2015-08-04 12:13:00

Metropolita Szeptycki i Żydzi (248)


Metropolita Szeptycki i Żydzi (248)

Przed trzema tygodniami, 16 lipca b.r., Papież zatwierdził dekret Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych o heroiczności cnót greckokatolickiego metropolity lwowskiego Andrzeja Szeptyckiego. Można by zapytać, dlaczego mówię o tym w rubryce poświęconej dialogowi chrześcijańsko-żydowskiemu. Otóż w procesie beatyfikacyjnym tego sługi Bożego, zmarłego we Lwowie pod koniec II wojny światowej, świadectwa składali także uratowani dzięki niemu Żydzi. Zresztą takich żydowskich świadectw o nim jest więcej. Ocaleni przez niego zwracali się również – jak na razie bezskutecznie – do jerozolimskiego Instytut Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu Yad Vashem o nadanie mu pośmiertnie tytułu Sprawiedliwego wśród Narodów Świata, przyznawanego za ratowanie podczas Zagłady Żydów osobom innych narodowości.

Roman Maria Aleksander hrabia Szeptycki urodził się w Przyłbicach koło Lwowa dokładnie półtora wieku temu, 29 lipca 1865 r. – właśnie w zeszłą środę minęła 150. rocznica. Pochodził z jednego ze znaczniejszych rodów Rusi Halickiej, który w ciągu wieków wydał kilku unickich biskupów, choć z czasem związał się z obrządkiem łacińskim i polskością. Szeptyccy mieszkali jednak w okolicach o przewadze ludności ruskiej, służbę w ich dworze w Przyłbicach pełnili głównie Rusini, a przechowywano w nim liczne pamiątki rodzinne związane z obrządkiem wschodnim. Roman od dziecka znał język ukraiński i liturgię obu obrządków, choć chrzest, pierwszą Komunię i bierzmowanie przyjął oczywiście w łacińskim. Myśl o tym, że mógłby być księdzem greckokatolickim, pojawiła się wcześnie, po raz pierwszy już trzy lata przed jego urodzeniem. A wyraził ją wtedy – o dziwo! – jego ojciec, który dowiedziawszy się potem o powołaniu Romana długo mu się sprzeciwiał. Tak wspominała to później Zofia Szeptycka, córka Aleksandra Fredry.

„Było to w zimie roku 1862. Wracaliśmy o zmroku z dalekiego spaceru sankami i mówili o spodziewanym pierwszym dziecku. Pamiętam, jak mój mąż się odezwał: «Gdybym miał kilku synów, chciałbym, aby jeden z nich został księdzem unickim. A to dlatego, aby mógł zostać biskupem i zreformować kler ruski». Zdławionym już łzami głosem odpowiedziałam: «A ja właśnie póty zabraniałabym mu zostać księdzem, póki bym nie wiedziała, że zakonnikiem gotów zostać, aby być pewna, że żadne nadzieje dostojeństw wpływu nie wywierają na nim». W roku 1874 Romciu, zaczynając dziewiąty rok życia, po raz pierwszy powiedział mi, że chce zostać księdzem. W 1881 r., gdy w większym gronie znajomych i kolegów poruszano temat przyszłości młodych uczestników tego spotkania, 16-letni wówczas Roman powiedział: «Ja, jeśli księdzem zostanę, to tylko unickim!». A niedługo potem zwierza się swemu koledze: «Ja skończę na bazylianach». Dwa lata później, krótko po tym, jak zdał maturę w Krakowie, jak grom uderzyły we mnie słowa jego: «Więc, mamo, postanowiłem, zostaję bazylianinem. Napiszę do ojca i wstępuję do nowicjatu»”.

