III Krajowy
Kongres Eucharystyczny pragnie stworzyć szczególną okazję do oddania czci Jezusowi
żyjącemu pod postacią chleba i wina w Sakramencie Ostatniej Wieczerzy. Jest to nie
tylko manifestacja wiary Kościoła, ale pragnienie głębszego, wspólnego przeżycia tej
Najświętszej Tajemnicy Zbawienia. Nigdy nie wiemy do końca, czy należycie przeżywamy
prawdę o obecności Chrystusa pośród nas i dlatego podejmujemy kolejną próbę: jeszcze
raz, w nowej oprawie, w nowych warunkach chcemy się zbliżyć do Tego, który jest dla
nas Najważniejszy, jest sensem naszego życia. Ba, chcielibyśmy Go nawet ukazać wszystkim
poszukującym, zmagającym się w wierze, zmagającym się ze sobą, z życiem, z Bogiem.
Chciałbym
i ja, Drodzy Bracia i Siostry, pomóc dziś sobie i wam zbliżyć się do tej rzeczywistości
Chrystusa żyjącego pośród nas, Chrystusa karmiącego nas swym Ciałem. Pewnie nie bardzo
potrafię, ale podzielę się z wami tym, czym żyję. Najlepiej będzie, jeśli posłuchamy,
co mówi do nas sam Jezus, co mówi Duch Święty w liturgii, może dotknie i naszych serc,
umysłów, sumień.
Wiemy, że im większa góra, tym trudniej się na nią wspiąć,
im większa tajemnica, tym trudniej ją zrozumieć, przyjąć i przeżyć. Ale co u ludzi
nie jest możliwe, staje się możliwe u Boga. A do tego sytuacje życiowe często utrudniają
nam właściwe zrozumienie wielu ważnych spraw.
Dwaj uczniowie Jezusowi
mieli trudności w przyjęciu wydarzeń, których byli świadkami w Jerozolimie. Wobec
dramatu Golgoty uciekali z lękiem przed prześladowcami, a właściwie chcieli się odciąć
od swego złamanego życia, od przekreślonych nadziei. Myśmy się tyle po
Nim spodziewali, nie wyszło, lepiej zapomnieć, udać się w inną drogę, zakonspirować.
Ale czy można wierzyć w konspiracji, w ukryciu, czy można być uczniem Jezusa w konspiracji?
Zazwyczaj bywa tak, że albo konspiracja unicestwi bycie uczniem, albo bycie uczniem
unicestwi konspirację.
Tak było i tym razem. Szedł z nimi Jezus, którego
zaaferowani swoimi przeżyciami nie rozpoznali, ale nie uciekli przed Nim, przyjęli
Go do swej wędrówki, dopuścili do rozmowy. Chętnie Mu nawet opowiadali o sobie, a
i On rozmawiał, opowiadał, wyjaśniał. Pukał do ich umysłów argumentacją rozumową.
Bezskutecznie, wszystko na nic. Na szczęście pozostał jeszcze język serca. Był wieczór.
Wędrowiec okazywał, jakoby miał iść dalej. Przymusili Go, aby został z nimi, usiadł
do ich stołu, połamał z nimi chleb.
Dopiero wtedy uwierzyli, że to On,
i rozpoznali Go, bo po zmartwychwstaniu Jezusa można rozpoznać tylko przez wiarę.
Najlepiej przy łamaniu chleba, czyli w Eucharystii, bo tak nazywali
pamiątkę Paschy pierwsi chrześcijanie.
W każdej Mszy Świętej po Przeistoczeniu
kapłan wskazuje na Ciało Chrystusa i wypowiada lub śpiewa słowa: Oto wielka Tajemnica
wiary. Obecni odpowiadają: Głosimy śmierć Twoją, Panie Jezu, wyznajemy
Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale.... To ważne
słowa, w których Kościół, wskazując na Chrystusa, w tajemnicy Jego męki, objawia także
swoją własną tajemnicę. Kościół żyje, istnieje, dzięki Eucharystii - uczył
Jan Paweł II (Ecclesia de Eucharistia, 5). Tu, w Eucharystii jest to, co dla
nas najważniejsze - pełnia życia, wcielona bosko-ludzka miłość.
Rok Eucharystii,
który przeżywamy, ma na celu przede wszystkim pomóc odkryć Eucharystię jako
centrum wiary i centrum życia chrześcijańskiego. Bez komunii – jedności z Bogiem i
ludźmi, z braćmi i siostrami we wspólnocie kościelnej nie da się godnie przyjąć Eucharystii.
