Republika Środkowoafrykańska: czas apokalipsy w Bangi
Napięta sytuacja utrzymuje się w stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej. Wzmacniane
są siły stacjonujących w Bangi wojsk francuskich, których pełny kontyngent ma liczyć
1200 żołnierzy. Rozmieszczanych jest także pół tysiąca żołnierzy z Demokratycznej
Republiki Konga. 5 grudnia był jednym z najtragiczniejszych i najkrwawszych od czasu
obalenia prezydenta Françoisa Bozizé. Tylko w stolicy w rozpoczętych wczesnym rankiem
walkach i w dokonanych tam masakrach zginęło ok. 100 osób. Trudno oszacować liczbę
ofiar na terenie całego kraju.
„To był dzień apokalipsy” – powiedział bp Juan-José
Aguirre Muñoz MCCI, odnosząc się do starć po podjęciu ataku na pozycje rebeliantów
z ugrupowania Seleka. „Nad ranem byłem na lotnisku w Bangi, by wrócić do Bangassou.
Wtedy właśnie rozpętało się piekło. Słyszeliśmy zewsząd strzały, w tym także z broni
ciężkiej – relacjonował hierarcha. – Schroniłem się w domu jednej z okolicznych rodzin.
Pozostałem tam osiem godzin, podczas gdy na zewnątrz szalała bitwa. Ok. 16:00 przyjechał
po mnie ordynariusz Bangi abp Dieudonné Nzapalainga z eskortą wojskową afrykańskich
sił stabilizacyjnych i pojechaliśmy do kurii”.
Według bp. Aguirre sytuacja
w stolicy jest dramatyczna. Na ulicach leżą ciała zabitych. Konflikt nabiera także
charakteru religijnego. Ludzie opuszczają swe domy. Szacuje się, że ok. 10 tys. osób
uciekło przed walkami z miasta. Inni szukają schronienia w każdej z 15 stołecznych
parafii. „Szukamy pożywienia dla tych ludzi, ale całkowity brak zabezpieczenia powoduje,
że aprowizacja jest ogromnie trudna” – powiedział ordynariusz Bangassou. Hierarcha
dodał, że ugrupowanie Seleka boi się działań francuskiego kontyngentu. Próbuje zatem
ten i tak już zdezorganizowany kraj pogrążyć w jeszcze większym chaosie.