Kolumbijski Kościół będzie pośredniczył w negocjacjach tamtejszego rządu z marksistowską
partyzantką. Prezydent Alvaro Uribe zgodził się by przedstawiciele Kościoła spróbowali
wynegocjować wstępne warunki zawieszenia broni. Rozmowy będą prowadzone zarówno z
Rewolucyjnymi Siłami Zbrojnymi Kolumbii, nazywanymi z hiszpańskiego skrótu FARC, jak
i z Armią Wyzwolenia Narodowego, ELN. Dotychczas władze nalegały, aby największe ugrupowanie,
FARC, ogłosiło zawieszenie broni przed podjęciem jakichkolwiek negocjacji. „Rząd akceptuje
kościelne wysiłki podjęcia wstępnych rozmów mających doprowadzić do rozejmu” – powiedział
prezydent Uribe po wczorajszym spotkaniu z przewodniczącym Konferencji Episkopatu
Kolumbii, arcybiskupem Luisem Augusto Castro. Prezydent wyznaczył też rządowego komisarza,
który ma śledzić przebieg negocjacji.
Rozmowy z ugrupowaniem FARC przerwane
zostały w Kolumbii w roku 2002, a z partyzantką ELN przed rokiem. W znacznej mierze
rząd zdołał zbrojnie stłumić akty rozbojów i przemocy. Zdaniem obserwatorów w ten
sposób nie pokona jednak lewicowej partyzantki. Jedynie siły FARC liczą blisko 17
tysięcy żołnierzy żyjących z wymuszeń i porwań oraz opłacanych przez handlarzy kokainą.
Aktualnie jako zakładników FARC przetrzymuje 60 osób: polityków, żołnierzy i policjantów,
w tym trzech obywateli USA. Wprawdzie lewicowi partyzanci zostali zepchnięci do defensywy,
ale stało się to dzięki znacznej pomocy Stanów Zjednoczonych. Wartość sprzętu wojskowego,
dostarczonego przez USA Kolumbii w ostatnich 5 latach, szacuje się na 3 miliardy dolarów.
W trwającym od 40 lat konflikcie rokrocznie giną tam tysiące osób. Kluczowym zagadnieniem,
bez którego trudno będzie o powodzenie jakichkolwiek kolumbijskich rozmów pokojowych,
jest kwestia redystrybucji ziemi, a konkretnie: uwłaszczenia ubogich rolników.