Grzech rozbił tę jedność. Z powodu grzechu człowiek nie potrafi właściwie przeżywać
jedności z innym człowiekiem. Autentyczne przeżycie własnego grzechu, uświadomienie
go sobie jest konieczne, abyśmy byli zdolni przyjąć jego odpuszczenie, abyśmy
mogli nawiązać poprawny kontakt, kontakt z Bogiem i drugim człowiekiem.
Było
to podczas Kongresu Eucharystycznego w Filadelfii w roku 1977. Pewnego wieczoru telewizja
pokazała Matkę Teresę z biskupem Helderem Camarą i jednym z kardynałów. Reporter zaczął
mniej więcej tak: Ty, Matko Tereso, jesteś nadzwyczajną kobietą,
dokonałaś niezwykłych rzeczy, jesteś podziwiana....Ale biskupi, papież, Kościół... i
tutaj zaczął atakować i wypominać różne bolesne sprawy Kościoła. Matka Teresa spokojnie
słuchała i po chwili powiedziała: Pan nie wygląda na szczęśliwego, tak się pan
denerwuje, pewnie nie najlepiej się pan czuje i potrzebuje pokoju. Pokój jest darem
Jezusa Eucharystycznego. Pan powinien się modlić o ten dar”. – Ale ja
nie umiem się modlić. Wtedy Matka ujęła rękę kardynała i biskupa Camary i powiedziała:
Zaraz wspólnie zaczniemy się modlić za Pana.
Tak,
drodzy Bracia i Siostry, jesteśmy tu w tak wielkiej liczbie, aby uświadomić sobie
wiele współczesnych bólów i niepokojów, powiedzieć Bogu o niedoskonałościach ludzi
Kościoła i modlić się, modlić się z Jezusem, za siebie wzajemnie i uczyć się od Niego,
jak żyć, aby nie powtarzać cudzych i naszych błędów.
Tych błędów
w życiu człowieka i narodów może być wiele. Ważniejsze od nich jest to, jak na nie
patrzymy, czy umiemy i chcemy uznać błąd, fałsz na naszej drodze, czy chcemy zawrócić
i naprawić zło. Językiem wiary można to pytanie wyrazić w słowach: czy chcemy się
nawrócić, czy chcemy przebaczać i prosić o wybaczenie Boga i ludzi?
Pan
Bóg nas widzi i uprzedzająco gotów jest nieustannie wybaczać, o ile człowiek okaże
skruchę, najmniejszy znak żalu i chęci poprawy. Ludzie jednakże nie mogą odwracać
się od własnej przeszłości. Krytycznie potrafią na nią patrzeć tylko ludzie odważni,
mądrzy i szlachetni. Jakże inaczej mógłby wyglądać ład w naszej Ojczyźnie,
gdyby nie zabrakło spojrzenia w prawdzie na siebie tych, którzy kierują państwem,
uchwalają prawa i tych, którzy te prawa mają i powinni zachowywać.
Przed
Chrystusem Eucharystycznym stajemy dziś także jako Kościół w narodzie, który miał
odwagę przed czterdziestu laty ustami swoich Pasterzy skierować do biskupów niemieckich
słowa: Przebaczamy i prosimy o przebaczenie.
Bez wiary wagi takich
słów narody nie udźwigną. Dziś wobec Pasterzy Kościoła greckokatolickiego na Ukrainie
i w Polsce, świadomi, że historię naszych obrządków, Kościołów i Narodów nie zawsze
pisaliśmy godnie i uczciwie, tak jak wskazywał nam Chrystus, nasz Nauczyciel,
chcemy także powiedzieć: przebaczamy i prosimy o przebaczenie. Nie chcemy
wołać sędziów, buchalterów ani reporterów, aby liczyć i licytować, kto
bardziej jest winny, kto zaczął pierwszy, a kto więcej wycierpiał. Sąd sprawiedliwy
należy do Boga. To On został w pierwszym rzędzie skrzywdzony, nie my! Pomóżcie nam
dzisiaj, Bracia i Siostry Kościoła grecko-katolickiego, wspólnie przeprosić
Boga za to wszystko, co nie było zgodne z Bożym przykazaniem miłości bliźniego, przyjmijcie
nasze przeproszenie. Tym naszym słowem nie chcemy zwalniać nikogo, po żadnej stronie,
od odpowiedzialności przed Bogiem i własnym sumieniem, ale chcemy każdemu, kto tej
pomocy szuka, pomóc uwolnić się od ciężaru win, przez prawdę otworzyć na wyzwolenie!
