Naszym przewodnikiem
po dzisiejszej Ewangelii będzie niewidomy żebrak Bartymeusz, bo wbrew pozorom, ta
Ewangelia jest także o nas, którzy mamy zdrowe oczy, ale tego, co najważniejsze często
nie widzimy, i którzy, wiele nieraz posiadamy, a mimo to jesteśmy biedni.
Gdy
Jezus wychodził z Jerycha, Bartymeusz siedział przy drodze i słysząc, że to jest Jezus,
zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną». (por. Mk 10, 46-47).
„Nic dwa razy się nie zdarza” – pisała kiedyś poetka (W. Szymborska) i słowa te można
odnieść także do dzisiejszej Ewangelii, bo gdyby Bartymeusz nie zaczął wtedy wołać,
gdyby liczył na następne spotkanie z Jezusem, do końca życia pozostałby niewidomym.
Jezus już nigdy bowiem do Jerycha nie wrócił. Podobnie może być z nami: nie zawsze
będziemy mogli przystąpić do spowiedzi, przyjąć komunię świętą i uczestniczyć w eucharystii,
dlatego kiedy Jezus jest blisko, nie zastawiajmy się czy do Niego podejść, bo do naszego
Jerycha może On już nie wrócić.
A kiedy Bartymeusz zaczął wołać, wielu nastawało
na niego, żeby umilkł (por. Mk 10, 47-48). Nie łudźmy się, nasi bliscy, znajomi,
rodacy, nie zawsze będą nam pomagali zbliżyć się do Jezusa. Często będą nas uciszać,
gdy będziemy chcieli się z Nim spotkać poprzez media czy w sakramentach.
–
Czego najbardziej w duszpasterstwie chorych księdzu brakuje? – zapytano kiedyś jednego
z kapelanów szpitalnych.
– Tego, że bliscy chorego troszczą się często jedynie
o jego zdrowie fizyczne, a zapominają o tym duchowym. Rozumiem, że czasem mogą być
w szoku, ale to nie całkiem ich usprawiedliwia. Chciałbym, żeby rodzina chorego zapraszała
księdza do domu. Takie odwiedziny organizowane są w parafiach co miesiąc, wystarczy
tylko chorego zgłosić. Często już w szpitalu okazuje się, że chory od lat nie przyjmował
Komunii, bo rodzina o to nie zadbała. To tak jak w Ewangelii – niewidomy krzyczał:
„Jezusie, synu Dawida, ulituj się nade mną!”, a wszyscy wokół go uciszali, żeby nie
przeszkadzał. Niewiele się zmieniło: choremu, potrzebującemu pomocy, jego własna rodzina
utrudnia często ratunek”.
Zapytał go Jezus: «Co chcesz, abym ci uczynił?»
Powiedział Mu niewidomy: «Rabbuni, żebym przejrzał». – «Idź, twoja wiara cię uzdrowiła».
(por. Mk 10, 51-52). Bartymeusz nie prosi o rzeczy błahe. Prosi o uzdrowienie
swoich oczu. Oczy to skarb, 80 procent świata zewnętrznego odbieramy właśnie przez
wzrok. Oczyma wyrażamy też radość i smutek, tęsknotę i nadzieję. To nie przypadek,
że Pan Jezus często uzdrawiał niewidomych, i nie przypadek, że w starożytności największą
przysięgą była ta na własne oczy, a największą z kar, pozbawić kogoś wzroku. Dzisiaj
na całym świecie jest ponad 40 milionów niewidomych, w Polsce ponad 80 tys. Trudno
przy tej Ewangelii o nich nie wspomnieć, trudno nie apelować o większą dla nich pomoc
i integrację społeczną. Ale trudno też nie wspomnieć o niewidomych na duchu, o tych,
którzy mając oczy jakby na uwięzi, (por. Łk 24,16), nie rozpoznali w swoim życiu Jezusa.
Dokładnej ich liczby nie znamy, ale jedno jest pewne: ślepota ducha jest niemniej
straszna od ślepoty ciała, a Lekarz, w tym wypadku, jest na cały świat tylko jeden.
Rzekł
mu Jezus: «Idź, twoja wiara cię uzdrowiła». Bartymeusz przejrzał i szedł za Nim drogą
(por. Mk 10,52). Po spotkaniu z Jezusem nie godzi się nam już żebrać u miejskich
bram, tylko odważnie kroczyć za Nim drogą.
* * *
Jezusie, Synu Dawida,
ulituj się nad nami, gdy do Ciebie wołamy. Pomóż nam wstać, zbliżyć się do Ciebie
i przejrzeć, abyśmy już nigdy nie zgubili Drogi. Który żyjesz i królujesz na wieki
wieków. Amen.