Świadectwo polskich katolików zdumiewa Islandię – wywiad z ordynariuszem Rejkiawiku
Islandia to wyspa położona na północnych rubieżach świata. Jej powierzchnia jest trzy
razy mniejsza od Polski, a zamieszkuje ją zaledwie 300 tys. osób. Chrystianizacja
Islandii rozpoczęła się już pod koniec X w. Jest to kraj o tradycji luterańskiej.
Katolicy są tam niepokaźną mniejszością. W ostatnich latach ich liczba się jednak
potroiła. Przede wszystkim dzięki napływowi Polaków. Ich świadectwo wierności Kościołowi,
niedzielnej Eucharystii zdumiewa miejscowych luteranów, niektórych przekonuje nawet
do katolicyzmu i skłania do konwersji – opowiada bp Peter Bürcher, ordynariusz Rejkiawiku,
diecezji, która obejmuje całą wyspę. Podobnie jak większość islandzkich katolików
również i on jest obcokrajowcem. Pochodzi ze Szwajcarii. Na daleką Północ posłał go
Benedykt XVI. Wcześniej był biskupem pomocniczym Lozanny, Genewy i Fryburga. Diecezja
Rejkiawik została ustanowiona przed 45 laty. Jest to zatem Kościół młody i jak twierdzi
bp Bürcher, bardzo dynamiczny.
Bp Bürcher: W ciągu ostatnich dziesięciu lat
wspólnota katolicka w Islandii powiększyła się trzykrotnie. Przed 10 laty było tu
około 3 tys. katolików w całym kraju. Dziś jest już nas przynajmniej 10 tys., bo tylu
jest wiernych, którzy się do nas oficjalnie zgłosili. W rzeczywistości katolików jest
jeszcze więcej. Jest to więc wspólnota, która się dynamicznie rozwija. Podam tylko
jeden przykład. W naszym Kościele mamy 10 razy więcej chrztów niż pogrzebów. Jest
to rzecz niesłychana. Wynika to z większej dzietności katolickich rodzin, ale także
z imigracji oraz z nawróceń luteranów, którzy decydują się na pełną jedność z Kościołem
katolickim. Jest to stałe zjawisko. Co roku pewna, niewielka grupa luteranów decyduje
się na ten krok. Nasza wspólnota rozwija się więc pod względem liczebnym. A przede
wszystkim jest to wspólnota bardzo młoda. Ponieważ większość katolików w Islandii
pochodzi z Polski. Są to młodzi robotnicy, którzy pracują przede wszystkim w rybołówstwie
oraz turystyce. Wiele jest też wiernych z Filipin. Oznacza to, że zdecydowana większość
katolików w Islandii to ludzie obcego pochodzenia. I są to, jak już powiedziałem ludzie
młodzi. Dla mnie było to wielkim szokiem. Dlatego, że dokąd pracowałem w Szwajcarii,
na Mszach, które sprawowałem, byli przede wszystkim ludzie w podeszłym wieku. Tutaj
jest wręcz odwrotnie, sami młodzi, bardzo młodzi.
RW: A katolicy są skoncentrowani
w Rejkiawiku czy rozproszeni po całym kraju?
Bp Bürcher: 70 procent żyje w
Rejkiawiku lub w okolicach. Pozostali są rozsiani w całym kraju, wzdłuż całego wybrzeża
wyspy. Żyją w rybackich wioskach i miasteczkach. Duszpasterstwo w takich warunkach
nie jest łatwe. Musimy ich odwiedzać. Niekiedy, by udzielić sakramentu bierzmowania
muszę podróżować nawet 7 godzin. Na przykład na wschodzie Islandii mamy parafię św.
Torlaka, patrona kraju. Należy do niej zaledwie 600 katolików, ale aby do niej dotrzeć,
muszę pokonać odległość 600 km. Dla jednego katolika, jeden kilometr drogi.
RW:
Czy są kapłani do pełnienia tej szczególnej posługi duszpasterskiej?
Bp Bürcher:
Na 10 tys. katolików mamy 16 księży, co mogłoby się wydawać bardzo dużo. Ale jeśli
się weźmie pod uwagę warunki, w jakich oni pracują i odległości, jakie muszą pokonywać,
to nie jest to liczba wystarczająca. Dodatkowym utrudnieniem w pracy duszpasterskiej
jest zróżnicowanie językowe. Większość katolików na wyspie to Polacy, a do ich obsługi
mamy jedynie 3 polskich księży. To zdecydowanie za mało. Dużo czasu i energii zajmuje
nam również tłumaczenie różnych tekstów, na przykład liturgicznych, na język islandzki,
bo tylko kapłani o dobrym przygotowaniu teologicznym mogą się tym zająć. To zabiera
nam bardzo dużo czasu.