Bóg jest nie tylko sprawiedliwy. Jest Miłosierny!
Zdaję sobie sprawę,
jak wiele od Ukraińców wycierpieli Polacy, ale cierpieli też Łemkowie i Ukraińcy na
dawnych i obecnych swych ziemiach. Historycznej prawdy nie trzeba się bać chociaż
jest bardzo bolesna i to po obu stronach. Tym bardziej bolesna, że często niezabliźniona.
Zraniona miłość niełatwo owocuje, ale i nienawiść nie chce umrzeć, przeradza się w
nieufność i podejrzliwość. Bez uznania win nie godzi się zbliżać do tajemnicy Krzyża
i Eucharystii. Jest ona tajemnicą miłości, która nigdy nie umiera, z Chrystusem zmartwychwstaje
– więc niech i nas ożywi Chrystusowa miłość do wzajemnego przebaczenia i ciągle nowego
początku.
Pod zbawczy Krzyż Chrystusa przynosimy dzisiaj ze sobą kolejne
niezwykłe dary. Są nimi święci polscy w swoich relikwiach, są i nowi błogosławieni
- trzej kapłani, którzy Eucharystią żyli na co dzień, z niej czerpali mądrość i moc
swego niezwykłego, heroicznego życia. Dzięki nim raz jeszcze widzimy, że duchowość
kapłańska zawsze jest eucharystyczna, ofiarna, uczynna.
Biskupowi Rzeszowskiemu
i diecezji, a szczególnie abp Sekretarzowi Kongregacji d/s Świętych dziękujemy za
wydobycie z historii księdza Władysława Findysza, kapłana – męczennika. Pierwszy to
po II wojnie prezbiter, męczennik ówczesnego systemu ogłoszony błogosławionym. Wychowany
w katolickiej, wielodzietnej rodzinie pod Krosnem wstąpił do seminarium duchownego
w Przemyślu, gdzie zastał wyjątkową atmosferę uformowaną przez świętego biskupa Józefa
Sebastiana Pelczara. Jego rektorem był kapłan o wybitnej duchowości – błogosławiony
ks. Jan Balicki. Po święceniach pracował na kilku parafiach na wschodnich terenach
diecezji, dziś należących do archidiecezji lwowskiej. Probostwo w Żmigrodzie Nowym
otrzymał już w czasie wojny. Tu – jak zawsze - nawiązał bliski kontakt duszpasterski
z wszystkimi ludźmi, niezależnie od religii i narodowości. Pomagał i jemu pomagali
wszyscy: katolicy, Łemkowie, Żydzi. Bitwa, a właściwie masakra dukielska (zginęło
tam ok. 90 tysięcy żołnierzy rosyjskich, słowackich i polskich) zniszczyła całkowicie
jego miasteczko i pobliskie wioski. Stopniowo wspólnie z ludźmi je odbudowali. Trudniejsza
okazała się odbudowa moralności rujnowanej przez wojnę i przez rodaków, służących
nowemu komunistycznemu systemowi. Pełnił swą misję, jak tylu innych, jak wszyscy kapłani
tamtych lat, ale jego gorliwość jeszcze wzrosła przy okazji tzw. Czynów Dobroci
promowanych przez biskupów polskich na rzecz odnowy Kościoła i II Soboru Watykańskiego.
Ksiądz proboszcz i dziekan Władysław Findysz jesienią1963 roku napisał listy
do swoich parafian, zachęcając do pogłębienia życia religijnego i zawarcia sakramentalnego
związku małżeńskiego tych, którzy mogli to uczynić. Władze uznały to za przestępstwo.
Do komunistycznego kazamatu zaprowadziła go gorliwość i wierność ogólnopolskim programom
duszpasterskim, spojrzenie wiarą na rodzinę i małżeństwo.
