W czasie gdy w Chinach nasilają się prześladowania Kościoła katakumbowego, dylematy
przeżywają także „koncesjonowani” katolicy w tym kraju. Ciekawy materiał na ten temat
zamieściła ostatnio agencja EFE. „Jako wierni idziemy za wskazaniami papieża. Jako
patrioci popieramy socjalizm w wersji chińskiej” – oznajmił hiszpańskiej agencji Liu
Bai Nien, wiceprzewodniczący Katolickiego Stowarzyszenia Patriotycznego. Jest to jedna
z pięciu organizacji wyznaniowych uznawanych przez komunistyczne władze Państwa Środka.
Według oficjalnych danych skupia ona 5 mln 200 tys. katolików. Co roku przybywa ich
około stu tysięcy. Dla porównania, liczebność Kościoła katakumbowego obliczana jest
na 8 mln wiernych.
Kościół oficjalny posiada 12 seminariów duchownych, w
których kształci się 1700 kleryków. Stowarzyszeniu patriotycznemu podlega też 60 zakonnych
wspólnot formacyjnych z trzema tysiącami nowicjuszek. Zależny od władz episkopat liczy
71 biskupów. Wśród nich jest biskup Pekinu, Fu Tien Szan, zasiadający jednocześnie
jako deputowany w Ogólnochińskim Zgromadzeniu Przedstawicieli Ludowych, czyli parlamencie.
Kościół oficjalny szczyci się wybudowaniem w ciągu ostatnich 5 lat siedmiuset nowych
świątyń. Liczy także na to, że władze zezwolą na budowę nowej katedry w stolicy, której
otwarcie mogłoby nastąpić przed igrzyskami olimpijskimi w 2008 roku. Dodajmy, że w
tym samym czasie władze zburzyły tysiące miejsc kultu wzniesionych przez katakumbowe
wspólnoty wierzących.
Deklarowana przez katolików-patriotów podwójna lojalność
– wobec papieża i wobec państwa – w praktyce nie jest łatwa. „Wszyscy chińscy katolicy
życzą Ojcu Świętemu zdrowia i pragną, by odwiedził nasz kraj, jednak musi on najpierw
zaakceptować współistnienie katolicyzmu i komunizmu” – twierdzi Liu Bai Nien. Okazuje
się jednak, że nie jest to koniec listy żądań. Komunistyczne władze poczuły się śmiertelnie
urażone kanonizowaniem przed trzema laty 120 chińskich męczenników, mimo iż ich życie
i śmierć nie miały nic wspólnego z komunizmem i jego „błogosławionymi” skutkami dla
ludzkości. Nie pomogło nawet papieskie „mea culpa” wypowiedziane w październiku 2001
roku w odniesieniu do krzywd wyrządzonych na przestrzeni wieków Chińczykom przez chrześcijan.
Inną przeszkodą w nawiązaniu oficjalnych kontaktów są relacje dyplomatyczne, które
Stolica Apostolska utrzymuje z Tajwanem, uważanym przez Chiny Ludowe za zbuntowaną
prowincję.
Dość powszechne przekonanie, że rozwój gospodarczy Państwa Środka
doprowadzi prędzej czy później do demokratyzacji systemu politycznego spowodowało
zainicjowanie prób nawiązania dialogu. Do nieformalnych spotkań przedstawicieli Chin
i Watykanu dochodziło w latach 1999, 2001 i 2003. Dyplomacje innych krajów zachodnich
– pośredniczące w rozmowach – proponowały tak zwaną drogę kubańsko-wietnamską. Chodziłoby
o taki rodzaj polityki wewnętrznej, który pozwalałby Kościołowi – przynajmniej w ograniczonym
stopniu – na niezależne funkcjonowanie w systemie komunistycznym. Na razie jednak
władze chińskie pozostają głuche na te propozycje, a katolicy nadal mają do wyboru:
albo katakumby i prześladowania, albo dylematy sumienia w ramach koncesjonowanego
„kato-maoizmu”.