Nuncjusz w Libanie: kraj jest destabilizowany i potrzebuje wsparcia
Dramatyczne wydarzenia w Iraku i Syrii w coraz większym stopniu wpływają na kraje
sąsiednie. Szczególnie mocno doświadcza tego malutki Liban, dokąd wraz z uchodźcami
wojennymi przenikają islamscy rebelianci. Próbują oni nie tylko rekrutować bojowników,
ale i zdestabilizować państwo. Zaniepokojenie tym stanem rzeczy wyraził ONZ, a jasnym
znakiem braku stabilności Libanu jest niemożność obrania nowego prezydenta po wygaśnięciu
w maju mandatu Michela Sulaimana. Mówi:
„Liban od początku odczuwa skutki
tzw. niestabilności w Syrii, czyli wojny i napływu olbrzymiej fali uchodźców, którzy
tu szukają schronienia – przypowmniał w wywiadzie dla Radia Watykańskiego nuncjusz
apostolski w Libanie abp Gabriele Caccia. – Oficjalnie zarejestrowanych przez Narody
Zjednoczone jest milion trzysta tysięcy osób. Można się jednak domyślać, że nie wszyscy
są zarejestrowani, a z pewnością rozwój wydarzeń w Iraku i Syrii będzie sprzyjał narastaniu
tej liczby. Oczywiście to wszystko ma olbrzymi i nie do ogarnięcia wpływ na ten niewielki
kraj mający zaledwie 10,5 tys. kilometrów kwadratowych i 4 mln mieszkańców. To oznacza,
że ponad jedna czwarta ludności ma problemy z mieszkaniem, pracą, ochroną zdrowia,
posłaniem dzieci do szkoły. A także z bezpieczeństwem, bo wśród tylu przybyszów –
ograbionych, biednych, szukających pokoju – łatwo mogą przenikać także ludzie mający
inne cele. Co więcej, w ostatnim miesiącu mieliśmy na granicy do czynienia z agresywnymi
działaniami skierowanymi przeciwko armii Libanu i do dziś libańscy żołnierze są wśród
zakładników wziętych przez te grupy. A zatem sytuacja wciąż jest niestabilna, a obecność
uchodźców wymaga działań humanitarnych, których nie da się zrzucić na barki samego
Libanu, ale trzeba międzynarodowego wsparcia”.