Dziś, kiedy
zamiast pomóc zagubionym ludziom i leczyć chore myślenie w sposób wyrafinowany,
organizuje się Parady Równości, czyż nie potrzeba determinacji błogosławionego
ks. Findysza w walce o zachowanie norm Bożych w życiu rodziny i społeczeństwa? Słyszę
opinie, że Pasterze Kościoła nie zabierają głosu w sprawie ostatnich warszawskich
wydarzeń. Zabierają, tylko trzeba tego głosu słuchać. Na kilka dni przed tym smutnym
spektaklem Ojciec Święty Benedykt XVI mówił na Lateranie podczas sympozjum poświęconego
rodzinie: „Różne są formy rozkładu małżeństwa w naszych czasach: wolne
związki, małżeństwa na próbę i wreszcie pseudomałżeństwa osób
tej samej płci. Są one wyrazem anarchicznej wolności, błędnie mylonej z prawdziwą
wolnością człowieka. Rodzinie dziś grożą piętrzące się trudności i niebezpieczeństwa,
dlatego potrzebna jest jej ewangelizacja i wsparcie”.
Razem
z błogosławionym księdzem Władysławem Findyszem przynosimy do ołtarza męczeński trud
kapłanów i ludzi świeckich prześladowanych, a nawet więzionych za obronę prawa dziecka
poczętego do życia, kapłanów szkalowanych i bestialsko mordowanych za obronę honoru,
godności i porządku moralnego w Polsce powojennej. Było ich wielu, bardzo wielu. Czy
można o nich zapomnieć? Są u fundamentów dzisiejszej wolności: jest student Pyjas
i młody Przemek, jest ks. Zygmunt Kaczyński (†1953), dyrektor KAI i redaktor Tygodnika
Warszawskiego, ksiądz Jerzy Popiełuszko, ksiądz Zych, ksiądz Stefan Niedzielak (†1989),
ks. S. Suchowolec i inni. Za nich wszystkich dziękujemy Bogu i ludziom, rodzinom,
diecezjom, seminariom. To także dzięki nim jesteśmy tu dziś, to także dzięki nim patrzymy
z odwagą w oczy nowej Europie.
Męczeństwo jest świadectwem, że
nawet w najtrudniejszych czasach przemocy i gwałtu człowiek żyjący w łasce Bożej jest
w stanie uratować własną godność, ocalićswe człowieczeństwo.
Polska
potrzebuje dziś odważnych świadków wierności zasadom ewangelii; potrzebuje
bohaterów bezinteresowności, walczących o prawo do życia i o dobre chrześcijańskie
wychowanie młodzieży, o sprawiedliwość i miłość między ludźmi. Polska i dziś potrzebuje
świętych, głoszących aż do końca, aż do oddania życia wyższość dobra nad złem, prawdy
nad kłamstwem, miłości nad nienawiścią. Bez świętych Polska sobie nie poradzi.
Tak
na ten temat pisał przed 130 laty ksiądz Bronisław Markiewicz:„Polska
jest matką świętych. Nasza ziemia jest obficie zbroczona krwią męczenników i bohaterów,
poległych za wiarę. Ta krew zaważyła na szali sprawiedliwości Bożej. Ze względu na
tę krew i na modlitwy naszych świętych, mimo naszej niegodności i nędzy wielu z nas,
Pan już dał wielu naszym rodakom i jeszcze da nadzwyczajne łaski, a ci swoimi czynami
i działaniami wsławią imię Polski między narodami więcej, niż uczyniły to zwycięstwa
pod Grunwaldem, Chocimiem i Wiedniem. Będą to zwycięstwa ducha. Bóg nas wybrał, abyśmy
znów ratowali ludzkość od nawały barbarzyństwa już nie prawicą naszych bohaterów,
ale potęgą słowa, literatury i budującym przykładem życia chrześcijańskiego we wszystkich
dziedzinach i w każdym położeniu, w jakim znajdzie się rodzina, gmina, powiat, kraj,
państwo, szkoła i Kościół. W tym mamy przodować”.