Dowiedziawszy się o zamiarach syna ojciec odmówił zgody i wymagał od niego odbycia rocznej służby wojskowej, którą Roman rozpoczął w Krakowie, jednak przerwała ją ciężka choroba. Jan Kanty Szeptycki niesłusznie podejrzewał, że syn chce wstąpić do klasztoru pod wpływem zaprzyjaźnionych z Szeptyckimi jezuitów, którzy właśnie przeprowadzali reformę zakonu bazyliańskiego. 19-letni młodzieniec napisał wtedy do ojca list o swoim powołaniu.

„Najdroższy Papo! Myśl, której przed Papą dotknąłem na serio przed rokiem mniej więcej po raz pierwszy, nie jest i nie była świeża. Jeszcze będąc w szóstej klasie gimnazjalnej mówiłem o niej – o zakonie bazylianów dla mnie – koledze. Powstała we mnie na gruncie rodowej naszej miłości ku Unii, która, że we mnie głośniejszy niż w innych znajdywała odgłos, nigdym nie taił. Dojrzewała powoli, bo myśl o obrządku datuje się od dziecinnych prawie lat i często na jaw wychodziła. Mówiłem o niej z Mamą dość często i przed Papą o niej parę razy wspominałem. Dziś już doszedłem do lat, w których się życie rozpoczyna poważne i dziś śmiało mówię, że powołanie moje jest być bazylianinem. Ja wiem, że Papa mojej myśli nie pochwala, ale wiem i to, że to czyni nie z braku miłości ku Bogu i Jego świętej sprawie na Rusi, ale lecz z obawy, by nie Bóg, lecz ludzie mnie do zakonu wołali”.

Po otrzymaniu listu ojciec odbył z synem rozmowę i zażądał, by ze wstąpieniem do klasztoru poczekał, a w międzyczasie odbył studia świeckie. Roman przez cztery lata studiował w Krakowie i Wrocławiu prawo, uzyskując w roku 1888 doktorat. Odbył jeszcze pielgrzymkę do Rzymu, gdzie przyjęty wraz z matką na prywatnej audiencji przez Leona XIII otrzymał od niego błogosławieństwo na wstąpienie do bazylianów i zezwolenie na zmianę obrządku. Oboje rodzice odwieźli go potem do nowicjatu w Dobromilu, nieopodal dzisiejszej granicy polsko-ukraińskiej. Ukończywszy go, przyjął imię zakonne Andrzej. Wyświęcony w 1892 r. na kapłana, odprawił prymicyjną Liturgię w cerkwi w Przyłbicach, przy której pochowano jego unickich przodków. Pragnął być mnichem, a nie hierarchą, jednak już siedem lat po święceniach kapłańskich, zaledwie 34-letni, został mianowany biskupem stanisławowskim, a w rok później metropolitą lwowskim.

Andrzej Szeptycki był arcybiskupem u św. Jura – bo takie wezwanie ma greckokatolicka katedra we Lwowie – przez 44 lata, począwszy od roku 1900. Na ten czas przypadły obie wojny światowe i odrodzenie państwa polskiego, jak też nasilenie ukraińskich dążeń niepodległościowych, z którymi kościelny zwierzchnik Ukraińców się identyfikował, popierając je działalnością kościelną i kulturalną, choć niejednokrotnie – tak w czasie pokoju, jak i wojny – wypowiadał się przeciwko krwawej przemocy. Miał nieraz zatargi z polskimi władzami, gdy dopominał się, także na arenie międzynarodowej, o łamane jego zdaniem prawa ludności ukraińskiej, i to nie tylko greckokatolickiej. W 1938 r. bronił prawosławnych, którym burzono cerkwie.

Pisał wtedy: „Wstrząsające wydarzenia ostatnich miesięcy na Chełmszczyźnie zmuszają mnie do tego, aby publicznie stanąć w obronie naszych prześladowanych braci, prawosławnych chrześcijan Wołynia, Chełmszczyzny, Podlasia i Polesia. Komu należy przypisać owe ruiny materialne i moralne? Któż ośmielił się w państwie katolickim zadać Kościołowi powszechnemu taki straszny cios na oczach nuncjusza, przedstawiciela Stolicy Apostolskiej, oraz tak licznych biskupów katolickich? Któż ośmielił się na przekór interesom państwa dokonać takiego bezprzykładnego dzieła, depcząc tradycje Marszałka Józefa Piłsudskiego?”.

