Papieskie spotkanie z proboszczami diecezji rzymskiej: o kwestii miłosierdzia
W serdecznej atmosferze odbyło się w Auli Pawła VI tradycyjne w czwartek po Popielcu
spotkanie Ojca Świętego z proboszczami Wiecznego Miasta. Franciszek rozpoczął je
wysłuchaniem Ewangelii o miłosiernym Jezusie na drogach Galilei i wspólną modlitwą,
w której nie zapomniał również o jednym z rzymskich księży, wczoraj zmarłym. Ponadto
wyraził ból i solidarność z kapłanami swojej diecezji w związku z niesprawiedliwym
oskarżeniem niektórych z nich przed kilku miesiącami o udział w prostytucji nieletnich.
Przeprosił też za to, że jednym z fałszywych oskarżycieli był papieski dyplomata.
W
swej medytacji Papież przypomniał, że nasza epoka jest dla całego Kościoła czasem
miłosierdzia:
„Była to intuicja bł. Jana Pawła II – mówił Franciszek. – Miał
on wyczucie, że to czas miłosierdzia. Pomyślmy o beatyfikacji i kanonizacji s. Faustyny
Kowalskiej. Wprowadził on też święto Bożego Miłosierdzia. Stopniowo to rozwijał. W
homilii na kanonizacji w roku 2000 podkreślił, że przesłanie Chrystusa do s. Faustyny
miało miejsce w czasie między dwoma wojnami światowymi i jest związane z historią
XX wieku. Jednak «światło Bożego Miłosierdzia, które Bóg zechciał niejako powierzyć
światu na nowo poprzez charyzmat s. Faustyny, będzie rozjaśniało ludzkie drogi w trzecim
tysiącleciu». W sercu Jana Pawła II dojrzewało to od dawna. Miał tę intuicję w swej
modlitwie. To, co on nam przekazał, pochodzi jednak z wysoka. Do nas jako kapłanów
Kościoła należy podtrzymywać to przesłanie przede wszystkim w głoszeniu Słowa i w
gestach, znakach, duszpasterskich decyzjach, takich jak przywrócenie pierwszeństwa
sakramentowi Pojednania, a zarazem dziełom miłosierdzia”.
Franciszek przyznał,
że otrzymuje czasem listy czy telefony z zarzutem, jakoby „batożył” księży i miał
do nich pretensje. Wyjaśnił, że tym razem nie zamierza „batożyć”, ale chce wskazać,
co oznacza miłosierdzie – jak powiedział – „dla nas księży”. Podkreślił potrzebę bliskości
wobec ludzi i znaczenie, jakie ma sakrament Spowiedzi. Przypomniał swoje ulubione
porównanie Kościoła do szpitala polowego. Przestrzegł, że spowiednik musi unikać rygoryzmu,
ale też nie może być pobłażliwy, bo byłoby to lekceważeniem grzechu. W swej medytacji
Papież odwoływał się do własnych doświadczeń duszpasterskich ze stolicy Argentyny.
„W
Buenos Aires był kiedyś pewien słynny spowiednik ze zgromadzenia Najświętszego Sakramentu
– kontynuował Franciszek. – Prawie wszyscy księża spowiadali się u niego. Kiedy Jan
Paweł II był w Argentynie i poprosił w nuncjaturze o spowiednika, zawołano oczywiście
jego. Dożył podeszłego wieku. Był prowincjałem swego zgromadzenia, profesorem, ale
też zawsze spowiednikiem. Wciąż były do niego kolejki. Byłem wtedy wikariuszem generalnym.
W Wielkanoc dowiedziałem się, że zmarł przed samą Wigilią Paschalną. Poszedłem do
krypty kościoła, gdzie leżał w trumnie. Modliły się tam tylko dwie staruszki, ale
nie było żadnych kwiatów. Pomyślałem: ten człowiek przebaczał grzechy wszystkich księży
Buenos Aires, także mnie. Poszedłem kupić róże, ułożyłem je w trumnie i pozwoliłem
sobie, trochę jak złodziej, oderwać krzyżyk od jego różańca. Powiedziałem: «Daj mi
połowę twojego miłosierdzia». Ten krzyżyk włożyłem do kieszeni i do dziś noszę go
przy sobie. A kiedy chcę pomyśleć o kimś coś złego, dotykam ręką krzyża i czuję łaskę.
Jak dobry jest przykład kapłana miłosiernego, zbliża się do ludzkich ran”.
Ojciec
Święty dodał, że również we Włoszech jest wielu dobrych księży. Wyraził przekonanie,
że kapłani diecezji rzymskiej znają wiele takich przykładów.