nie zna, powinien przynajmniej postarać się odróżnić to, co ów kandydat mówi sam o sobie, od tego, co mówią o nim inni, w zarówno jego przeciwnicy polityczni, jak i osoby niezależne, na tej podstawie wyrobić sobie jakieś osobiste zdanie o człowieku. Mieć własne zdanie o kimś, to ważny element życia społecznego, element spajający społeczeństwo. Otóż bez wyraźnego oddzielenia własnych oczekiwań od słów i zachowań innych osób, nie można o nikim sformułować opinii poprawnej. Warto o tym pamiętać, bo im gorączka wyborcza większa, tym większa zachodzi obawa, że wyborcy wcale nie głosują na tych, na których głosują, a jedynie na własne oczekiwania i wyobrażenia o kandydatach.

Jaki jest zatem człowiek, na którego głosujemy? Jak ocenić to, co mówi on sam i inni? Ile jest prawdy w zapewnieniu jednego z kandydatów o budowaniu solidarnej Polski, ale ile w wezwaniu drugiego, żebyśmy sami wzięli ją z dumą we własne ręce? Często brak nam wystarczających danych, żeby zweryfikować te przedwyborcze wezwanie, zresztą nie tylko wyborcy, ale także przedsiębiorcy i cała gospodarka wyczekują z niepokojem na tę prawdę, która wyłoni się dopiero po wyborach. W chwili niepewności warto zatem posłużyć się starymi, sprawdzonymi zasadami, jakie przez wieki wypracowała chrześcijańska duchowość. Jeśli jakiś kandydat obiecuje dużo, a skądinąd wiemy, że tam gdzie obiecywał już wcześniej, stracił swoje poparcie, to lepiej zaufać komuś, kto obiecuje mniej. Jeśli jakiś kandydat wypowiada się o innych źle, to albo robi dobrze, jeśli z miłością służy prawdzie, lub robi źle i nie zasługuje na nasze poparcie. Św. Ignacy przypomina, że nawet najgorsza prawda powiedziana w Bożym duchu, to znaczy z miłością, jest konkretna, opiera się na faktach, a zarazem niesie w sobie konkretne rozwiązanie problemu, o którym mówi, oraz wewnętrzną, duchową siłę potrzebną do jego urzeczywistnienia. Prawa polityczna, dodajmy od siebie, nie jest inna. Rządzi nią ewangeliczny realizm potrzebny każdemu, kto chce zbudować solidny dom. Jeśli zatem w prawdach głoszonych przez kandydatów nie znajdziemy konkretów, a tylko moc emocji i obietnic pozbawionych szczegółowych sposobów ich realizacji, to dobrze postąpimy, odrzucając te prawdy i poszukamy innych, które naprawdę będzie można wcielić w życie.


K. Mądel SJ







All the contents on this site are copyrighted ©.