Andrzej Szeptycki założył greckokatolicki zakon studytów i postawił na jego czele swego młodszego brata o. Klemensa, który również wrócił do obrządku ojców. Nie zerwali oni jednak z resztą rodziny, która pozostała polska i rzymskokatolicka. Tak wspominała to ze swego dzieciństwa Elżbieta Weymanowa z domu Szeptycka: „Doskonale znaliśmy obu stryjów. Odwiedzaliśmy ich często u św. Jura, gdzie o. Klemens często przebywał, żeby pomagać metropolicie. Ja mojego stryja metropolitę pchałam niejednokrotnie na wózku, do którego od 1929 r. był przykuty z powodu choroby. Obaj byli bardzo dobrzy dla nas, dzieci, weseli i pogodni. Święta greckokatolickie były kiedy indziej, więc rzymskokatolickie spędzali razem z nami w Przyłbicach, w swoim dawnym domu rodzinnym. Uczestniczyliśmy w nabożeństwach, które odprawiane były w naszej kaplicy domowej w dwóch obrządkach. Oboje moi rodzice, Leon Szeptycki z żoną Jadwigą, starali się szerzyć idee unii kościelnej i unii Polaków i Ukraińców. Obok nas były przeważnie wsie ukraińskie, ale była też wieś polska. Ci ludzie żenili się między sobą, księża zgodnie odprawiali wspólne procesje”.

Przez cały czas pełnienia swej posługi metropolita utrzymywał dobre stosunki z tak licznymi wówczas w Galicji gminami żydowskimi. Prof. Szymon Redlich z wydziału historii izraelskiego Uniwersytetu Ben-Guriona w Beer-Szewie, również ocalony z zagłady, pisze: „Najbardziej wyrazistym przykładem stosunku Szeptyckiego do Żydów było to, że w czasie swoich regularnych wizyt arcybiskupich zawsze organizował spotkania z przedstawicielami społeczności żydowskiej. W sprawozdaniu z jednej z takich wizytacji napisano, że «witały go procesje kościelne, duchowieństwo… i rabini z Torą. Szeptycki podziękował rabinom i delegacji żydowskiej po hebrajsku, w ich języku»”.

W 1939 r. Lwów znalazł się pod okupacją sowiecką, a dwa lata później pod niemiecką, podczas której metropolita, z pomocą swego brata Klemensa i innych osób, zwłaszcza zakonnych, przyczynił się do uratowania wielu Żydów. Tak mówił jeden z nich, Kurt Lewin, który zeznawał potem jako świadek w procesie beatyfikacyjnym Andrzeja Szeptyckiego.

„Gdy 1 lipca 1941 r., po wkroczeniu Niemców do Lwowa, zaczęły się rozruchy, mój ojciec, rabin lwowski, poszedł do metropolity prosić go o interwencję. Metropolita wydał proklamację, po ukraińsku. Faktycznie jest tam powitanie armii niemieckiej. Nikt wtedy nie wiedział, co się stanie. Uważano Niemców za relatywnie kulturalny naród. Ponadto metropolita, podobnie jak inni Ukraińcy, myślał, że Niemcy stworzą państwo ukraińskie. Szykowano się do proklamowania rządu ukraińskiego. Szeptycki apelował o poddanie się nowej władzy, ale przypominał też, że przede wszystkim należy postępować zgodnie z prawami boskimi. Wzywał do poszanowania i ochrony praw wszystkich ludzi, bez względu na wyznanie i narodowość. Metropolita był doświadczonym i bardzo mądrym człowiekiem. Chciał zapobiec pogromowi tak Żydów, jak i Polaków”.