Ksiądz Bronisław
Bonawentura Markiewicz urodził się w licznej rodzinie w roku 1842 w Pruchniku koło
Jarosławia (w tym samym roku urodził się św. Józef Sebastian Pelczar). Po przeżytym
w liceum kryzysie wiary wstąpił do Seminarium w Przemyślu, gdzie też został wyświęcony
na kapłana (w tym samym czasie, co jego późniejszy biskup św. J.S. Pelczar). Po odbyciu
studiów na uniwersytecie Lwowskim i Jagiellońskim przez wiele lat pracował jako wikariusz
i proboszcz, był profesorem i prefektem w seminarium przemyskim. Jednocześnie odznaczał
się wielką miłością do ubogich. Mobilizował go zwłaszcza widok ubogich dzieci. W osiemnastym
roku kapłaństwa, za zgodą swego biskupa, wstąpił do salezjanów, gdzie spotkał
się z wybitnymi wychowawcami, dziś wyniesionymi do chwały ołtarzy: Świętym księdzem
Janem Bosko, ks. Rua, ks. Augustem Czartoryskim i in. Po sześciu latach powrócił do
diecezji i objął parafię w Miejscu Piastowym, a widząc przerażającą biedę i zaniedbanie
dzieci i młodzieży, postanowił założyć nowe zgromadzenie zakonne (1897). Święty
Józef Sebastian Pelczar, biskup przemyski, wyraził w 1902 roku zgodę
na nowicjat i stworzenie struktur Zgromadzenia Michalitów. Następnie wraz z Matką
Kaworek ksiądz Bronisław Markiewicz zakłada żeńską gałąź tegoż zgromadzenia, siostry
Michalitki.
W czasach wielkiego kryzysu gospodarczego, a nawet głodu
( w tym czasie zmarło w Galicji z głodu 30-50 tysięcy osób), ksiądz Markiewicz okazał
się wielkim wychowawcą i przyjacielem najbiedniejszych i najbardziej bezradnych -
dzieci. Dla nich żył i im oddał całą swoją miłość. Często powtarzał: gdy brakuje
świętych w narodzie, robi się ciemno w głowach ludzkich i ludzie nie widzą dróg, którymi
należy postępować. Kochał swój naród, chociaż widział nasze paraliżujące
wady i dlatego z całą determinacją walczył z pijaństwem promowanym przez karczmarzy
polskich, żydowskich i austriackich. Praca od podstaw, a także powściągliwość i praca
stały się nie tylko tematem pism, ale programem jego życia.
W życiu księdza
Markiewicza miewały miejsce niezwykłe wydarzenia, przepowiednie i proroctwa. W jednym
ze swoich dzieł napisał: „Polacy, ponieważ Pan Najwyższy was więcej umiłował niż
inne narody, dopuścił na was ten ucisk, abyście oczyściwszy się z waszych grzechów,
stali się wzorem dla innych narodów..... Bóg wyleje na was wielkie łaski i dary...Najwyżej
zaś Pan Bóg was wyniesie, kiedy dacie światu Wielkiego Papieża" ( Bój bezkrwawy).
Czy
to o naszych czasach pisał Prorok z Miejsca Piastowego? Polska przecież dała światu
„ Wielkiego Papieża”, ale czy nawróciliśmy się z pijaństwa i nieczystości, czy przestaliśmy
kłamać i oszukiwać państwo, sąsiadów łudząc siebie, czy jesteśmy świadomi, żeBóg
żąda od nas nie walki, jaką staczali najlepsi przodkowie nasi na polach bitew, ale
bojowania cichego, pokornego i znojnego na każdy dzień, szczególnie przeciw nieprzyjaciołom
naszych dusz ( Bój bezkrwawy).
Ten niezwykły wychowawca i
społecznik postawił jednak w centrum swego życia nie dynamikę życia, ale dynamizm
modlitwy. Msza Święta centrum mego życia– pisał w notatkach duchowych
– w niej mogę najlepiej podobać się Panu memu i najwięcej dla chwały Jego uczynić.
Najświętszą Eucharystię często adorował, w czasie Mszy Świętej uczył się posłuszeństwa
woli Bożej, pokory i ofiarnej miłości ubogich.
Trzecim kapłanem wynoszonym
dzisiaj przez Kościółdo chwały błogosławionych jest człowiek, do którego Nuncjusz
Apostolski w Warszawie ( 1918 rok) Achille Ratti, późniejszy papież Pius XI, mówił:
masz przepiękne posłannictwo w Kościele. To ksiądz Ignacy Kłopotowski,
który zajmował się promowaniem i wydawaniem katolickiej prasy pod zaborem rosyjskim,
jeszcze przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości. Urodził się w 1866 roku w Korzeniówce/
k. Drohiczyna. W Lublinie przyjął święcenia i wkrótce skierowano go na studia do Akademii
Duchownej w Petersburgu. Czterdzieści lat przeżył w kapłaństwie, które bardzo kochał
jako dar służby Bogu i ludziom, zwłaszcza ubogim. To dla nich zakładał w Lublinie
i okolicach sierocińce, przytułki, noclegownie. Założył też dom dla dziewcząt z ulicy.
