Po księżach porwanych 13 miesięcy temu w Demokratycznej Republice Konga wciąż nie
ma żadnego śladu. Tymczasem miejscowa ludność donosi o codziennych gwałtach, zabójstwach
i uprowadzeniach cywili przez rebeliantów.
Świadectwo jednego z mężczyzn,
któremu udało się zbiec z rąk oprawców (opowiedział o tym jednemu z misjonarzy pracujących
w regionie Beni), mówi o dokonywanych z zimną krwią kaźniach. Rebelianci najpierw
napadają na wioski, grabią je i z dymem puszczają domostwa. Następnie porywają mężczyzn,
zmuszając ich do transportowania na własnych plecach skradzionych rzeczy. Gdy dotrą
w okolice leżącego w buszu obozowiska, mordują ich jako niewygodnych świadków.
Mimo
prowadzonych negocjacji pokojowych sytuacja w regionie Północnego Kiwu jest nadal
bardzo trudna. Rozmowy znacznie komplikuje fakt, iż na wschodzie Konga działa kilkanaście
różnego rodzaju ugrupowań rebelianckich.