2012-10-10 11:30:55

Ex Oriente lux: raz jeszcze o całowaniu kościoła odc.33


Słuchaj: RealAudioMP3

Jeśli kto słuchał poprzednich audycji, to zapewne pamięta, że chwaliłem niezwykłą wręcz pobożność Etiopczyków, która wyraża się choćby poprzez całowanie kościoła, i to dosłownie czynione. Niech nikt się tym nie gorszy: ci pobożni ludzie nie robią tego przez wybujałą fantazję, ale przez szacunek ogromny wobec wszystkiego, co uświęcone, konsekrowane albo jakoś z Panem Bogiem powiązane. A kościół, ten całkiem materialny, jest przecież Jego, świątynią - nawet najmniejszy i najbardziej zaniedbany. Wszystko, co raz Bogu zostało poświęcone jest znakiem Jego obecności, wymaga więc uszanowania, czego całowanie jest też widomym znakiem. Powiedzmy dziś jeszcze słów parę o tym, co i jak w Etiopii całować należy.

Gdy pobożny Etiopczyk przychodzi do kościoła, to najpierw zatrzymuje się przy bramie i żegna znakiem krzyża. Dopiero potem grzecznie wchodzi na dziedziniec i idzie do drzwi kościoła, które wreszcie z szacunkiem całuje. Gdy kościół jest otwarty, to wchodzi do środka, przy czym najpierw ściąga buty i zostawia je na zewnątrz, chyba, że jakieś lepsze, to je ze sobą zabiera, żeby złodzieja nie kusić. Ale gdy budynek akurat zamknięty to zatrzymuje się nasz pobożny habeszia pod drzwiami albo przy ścianie, albo jeszcze lepiej przy świętym wizerunku, bo przy każdym kościele jest zawsze kilka takich, którym wszyscy kłaniają się pobożnie i też całują: czy to Madonnę z Dzieciątkiem, czy to Chrystusa Ukrzyżowanego albo św. Jerzego, czy wreszcie któregoś z lokalnych świętych. Stoją wtedy przed takim obrazem z rękoma wzniesionymi w geście oranta i szepcą pobożną modlitwę, przykucając przy tym czasami, co jest gestem pokory i błagania. Ale gdy potrzeba większego uszanowania i pokuty, i gdy samo zginanie kolan nie wystarcza, to wtedy padają na twarze, dosłownie, po bizantyńsku: klękają wówczas i czołem ziemi dotykają, i ją całują, potem powstają i znów upadają, i tak wiele, wiele razy. Podobne gesty pokutne wykonuje się zwłaszcza w Wielkim Tygodniu: wtedy dosłownie wszyscy w kościele i wokół kościoła, ubrani w białą chustę, na słowa kapłana padają na twarze seriami po 40 razy; proszę mi wierzyć, że modlitwa taka robi wielkie wrażenie, zapewne również na mieszkańcach nieba.

Etiopczycy ochoczo pielgrzymują do różnych miejsc świętych, których nie brakuje zwłaszcza na wyżynie. Są to częstokroć miejsca związane z pobytem świętych Pańskich, jak choćby góra Zukwala niedaleko Addis Abeby, gdzie w XIII wieku żył święty pustelnik i pokutnik imieniem Gebre Mynfas Kyddus. Pielgrzymuje się do historycznych klasztorów na północy, związanych z początkami ewangelizacji kraju, jak choćby do Debre Damo, gdzie w VI wieku żył św. Aragawi, albo do jednego z kościołów wykutych w skałach masywu Geralta, gdzie sto lat później żył i umarł św. Abune Jemata Guh. Wielką cześć odbiera nade wszystko całe miasto Aksum w regionie Tigraj, będące niegdyś stolicą władców, którzy jako pierwsi przyjęli chrześcijaństwo w połowie IV wieku, i gdzie do dziś jeszcze, w specjalnym maleńkim sanktuarium, przechowuje się najprawdziwszą Arkę Przymierza, a o tym jak tu trafiła i dlaczego nie została znaleziona, mówić będziemy w innej audycji. Tak czy inaczej jej sanktuarium i kościół zwany Matką Bożą Syjońską jest jednym z miejsc najbardziej czczonych, szanowanych i wycałowanych w całej Etiopii. Etiopczycy z radością nawiedzają także trzynaście kościołów miasta Lalibela, a wszystkie w całości wydrążone są w jednej skale, ponoć przy pomocy aniołów, co jest najprawdziwszym cudem świata. Najbardziej znany jest tu kościół dedykowany św. Jerzemu, monolityczny i na planie krzyża greckiego. Pielgrzymi napływają tam z całego kraju tysiącami, zwłaszcza w okresie świąt. Wtedy całują wszystkie te kościoły od wewnątrz i na zewnątrz, spędzają w nich długie godziny, siedzą pod murami, rozmawiają z mnichami, którzy tu żyją na co dzień, modlą się przed każdym świętym wizerunkiem, uczestniczą w procesjach. Ale oprócz tych wielkich świętych miejsc są też takie całkiem lokalne, nie mniej przez to odwiedzane: zwykle idą Etiopczycy w pielgrzymce do źródeł, o których wiadomo, że cudowne; nawiedzają grób św. Tekle Hajmanota w Debre Libanos, a nawet chcą być tam sami pochowani. Płyną łodziami do kościołów na wyspach jeziora Tana albo wędrują do klasztorów, gdzie żyją samotni pustelnicy, by prosić ich o błogosławieństwo i modlitwę. Widziałem kiedyś takiego starca gdzieś niedaleko Hawzen: miał ponoć 115 lat, a od 90 nie schodził wcale ze swej góry, za to ludzie przychodzą do niego często w celach wiadomych. Zresztą w całej Etiopii to widok pospolity, gdy ktoś podchodzi grzecznie do mnicha siedzącego pod kościołem, by z nim porozmawiać chwilę, posłuchać rady, w rękę go ucałować, odebrać błogosławieństwo albo obdarzyć jałmużną. Wszystkie święte miejsca i osoby są w Etiopii niebywale szanowane i przez to obcałowane od góry do dołu.

Całuje się zatem także kapłana i biskupa w rękę, nie przez zadawniony feudalizm, ale właśnie jako sługę Bożego. To też jest odpowiedni moment, by dostać błogosławieństwo. Do błogosławienia księdzu służy krzyż, który ma zawsze przy sobie, w kieszeni albo za pasem. Nie ma krzyża - znaczy się księdzem nie jest, tak rozumują. Więc ksiądz proszony wyciąga swój krzyż, taki zwykły prosty drewniany albo ładnie zdobiony i metalowy, dotyka nim czoła proszącego, potem daje do ucałowania i znów dotyka, i znów całuje: tak wygląda błogosławieństwo po etiopsku, by chwalić Pana Boga myślą, słowem i uczynkiem. Nie dziwmy się zatem, gdy zobaczymy pokornego Etiopczyka modlącego się pod ścianą kościoła albo całującego krzyż na środku ulicy: nie są dziwakami, ale ludźmi bardzo pobożnymi, którzy wiedzą, że Pan Bóg mieszka razem z nimi i że bardzo potrzebują Jego opieki w tym trudnym świecie, który niczego im nie zapewnia i obiecać nie może. Pocałunek jest też znakiem ich prawdziwej miłości wobec kościoła, do którego nieustannie pielgrzymują i w którym najchętniej spędzają wszystkie wolne chwile dnia i nocy.

ks. Rafał Zarzeczny SJ







All the contents on this site are copyrighted ©.