Chlubił się tą pracą i radował szczególnie z tego, że może wyrwać te biedne kobiety
z niewoli grzechu. Zakładał też polskie szkoły w przekonaniu, że dzieci wyuczone
i dobrze wychowane to największy skarb narodu, czym naraził się zaborczym władzom
carskim i za co narzucono mu areszt domowy.
Dynamizm apostolski poprowadził
go na pola pracy wydawniczej. Zakłada pisma katolickie i drukarnie, nazywając
je kazalnicą czasów dzisiejszych. Dobrą książkę i pismo nazywał chlebem
dla duszy. W 1908 roku przenosi się do Warszawy i niebawem zostaje włączony do
duchowieństwa stolicy.
Niestrudzenie i nieustraszenie jak biblijny Dawid
stawia czoła Goliatowi prasy liberalnej i ateistycznej z zasady promującej relatywizm,
a nawet zło moralne. Przez szereg lat jest redaktorem dziennika i kilku pism (Polak
– Katolik, Posiew, Kółko Różańcowe, Anioł Stróż, Przegląd Katolicki, Głos Kapłański).
Pracowitość,
wykształcenie i talent organizacyjny zjednywały mu współpracowników, dzięki czemu
ten jeden człowiek dokonywał niezwykłych dzieł na polu formacji wiary poprzez słowo
drukowane. Dzieło swego życia przekazał SS. Loretankom, założonym przy kościele
Matki Bożej Loretańskiej na Pradze. ( Zmarł w 1931 r.).
Jakże nie zapytać
dziś o naszą troskę o pogłębienie wiary i postawy eklezjalnej poprzez słuchanie Słowa
Bożego i lekturę prasy katolickiej. W każdej katolickiej rodzinie powinno być czytane
katolickie pismo. Troska o prasę katolicka to zadanie dla każdej parafii, dla AK i
ruchów duchowości. Dobrze, że powstają dziś katolickie radia i telewizja, że pracują
tygodniki katolickie i gazety parafialne. Trzeba jednocześnie mobilizować wrażliwość
społeczną i dezaprobatą na pisma nam obce, promujące nieludzką etykę egoizmu i użycia,
pornografii i zysku.
Dobrze, że tworzą się w Polsce komitety rodziców
przeciwko promowanej przemocy, brutalności i brudowi moralnemu w telewizji publicznej,
że tworzą się komitety gminne i dzielnicowe domagające się przestrzegania w placówkach
handlowych zasady niesprzedawania alkoholu nieletnim. Trzeba hamować zło, a czynimy
to najskuteczniej, promując dobro.
Kiedy Juliusz Słowacki przebywał
na emigracji w Paryżu, otrzymał list od swojej ciotki Janiszewskiej z Krzemieńca.
Krewniaczka z całą dumą informowała siostrzeńca, że jej syn, a jego kuzyn,
5-letni Staś doskonale już czyta bajki Krasickiego. Słowacki odpisał: Nie uczcie
małego Stasia czytać tylko na bajkach Krasickiego, na Biblii Wujka uczcie.
Tak,
to nie jest bez znaczenia, co czytamy, co oglądamy w telewizji i czyimi stajemy się
uczniami – Jezusa na drodze do Emaus, wyjaśniającego nam Boże Pisma, czy uczniami
fałszywych proroków łudzących nas obietnicami, których nie zamierzają dotrzymać. Nie
szukajmy łatwych nauczycieli, słuchajmy nauczycieli wymagających. Nie są popularni,
ale są bezpieczni. Chrystus jest nauczycielem wymagającym i dlatego pewnym. Warto
za Nim iść.
Pozostań, Panie,
w naszych rodzinach! Chodź z nami, pójdź do naszych rodzin! – to hasło
Kongresu. Niech ono staje się naszą codzienną modlitwą. Zapraszajmy Jezusa w progi
naszych domów, odwiedzając Go w parafialnych świątyniach.
W ostatnią niedzielę
Papież Benedykt XVI przypomniał, że: udział w niedzielnej mszy świętej nie powinien
być nakazem czy ciężarem, ale pragnieniem i radością. My, chrześcijanie nie
możemy żyć bez Jezusa, nie możemy żyć bez niedzielnej Mszy św. Udział we Mszy św.
i słuchanie Słowa Bożego jest przeżyciem nadającym sens naszemu istnieniu i wypełniającym
serca pokojem. Ma to szczególne znaczenie w Roku Eucharystii. Niech ma znaczenie w
każdym dniu życia polskich rodzin. Amen.