Niemal we wszystkich większych miastach Stanów Zjednoczonych odbyły się Marsze dla
życia. Największy miał miejsce w Waszyngtonie pod siedzibą Sądu Najwyższego. Z różnych
zakątków kraju do stolicy przybyła rekordowa liczba obrońców życia, którą oblicza
na pół miliona. Hasłem marszu było: „40 = 55M”, co oznacza, że od czasu zalegalizowania
aborcji w USA uśmiercono 55 mln nienarodzonych dzieci.
„Czterdzieści lat temu
ludzie myśleli, że ruch obrony życia zniknie. Tymczasem z każdym rokiem jest on coraz
silniejszy” – powiedział metropolita Bostonu kard. Sean P. O’Malley.
Nowością
podczas tegorocznego marszu było posługiwanie się mediami społecznościami w przekazywaniu
relacji. Było to o tyle ważne, iż media świeckie głównego nurtu od lat ignorują to
wydarzenie lub poświęcają mu niewiele miejsca. Wielki entuzjazm wzbudziła wiadomość
przesłana przez Benedykta XVI na Twitterze. „Łączę się z daleka ze wszystkimi maszerującymi
i modlę się, aby politycy chronili nienarodzonych i promowali kulturę życia” – napisał
Ojciec Święty.
Większość uczestników marszu stanowili ludzie młodzi: uczniowie
szkół średnich i studenci wyższych uczelni, którzy do Waszyngtonu przybyli w zorganizowanych
grupach. Dla katolickich uczestników ważnym punktem obchodów była wieczorna Eucharystia
i nocne czuwanie modlitewne w bazylice Narodowego Sanktuarium Niepokalanego Poczęcia
w wigilię marszu. Mszy przewodniczył i homilię wygłosił kard. O’Malley. Hierarcha
wezwał zebranych do pracy nad zmianą negatywnego wizerunku adopcji, tak aby stawała
się ona opcją dla kobiet noszących się z zamiarem dokonania aborcji, szczególnie tych,
które doświadczają różnych kryzysów.