Haiti wciąż potrzebuje pomocy – rozmowa z s. Luisą dell’Orto
„Chcemy pokazać haitańskim dzieciom, że nie są przeklęte” – mówi pracująca od lat
na Haiti siostra Luisa dell’Orto. Włoska misjonarka ze Zgromadzenia Małych Sióstr
Ewangelii przeżyła w Port-au-Prince kataklizm sprzed trzech lat. Wskazuje, że pomoc
jest niedostateczna, a ludzie jakby stracili wiarę w to, że ich los może się zmienić.
- Jak siostra wspomina dzień kataklizmu?
S. Luisa dell’Orto:
Byłam na miejscu w Port-au-Prince, więc na własnej skórze doświadczyłam skutków trzęsienia
ziemi. Największe straty i co za tym idzie, największe cierpienie było na terenach
wokół stolicy, gdzie wstrząsy sprowokowały najpotężniejsze szkody. Po tych trzech
latach, które minęły, największa zmiana polega na tym, że nie ma obozów dla ofiar,
tych wielkich namiotowisk, które usytuowane były niedaleko lotniska i na miejskich
targowiskach. W tym względzie uczyniono naprawdę wiele, by ludzie, którzy żyli w namiotach,
mogli wynająć jakieś mieszkanie bądź wybudować coś własnego. Na to poszła duża pomoc.
Mimo wszystko miasto wciąż wygląda jak po bombardowaniu. Trwają jednak obecnie przygotowania
do karnawału. Pokazuje to, jak wielkie jest w narodzie haitańskim pragnienie powrotu
do życia. Muzyka jest dla Haitańczyków wyrazem radości i życia, pokazaniem, że pokonali
to doświadczenie niosące śmierć.
- Na czym polega wasza praca?
S.
Luisa dell’Orto: Mieszkamy w ubogiej dzielnicy. Prowadzimy tam szkołę podstawową,
która jest jedyną placówką tego typu w dzielnicy, ponieważ wciąż nie odbudowano szkół
państwowych. My zaraz po trzęsieniu ziemi, widząc potrzeby, czyli setki dzieci, które
mieszkając w namiotach nie miały co ze sobą zrobić, stworzyłyśmy dla nich centrum,
gdzie mogły się spotkać i bawić. Ten ośrodek cały czas jest przez nas prowadzony.
Przekazujemy nie tylko konkretną wiedzę, ale pomagamy tym dzieciom odnaleźć na nowo
spokój, sens życia, wartości utracone pod gruzami. Chcemy nauczyć te dzieci, że ich
los nie jest przeklęty, jak to się często tu mówi, ale że Ewangelia także im przynosi
Dobrą Nowinę o tym, iż Bóg kocha naród haitański.
- Dzieci pamiętają
jeszcze o tym, co się wydarzyło?
S. Luisa dell’Orto: Kiedy ulicą
jedzie ciężarówka, powodując hałas, dzieci reagują chęcią ucieczki, chcą od razu wybiec
ze szkoły. Mimo upływu trzech lat od tych wydarzeń wciąż boją się zostać w środku.
To chyba jest największa trauma, jaka w nich została: pamięć o hałasie, który przyniósł
ze sobą trzęsienie ziemi. To wciąż jest w ich psychice. Te ostatnie lata nauczyły
dzieci, ale także całe rodziny, żyć w kompletnym minimalizmie, w warunkach na wskroś
prowizorycznych. Staje się to dla nich normą do tego stopnia, że często mówią: nie
warto podejmować większego wysiłku, by coś zmienić. To jest nasze zadanie. Przekonać
ich, że sami mogą coś zmienić, mogą coś poprawić na lepsze, i że warto to robić. Zaczynamy
od prostych rzeczy, od uczenia dzieci troski o zeszyt, o przybory szkolne, o czystość
najbliższego otoczenia, by pokazać, że można lepiej żyć. To jest pierwszy krok ku
temu, by uwierzyli, że można coś zmienić także w życiu społecznym. Sytuacja jest bardzo
trudna, bo to nie było tylko samo trzęsienie ziemi. Potem przyszły epidemie, kolejne
kataklizmy, a także ogromny wzrost cen żywności. Kupienie zwykłych ziemniaków czy
bananów przekracza możliwości wielu ludzi, co czyni życie trudnym. Trzeba projektu
skoncentrowanego na odbudowie od podstaw życia społecznego i wartości, które gdzieś
w ciągu tych lat zostały utracone.
- Nie miałyście ochoty
stąd uciec?
S. Luisa dell’Orto: Ponieważ nasz dom nie ucierpiał
i żadna z nas nie poniosła najmniejszego uszczerbku na zdrowiu, ludzie od razu spontanicznie
zaczęli się przy nas gromadzić, szukać pomocy. Nawet przez myśl nam nie przeszło,
by wyjechać. Byłyśmy z tymi ludźmi w najtrudniejszym dla nich momencie i chciałyśmy
pomóc im też w odbudowie, w powrocie do normalnego życia. Pomagałyśmy stawiać namioty,
znajdować wodę i pożywienie. Chciałyśmy z nimi żyć, tak jakby to był ktoś z naszej
rodziny, kto cierpiał. W rodzinie dzieli się zarówno radości, jak i cierpienia.