Pod koniec sierpnia 1942 r. abp Szeptycki tak pisał do Piusa XII: „Uwolnieni przez armię niemiecką spod jarzma sowieckiego, odczuliśmy pewną ulgę, która jednak nie potrwała dłużej jak miesiąc czy dwa. Stopniowo władze wprowadziły reżim terroru i korupcji doprawdy niewiarygodny, który staje się z dnia na dzień coraz cięższy, coraz bardziej nieznośny. Dziś cały kraj zgodnie przyznaje, że reżim niemiecki – może w jeszcze większym stopniu niż bolszewicki – jest zły, niemal diabelski. Od co najmniej roku nie ma dnia, w którym by nie popełniano najstraszniejszych zbrodni, zabójstw, kradzieży i rabunków, konfiskat i malwersacji. Żydzi są ich pierwszymi ofiarami. Liczba Żydów zabitych w naszym niewielkim kraju przekroczyła już z pewnością dwieście tysięcy. W miarę jak armia posuwała się do przodu, wzrastała liczba ofiar. W Kijowie w ciągu niewielu dni dokonano egzekucji do 130 tys. mężczyzn, kobiet i dzieci. Wszystkie ukraińskie miasteczka były świadkami takich masakr i trwa to już od roku. Władze wstydziły się początkowo tych nieludzkich aktów niesprawiedliwości i usiłowały zapewnić sobie dokumentację, która by dowodziła, że sprawcy tych zabójstw to mieszkańcy kraju czy bojówkarze. Z czasem zaczęto zabijać Żydów na ulicach, na oczach całej ludności i bez najmniejszego wstydu. Oczywiście masy chrześcijan, nie tylko ochrzczonych Żydów, ale, jak ich określają, «aryjczyków», również padły ofiarą nie mających uzasadnienia zabójstw (…) Wszyscy przewidujemy, że reżim terroru będzie narastał i obróci się z jeszcze większą siłą przeciw chrześcijanom ukraińskim i polskim. Kaci bowiem, nawykli do masakrowania Żydów, tysięcy niewinnych ludzi, przyzwyczaili się widzieć, jak płynie krew, i są spragnieni krwi (…) Myślę, że wśród mordowanych Żydów jest wiele dusz nawracających się do Boga, gdyż już od wieków nie znajdowali się oni nigdy tak jak teraz w oczekiwaniu na możliwość gwałtownej śmierci, nieraz całymi miesiącami, zanim wreszcie nie nadeszła (…) W obozach koncentracyjnych giną codziennie setki ludzi, a w ciągu niewielu miesięcy umiera większość więźniów (…) Ten system Wasza Świątobliwość zna o wiele lepiej, niż my wszyscy. To system kłamstwa, oszustw, niesprawiedliwości, grabieży, karykatury wszelkich idei cywilizacji i porządku. To system egoizmu posuniętego do absurdu, narodowego szowinizmu zupełnie szalonego, nienawiści do wszystkiego, co uczciwe i piękne. Ten system stanowi coś tak niebywałego, że zdumienie jest chyba pierwszym uczuciem, jakiego się doznaje na widok tej potworności. Do czego ten system doprowadzi nieszczęsny naród niemiecki? Będzie to musiała być degeneracja rasy nieznana dotychczas w historii”.

Metropolita zmarł 1 listopada 1944 r., gdy we Lwowie były już znowu władze sowieckie, które z fizyczną likwidacją Cerkwi greckokatolickiej poczekały na jego śmierć. Były polski minister spraw zagranicznych prof. Adam Daniel Rotfeld, uratowany przez Klemensa Szeptyckiego jako żydowskie dziecko, opowiadał: „Andrzeja nigdy nie widziałem, natomiast pamiętam jego pogrzeb. To było ogromnym wydarzeniem dla całej Ukrainy. W pogrzebie uczestniczył cały Lwów, już wyzwolony od Niemców, ale opanowany przez Rosjan. Władze radzieckie przysłały na ten pogrzeb I sekretarza Komunistycznej Partii Ukrainy Nikitę Chruszczowa, który później brał udział w kampanii antyreligijnej, również w likwidacji klasztorów, a zwłaszcza Kościoła greckokatolickiego, i w oczernianiu Andrzeja Szeptyckiego”.

