Wołanie misjonarzy: potrzeba większego zaangażowania sił międzynarodowych; inaczej
Afryka dalej będzie spływać krwią
Potrzeba większego zaangażowania sił międzynarodowych; inaczej Afryka dalej będzie
spływać krwią. Przed jutrzejszym szczytem poświęconym przywróceniu pokoju w Sudanie
Południowym i Republice Środkowoafrykańskiej wskazują na to misjonarze pracujący w
tych ogarniętych wojną krajach. Pokojowy szczyt Unii Afrykańskiej odbędzie się w stolicy
Etiopii.
Wszędzie tam, gdzie brakuje sił pokojowych narasta przemoc, dochodzi
do kolejnych mordów i grabieży – mówi br. Serge Mbremandji, prowincjał kapucynów w
RŚA i sąsiednim Czadzie. Misje wciąż stanowią miejsca schronienia dla uchodźców (u
kapucynów w Bouar schroniło się ostatnio ponad 10 tys. ludzi), sami misjonarze jednak
także padają celem ataków.
„W tej chwili w Bouar jest w miarę spokojnie, ludzie
wrócili do swych domów. Problemem jest sytuacja wzdłuż drogi prowadzącej do stolicy.
Położona jest przy niej m.in. misja karmelitów w Baoro, oddalona od nas o ok. 60 km.
Tam niestety rebelianci z Seleki i oddziały samoobrony cały czas walczą między sobą.
Jest trudno o sprawdzone informacje, gdyż nie działają telefony – podkreśla br. Mbremandji.
- Mimo trudnej sytuacji członkowie organizacji Lekarze Bez Granic dotarli na tę misję
i poinformowali o co najmniej 100 zabitych. Na tym terenie siły międzynarodowe nie
są obecne; zabójstwa, napady i podpalenia domów są więc na porządku dziennym. Wiemy,
że rebelianci z Seleki kilka razy ograbili już tę misję karmelitańską. Sytuacja w
Baoro jest w tej chwili bardzo trudna”.
Jutro do Republiki Środkowoafrykańskiej
wyleci polski kontyngent wojskowy. Lotnicy wesprą wojska francuskie w prowadzonej
przez nie operacji pokojowej w tym kraju.