Cud narodzin
jest wcale nie mniejszy, niż cud poczęcia. Dokładna analiza fizjologii porodu każe
ze czcią pochylić się przed wspaniałością stworzenia. Okazuje się bowiem, że poród
jest czymś zdecydowanie poważniejszym, niż prostym wydostaniem się dziecka z matczynego
łona. Jest precyzyjnie zaplanowanym procesem, który ma zaowocować uruchomieniem kolejnych
funkcji organizmu dziecka. Siłą rzeczy, nieuzasadnione medycznie ingerencje w jego
przebieg, mogą mieć poważne konsekwencje dla zdrowia – a niekiedy życia – młodego
człowieka.
Nie wystarczy, by dziecko wyszło z łona matki drogami rodnymi, by
móc mówić o porodzie naturalnym czy fizjologicznym. Trwająca od lat technicyzacja
medycyny doprowadziła do sytuacji, w której personel medyczny traktuje interwencję
w proces rodzenia jako rzecz oczywistą. Rodząca kobieta traktowana jest z założenia
jako pacjentka, a szpital – jako najlepsze, najodpowiedniejsze i najbezpieczniejsze
miejsce przeprowadzenia porodu.
Jakkolwiek od czasu do czasu zdarzają się sytuacje,
w których – czy to ze względu na stan matki, czy też dziecka – koniecznym jest, by
narodziny miały miejsce w szpitalu i pod czujnym okiem lekarza, zazwyczaj – wbrew
obiegowej opinii – tak być by nie musiało. Nie musiało, pod warunkiem oczywiście,
że zarówno matka (czy lepiej powiedzieć: rodzice), jak i personel medyczny pozwoliliby
sobie na odrobinę zaufania do Pana Boga, i na rezygnację z pośpiechu.
Wydaje
się, że słowo „pośpiech” jest tu jakimś kluczem do zrozumienia problemu. Współczesny
człowiek przywykł do tego, by uzyskiwać założone efekty natychmiast i jak najmniejszym
kosztem.Stąd zapewne wzięła się tendencja do podłączania rodzącej kobiety do oksytocyny,
przebijaniu pęcherza, nacinania krocza, czy też niemal natychmiastowego przecinania
pępowiny, o cesarskim cięciu na życzenie nie wspominając. Żadna z tych praktyk nie
pozostaje bez negatywnych konsekwencji dla dziecka, jeśli zatem nie ma dla nich medycznego
uzasadnienia (a przez uzasadnienie należy rozumieć konieczność podjęcia interwencji
stricte terapeutycznej), trzeba je oceniać jako działanie na szkodę dziecka. Pośpiech
nie jest dobrym doradcą, zwłaszcza jeśli stoi za nim dążenie do wygody już to kobiety
(domagającej się znieczulenia lub cesarskiego cięcia) już to lekarza, przyspieszającego
i skracającego czas trwania porodu.
Dziecko do narodzin przygotowuje się przez
cały okres swojego życia płodowego i bynajmniej nie chodzi wyłącznie o ukształtowanie
tkanek i narządów. Oddziałujące na ciało dziecka bodźce dotykowe i słuchowe stymulują
rozwój układu nerwowego, mięśni i zmysłu równowagi. Dziecko uczy się swojego ciała
już w łonie matki, reagując jednocześnie na warunki, w jakich za jej pośrednictwem
przychodzi mu żyć.
Bezpośrednie przygotowania do porodu polegają najpierw na
ułożeniu się głową w kierunku dróg rodnych matki, by podczas samych narodzin prześliznąć
się nimi na zewnątrz. W trakcie przejścia dziecko wykonuje kilka zwrotów głową i ciałem,
ale możliwe to jest tylko wtedy, gdy da mu się na to czas i sposobność. Przyspieszenie
porodu działaniem oksytocyny, przebiciem pęcherza lub naciskiem z zewnątrz na macicę
utrudnia lub wręcz uniemożliwia tę ekwilibrystyczną sztukę, stwarzając jednocześnie
zagrożenie dla bezpieczeństwa dziecka. Konieczność wykorzystania kleszczy czy też
próżnociągu do wydobycia dziecka bardzo często jest wymuszona wcześniejszymi interwencjami
personelu próbującego przyspieszyć narodziny dziecka.
Narodziny są procesem,
w którym matka – współpracując z dzieckiem – pomaga mu wyjść na zewnątrz. Jej ciało
stworzone zostało w ten sposób, by dawać życie i by chronić poczęte potomstwo. Jeśli
oboje są zdrowi, żadna interwencja medyczna nie jest potrzebna. Pomoc doświadczonej
położnej polega na wsparciu komunikacji matki z jej własnym ciałem, uspokojeniu atmosfery
i przyjęciu dziecka, gdy się narodzi. Zatem położna raczej towarzyszy kobiecie, niż
by miała spełniać rolę przewodnika a tym bardziej aktywnego współuczestnika porodu.
Poddanie
się naturalnemu biegowi akcji porodowej – a więc bez farmakologicznego czy mechanicznego
stymulowania i jej przyspieszania – przynosi dziecku wiele korzyści. Brak sztucznej
stymulacji oksytocyną pozwala na uniknięcie przedłużających się stanów podduszenia
dziecka. Wolniejsze (a zwłaszcza niewymuszone przebiciem pęcherza) przesuwanie się
dziecka daje mu możliwość dostosowania się do kształtu dróg rodnych matki bez jednoczesnego
narażenia się na nadmierny wzrost ciśnienia śródczaszkowego. Pozostawienie tętniącej
pępowiny aż do samoistnego wygaśnięcia jej pracy pozwala zaś dziecku na przyswojenie
sobie znaczących ilości zawartego w krwi pępowinowej żelaza.
Warto też zauważyć,
że poród drogami natury jest niezwykle ważny z punktu widzenia immunologicznego bezpieczeństwa
dziecka. Podczas przejścia, dziecko przejmuje od matki kultury bakteryjne, które następnie
wnikną do jego układu pokarmowego, do tej pory sterylnego. Wraz z mlekiem matki, czyli
produkowaną w pierwszych dniach po porodzie siarą, otrzymuje zaś przeciwciała na znane
ciału matki patogeny.
Wbrew temu, co można usłyszeć od różnych ekspertów,
poród naturalny, fizjologiczny, jest możliwy. Gdyby tak nie było, ludzkość dawno by
już wymarła. Oczywiście, są sytuacje, gdy interwencja medyczna jest konieczna, by
ratować życie dziecka i jego matki. Są one jednak zdecydowanie rzadsze, niż zapatrzeni
w technikę medycy są gotowi przyznać.