Każdy odpowiada
najpierw za siebie i własne postępowanie. Jakkolwiek nie wolno tego zdania rozumieć
w duchu indywidualizmu, gdzie drugi człowiek po prostu mnie nie obchodzi, gdzie sprawy
bliźnich są obiektem mojego zainteresowania tylko o tyle, o ile mają związek z moim
własnym życiem, zasada odpowiedzialności za siebie pozostaje w mocy. Trudno się temu
dziwić, skoro w gruncie rzeczy tylko własne decyzje mogę podejmować świadomie i dobrowolnie.
Nie
oznacza to jednak, że za decyzje i czyny innych nie ponoszę żadnej odpowiedzialności,
albo że inni nie ponoszą odpowiedzialności – pełnej lub w części – za to, co uczyniłem
ja. W teologii moralnej i etyce owo powiązanie określa się mianem współudziału i współodpowiedzialności.
Warto jednak już na samym początku zauważyć, że ten współudział jest w istocie osobnym
czynem danej osoby, choć czynem będącym w mniej lub bardziej bezpośrednim związku
z tym, co robi ktoś inny – określany mianem sprawcy głównego. W zależności od skali
tego powiązania oraz wewnętrznego nastawienia, stopień odpowiedzialności – a zatem
zasługi lub winy – może też być bardzo zróżnicowany.
Współodpowiedzialność
za dokonane dobro nie stwarza problemów moralnych; jeśli już to takie, że do sukcesów
ludzie skłonni są przyznać znacznie łatwiej niż do porażek. Porażka zawsze jest sierotą,
także porażka moralna. Mało kto przyznaje się do winy i bierze na siebie odpowiedzialność
za popełnione zło, tym bardziej za zło popełnione ostatecznie przez kogoś innego.
Tymczasem natura współudziału polega na tym, że nierzadko właśnie współudział osób
trzecich jest czynnikiem, który przesądza o podjęciu danego działania, o zaistnieniu
negatywnych konsekwencji, a więc i zaciągnięciu odpowiedzialności za popełnione zło
– tak przez głównego sprawcę, jak i osoby z jego działaniem powiązane.
Współudział
w czynie kogoś drugiego może dokonywać się na dwóch zasadniczych płaszczyznach: materialnej
i formalnej. W wymiarze materialnym oznacza on fizyczne uczestnictwo w czynie kogoś
drugiego, już to w przygotowaniach, już to w samym działaniu, już to poprzez korzystanie
z efektów i konsekwencji dokonanego działania. Oznacza to, że zakres współdziałania
może być ogromnie zróżnicowany, i wcale niekoniecznie musi zakładać nawet świadomość
istniejącej zależności, a tym bardziej zgodę na dokonane zło. Z kolei współudział
formalny oznacza wewnętrzne przyzwolenie i poparcie dla czynu – zarówno dopiero mającego
się dokonać, jak i aktualnie wykonywanego. Pochwała post factum raczej nie ma charakteru
współudziału w złu w ścisłym sensie, jednakże sama w sobie jest czynem niegodziwym,
gdyż utrwala naganną postawę w sprawcy głównym i jego otoczeniu. W sposób nieunikniony
pojawia się pytanie, jaki jest moralny ciężar współudziału w czynie niegodziwym. Intuicja
podpowiada, że im poważniejsze jest zaangażowanie na poziomie fizycznego związku z
działaniem głównego sprawcy, tym odpowiedzialność jest większa, i jest to intuicja
jak najbardziej słuszna, zwłaszcza jeśli współsprawca nie tylko nie zgadza się na
złe wykorzystanie jego działania, ale wręcz stara się to uniemożliwić. Dlatego tzw.
dalszy współudział materialny nie powoduje sam w sobie zaciągnięcia winy moralnej.
Ze współudziałem materialnym bliższym jest nieco inaczej, ponieważ oznacza on faktyczne
współsprawstwo w dokonywanym grzechu, i to w sposób faktycznie umożliwiający jego
popełnienie. Są to zatem sytuacje namawiania do popełniania zła, oraz ułatwianie i
wspieranie czynów niegodziwych. Trudno w takich wypadkach twierdzić, że współsprawca
wewnętrznie się z dokonywanym złem nie zgadza. Takie oświadczenie jest po prostu niewiarygodne.
Nie można wierzyć w deklarację sprzeciwu wobec zabijania nienarodzonych dzieci u kogoś,
kto jednocześnie dokonuje aborcji lub popiera aborcyjne prawo. Jakkolwiek przykładów
podobnych niekonsekwencji jest wiele we współczesnym świecie, by nie rzec, że w postępowaniu
każdego z nas, natura dokonywanych przez człowieka czynów odsłania faktyczne intencje,
jakie stoją u podstaw dokonanych przezeń wyborów. Dlatego współudział materialny bliższy
wiązany jest ze współudziałem formalnym, a więc z wewnętrznym przyzwoleniem na dokonywane
zło i wynikające stąd konsekwencje.
Nie wolno w żadnym razie stwarzać warunków
do czynienia zła, zasłaniając się stwierdzeniem, że nikogo do jego popełnienia się
nie zmusza. Uchwalanie prawa dopuszczającego niegodziwe procedury medyczne jest bezpośrednim
współudziałem w każdym z niegodziwych czynów dokonanych na podstawie ustanowionych
przepisów. Dlatego bł. Jan Paweł II w encyklice o świętości życia z naciskiem przypominał
politykom o moralnym zakazie wspierania niegodziwych przepisów i projektów, m.in.
legalizujących zabijanie nienarodzonych dzieci poprzez aborcję, starych i chorych
poprzez eutanazję, przyzwalających na procedury in vitro czy sterylizację.
Każdy
z nas odpowiada najpierw i przede wszystkim za siebie. Ale – na ile jesteśmy w stanie
to przewidzieć – odpowiadamy również za konsekwencje dokonanych przez nas wyborów.
Siłą rzeczy, choć w nieco ograniczonym zakresie, odpowiadamy również za działania
podjęte przez innych, jeśli wynikają one z naszego postepowania, czy są z nim jakoś
powiązane. Oczywiście, każdą rzecz można źle wykorzystać, nawet najwspanialsze z wynalazków
o odkryć. Trzeba jednakże starać się, by na ile to od nas zależy – takie złe wykorzystanie
uniemożliwić, a przynajmniej utrudnić.