RW: Ksiądz biskup jest w Islandii od 6 lat. Jak jako
Szwajcar porozumiewa się z Islandczykami, a także ze swymi wiernymi z Polski czy Filipin?
Bp
Bürcher: Wymaga to wielkiego trudu. Kiedy przybyłem na wyspę, byłem już za stary,
abym mógł się łudzić, że dobrze opanuję język islandzki. Od samego początku nabrałem
jednak zamiłowania do tego języka i to mi pomogło w nauce. Dzięki temu dość szybko
nauczyłem się przynajmniej czytać w tym języku, co pozwala mi odprawiać Mszę i głosić
kazania po islandzku. Nie znam jednak języka potocznego. Jest to bardzo trudny język.
Ma bardzo złożoną gramatykę. Również obcokrajowcy, którzy żyją tu od kilkudziesięciu
lat, mają z tym problemy.
RW: A jak katolicy w Islandii odbierają biskupa,
który jest obcokrajowcem?
Bp Bürcher: Powiedziałbym, że są do tego przyzwyczajeni.
Jestem bowiem szóstym biskupem od czasów reformacji i pośród tych sześciu biskupów
tylko jeden był Islandczykiem. Mój poprzednik był Holendrem. Przed nim biskupem był
Amerykanin. A teraz islandzcy katolicy mają za biskupa Szwajcara. Staram się nawiązywać
z nimi kontakt w tych językach, które znam. Na szczęście wielu Islandczyków rozumie
trochę język niemiecki. Ponadto większość społeczeństwa, nie tylko młodzi, mówi po
angielsku. Muszę zatem żonglować wszystkimi językami. Kiedy spotykam się z ludźmi,
zawsze pierwszą kwestią, którą trzeba ustalić jest język, w którym będziemy się porozumiewać.
RW:
Wspomniał Ksiądz Biskup, że macie 10 razy więcej chrztów niż pogrzebów. Czy to oznacza,
że wspólnota katolicka jest dynamiczna? Czy katolicy jako mniejszość są dumni ze swego
katolicyzmu?
Bp Bürcher: Nasi wierni, a w szczególności Polacy, którzy są
najliczniejsi, mają głęboką świadomość tego, że są katolikami i to praktykującymi.
Jak już wspomniałem, są bardzo młodzi i chętnie uczestniczą w niedzielnej Mszy św.
Choć oczywiście nie wszyscy. Te praktyki religijne Polaków są dla miejscowych luteranów
wielkim świadectwem. Ponieważ ta katolicka mniejszość, która gromadzi się tak bardzo
regularnie, intryguje naszych braci luteranów, którzy tu w Islandii są raczej niepraktykujący,
w tym sensie, że nie uczestniczą w niedzielnych liturgiach. Ich praktyki religijne
ograniczają się do konfirmacji i pogrzebu. I dlatego bardzo często docierają do nas
reakcje luteranów, którzy są zdumieni postawą katolików. Pytają się, jak to możliwe,
jak to robimy. I również dlatego co roku pewna grupa luteranów decyduje się na pełną
jedność z Kościołem katolickim. A zatem to świadectwo na różne sposoby wydaje owoce.
RW: A jakie są ogólne wrażenia Księdza Biskupa z tych sześciu lat posługi
w Islandii?
Bp Bürcher: Islandia jest krajem mało znanym. Tak przynajmniej
było w moim przypadku. Ja praktycznie nie znałem Islandii, kiedy Benedykt XVI mianował
mnie tutaj biskupem. W ten sposób słowa Pana Jezusa „wypłyń na głębię” stały się dla
mnie konkretną rzeczywistością. I nie żałuję podjęcia tej misji. Ten pobyt jest dla
mnie bardzo odkrywczy. Jest to kraj bardzo bogaty i zróżnicowany. Warto go odkryć.
Kiedy byłem jeszcze w Szwajcarii, ilekroć mówiło się o misji, myślałem o Afryce, Ameryce
Południowej, Azji. Nigdy jednak nie sądziłem, że kraje nordyckie, które z daleka wydają
się bardzo bogate, są dla katolików tak trudną ziemią. Katolicy w tym bogatym kraju
są bowiem mniejszością i są ubodzy. Katolicy to migranci, którzy przybyli tu, by zarobić
na chleb. A zatem trudno jest im się przebić. Ponadto jako Kościół nie możemy liczyć
na pomoc z zagranicy. Wszyscy myślą, że jesteśmy bogaci, że pomocy potrzebuje przede
wszystkim Południe. Ale kiedy pozna się lepiej realia tutejszych katolików, widać,
że również Kościół w krajach nordyckich potrzebuje pomocy z innych krajów świata i
to nie tylko duchowej, ale również materialnej.