O położenie kresu masakrom, do jakich wciąż dochodzi w Burundi, zaapelowała do Organizacji
Narodów Zjednoczonych młodzież z prowadzonego przez misjonarzy ksawerianów „Ośrodka
Kamenge”. Pod tym apelem w Europie cały czas zbierane są podpisy przez przyjaciół
„Grupy Kamenge”. Tymczasem z powodu nieustannych gróźb pod adresem swego bezpieczeństwa,
terytorium Burundi opuścił dyrektor Jezuickiej Służby Uchodźcom (JRS) w tym kraju,
ojciec Vincent de Marcillac.
JRS wciąż alarmuje opinię publiczną w związku
z dramatyczną sytuacją w Burundi. Podkreśla się szczególnie problem powrotu do domów
uchodźców przebywających w obozach na terenie Tanzanii. Aby do tego doszło – czytamy
w komunikacie JRS – muszą zostać spełnione określone warunki: bezwarunkowe zwieszenie
broni, jasne wprowadzenie w życie warunków rozejmu, a także przygotowanie programu
powrotu uchodźców do kraju. Jezuicka Służba Uchodźcom podkreśla zarazem wielką rolę
ONZ w zaprowadzaniu pokoju w tym afrykańskim kraju.
Podobnego zdania są
twórcy apelu. Zaprosili oni sekretarza generalnego ONZ do natychmiastowego odwiedzenia
Burundi, by jak czytamy w apelu, naprawdę zdał sobie sprawę z tragicznej sytuacji
jaka tam panuje. Młodzież Burundi zwróciła się jednocześnie do ONZ aby wywarła presję
na organizacje, które obiecały pomoc materialną dla tego afrykańskiego kraju i jak
do tej pory się z tego nie wywiązały. Chodzi o kwotę ponad 800 tys. euro.