Ocaleni dzięki metropolicie Żydzi nie tylko poparli jego proces beatyfikacyjny, wszczęty po raz pierwszy już w latach 50., i nazywali go „człowiekiem świętym” – jak pisał o nim jeden z nich, kardiochirurg Leon Chameides, syn rabina z Katowic, w liście do żydowskiego badacza holokaustu Martina Gilberta. Niemal równolegle podjęli starania o przyznanie Andrzejowi Szeptyckiemu tytułu Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Przed 10 laty przewodniczący Rady Instytutu Pamięci Yad Vashem Szewach Weiss, sam zresztą również uratowany przez Ukraińców i Polaków, usprawiedliwiając kolejną odmowę, napisał o nim artykuł „Ukraiński Schindler”. Przyznając wprawdzie, że arcybiskup ratował Żydów, zarzucił mu kolaborację z Niemcami. Podniosły się wówczas głosy żydowskich ocalonych w obronie dobroczyńcy. Nathan Lewin z USA, brat cytowanego tu już Kurta, pisał: „W artykule «Ukraiński Schindler» określenie metropolity Andrzeja Szeptyckiego jako kolaboranta z nazistami jest mylne. W proklamacji do narodu ukraińskiego z 1941 r., pod okiem faszystowskich najeźdźców, metropolita ogłosił, że rząd ukraiński musi służyć wszystkim obywatelom, bez względu na religię, pochodzenie i stan. To, że Szeptycki mianował kapelanów w SS-Galicja, znaczyło tylko, że działalność duchowna nie podlegała polityce w śmiertelnej sytuacji wojska idącego na front. Jako jeden z wielu Żydów ocalonych przez Andrzeja Szeptyckiego stwierdzam, że metropolita jest godny tytułu Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”.

Przypomnijmy tu jeszcze, że 27 czerwca 2001 r., w ostatnim dniu swej podróży na Ukrainę, Jan Paweł II beatyfikował we Lwowie 27 greckokatolickich męczenników. Jednym z nich był o. Klemens Szeptycki, rodzony brat metropolity, zmarły w sowieckim więzieniu w 1951 r., zresztą na kilka lat przed beatyfikacją odznaczony też pośmiertnie izraelskim tytułem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Papież tak mówił wtedy o nowych błogosławionych: „Ci nasi bracia i siostry są znanymi przedstawicielami wielkiej rzeszy anonimowych bohaterów – mężczyzn i kobiet, małżonków czy też ludzi nieżonatych i niezamężnych, kapłanów i osób konsekrowanych, młodych i starszych – którzy w ciągu XX wieku, «wieku męczeństwa», znosili prześladowania, przemoc i śmierć, aby nie wyrzec się swej wiary. Jak przy tym nie wspomnieć o dalekowzrocznej i konsekwentnej pracy duszpasterskiej sługi Bożego metropolity Andrzeja Szeptyckiego, którego proces beatyfikacyjny jest w toku i którego mamy nadzieję ujrzeć pewnego dnia w chwale świętych! Musimy odwołać się do jego heroicznej działalności apostolskiej, aby zrozumieć niewytłumaczalną po ludzku żywotność Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego w mrocznych latach prześladowań”.

Ów dzień, o którym mówił przed 14 laty we Lwowie Jan Paweł II, przybliża obecna decyzja Papieża Franciszka o uznaniu heroiczności cnót zmarłego tam 70 lat temu greckokatolickiego arcybiskupa.

Aleksander Kowalski/ rv








All the contents on this site are copyrighted ©.