Kongo Kinszasa: w trosce o sytuację humanitarną w Kiwu Północnym Kościół zmuszony
zastępować państwo
Chrześcijanie niosący pomoc w Kiwu Północnym są głęboko zaniepokojeni kryzysową sytuacją
humanitarną w tej prowincji Demokratycznej Republiki Konga. W stolicy prowincji Gomie
i na jej peryferiach jest obecnie ponad milion osób, z czego większość to uchodźcy
z terenów pustoszonych przez rebeliantów. Osiedleni są w 30 obozach pod namiotami,
ale także np. w budynkach szkolnych. „Kościół zmuszony jest zastępować nieobecne tam
państwo, mimo nie może ściągać, jak ono, podatków na ten cel” – powiedział przewodniczący
francuskiej Caritas (Secours Catholique) François Soulage, który odwiedził niedawno
Gomę. Caritas tamtejszej diecezji rozprowadza przez oddziały parafialne żywność dla
uchodźców dostarczaną przez Światowy Program Żywnościowy ONZ i buduje lokalne wodociągi
we współpracy z Caritas francuską.
Z kolei organizacja Chrześcijańska Pomoc
(Christian Aid) prowadzi działalność humanitarną w trzech prowincjach Demokratycznej
Republiki Konga, mianowicie w Kiwu Północnym i Południowym oraz w Maniemie. Dostarcza
tam m.in. wody żywności ponad 16 tysiącom przesiedleńców. Dużą uwagę poświęca ofiarom
przemocy seksualnej.
Jak poinformowała działająca w tej organizacji Chantal
Daniels, ludność jest zestresowana walkami i utratą możliwości zarabiania na życie.
Optymizm wśród niej wzrósł po ostatnich zwycięstwach armii nad partyzantami z M23.
Wciąż jednak czynne są różne grupy zbrojne. Jedna z nich, ADF-Nalu, zaatakowała miasto
Beni w Kiwu Północnym, skąd ok. 66 tys. uchodźców przeszło do Ugandy, a ponad 24 tys.
rodzin od początku roku dotarło do kongijskiej prowincji Maniema. Liczni uchodźcy
przybywają z Kiwu Południowego, gdzie oddziały regularne zmagają się z innym jeszcze
ugrupowaniem, Mai Mai Raiya Mutomboki.
Na objętych walkami terenach Rutshuru
i Nyiragongo organizacje pozarządowe zmuszono ostatnio do ograniczenia działalności
ze względów bezpieczeństwa. „Poważnie utrudnia to dostęp organizacjom humanitarnym
– powiedziała Chanel Daniels. – Odciska też psychologiczne piętno na cywilnych mieszkańcach,
którzy od początku konfliktu wielokrotnie musieli porzucać wszystko co posiadali,
narażając się, że ich domy zostaną zniszczone, a majątek i pola ograbione. Są zmuszeni
do wyboru między ucieczką, by ratować siebie, a pozostaniem, by bronić swoje źródła
utrzymania. Niestety nie wygląda na to, by zwaśnione grupy mogły usiąść przy stole
negocjacji, bo ich interesy są sprzeczne” – dodała działaczka Pomocy Chrześcijańskiej.