Właśnie zakończyły
się igrzyska olimpijskie w Londynie. Przez ostatnie dwa tygodnie ekscytowaliśmy się
rywalizacją sportowców na najwyższym światowym poziomie. Ale już Grekom w czasach
filozofów przyświecała idea, by człowiek był kalos kai agathos, piękny i dobry,
a przecież doskonałą drogą do osiągnięcia obu tych wielkich cnót, świetnie łączących
to, co cielesne z tym, co duchowe, jest sport właśnie, jeśli prawdziwy, uczciwy, bez
dopingu, przekrętów i przekleństwa wielkich pieniędzy. Dziś więc mówić będziemy o
sporcie na Rogu Afryki.
Czy Etiopczycy uprawiają jakieś sporty? Niedorzeczne
pytanie! Przecież wszyscy dobrze wiedzą, że to właśnie Etiopia, jeszcze z sąsiednią
Kenią do spółki, jest prawdziwą światową potęgą, zwłaszcza w biegach na średnich i
długich dystansach. Rzecz jasna sukcesy sportowców na igrzyskach olimpijskich Etiopczycy
też śledzą szczególnie uważnie.
W całej historii nowożytnych igrzysk Etiopczycy
zdobyli 19 złotych, 7 srebrnych i 15 brązowych medali. Tym razem do domu przywiozą
3 złota, jedno srebro i 3 brązy, co daje im 25. pozycję w klasyfikacji generalnej.
W Pekinie przed czterema laty Etiopczycy zdobyli cztery złote krążki, jeden srebrny
i dwa brązowe, zajmując 18 pozycję. Nasi sportowcy wówczas uplasowali się na 20 miejscu.
Tym razem, z 10 medalami w tym dwoma złotymi, zajęliśmy dość odległą, 29 pozycję.
Wróćmy zatem do Etiopii.
Pierwszą etiopską gwiazdą na firmamencie światowego
sportu był maratończyk Abebe Bikila. Do historii przeszedł jako ten, który na olimpiadzie
w Rzymie w 1960 roku wywalczył złoto roku biegnąc … bez butów, po prostu boso. Cztery
lata później Bikila powtórzył swój sukces na olimpiadzie w Tokio.
Wielką legendą
etiopskiego sportu jest też Hajle Gebreselassie, specjalista na dystansie 10 kilometrów.
Mistrzostwo świata po raz pierwszy wywalczył w Stuttgarcie w 1993 roku, zaś w 1996
w Atlancie zdobył pierwsze olimpijskie złoto. Po raz drugi na najwyższym podium Gebresellasie
stanął cztery lata później na igrzyskach w Sydney. Wieloletnich rekordów świata na
5 i 10 kilometrów pozbawił go dopiero inny gigant etiopskich bieżni, Kenenisa Bekele.
W Londynie Gebreselassie już nie było, nie mniej pozostaje on w Etiopii prawdziwym
bohaterem narodowym, wzorem dla sportowców i dla młodzieży.
Co prawda zupełnie
nie powidło się dziś Etiopczykom w biegu maratońskim mężczyzn. Za to w biegu na 10
kilometrów brązowy medal wywalczył Tariku Bekele. Tuż za nim uplasował się jego starszy
brat, wielki Kenenisa Bekele, mistrz olimpijski na tym samym dystansie w Atenach w
2004 i w Pekinie w 2008 roku, gdzie ponadto zdobył złoto w biegu na 5 kilometrów,
bo jeszcze w Atenach na tym samym dystansie był “zaledwie” drugi. To się wszystko
w głowie nie mieści.
Na dystansie 5 kilometrów w Londynie srebro wywalczył
22-letni zaledwie Dedżdżen Gebremeskel. Zapewne jeszcze o nim usłyszymy. Z kolei Mekonnen
Gebremedhen w biegu na 1500 metrów był co prawda dopiero szósty, ale także to nazwisko
trzeba zapamiętać, bo jak się wydaje wielka przyszłość przed tym młodziutkim biegaczem.
Świetnie
w tym roku zaprezentowały się etiopskie lekkoatletki. Przede wszystkim Tiki Gelena
w świetnym stylu zwyciężyła w biegu maratońskim z czasem 2 godziny 23 minuty i 7 sekund.
Ciekawostką może być fakt, że jej kuzyn Gezaheññe Abera był zwycięzcą maratonu na
igrzyskach w Sydney w roku 2000.
W biegu na 10 kilometrów w Londynie zwyciężyła
Tirunesz Dibaba. Ta dopiero należy do niemal cesarskiej rodziny sportowej: jej mąż,
Syleszi Syhne, jest dwukrotnym srebrnym medalistą olimpijskim w biegu na 10 kilometrów
z Aten i z Pekinu. Jej starsza siostra Edżegajehu wywalczyła srebro na tym samym dystansie
na igrzyskach w Atenach w 2004 roku. Jej młodsza siostra Genzebe jest mistrzynią w
biegu na 1.500 m, zaś kuzynka Derartu Tulu także dwukrotnie stawała na najwyższym
podium olimpijskim w Barcelonie i w Sydney. Czy młodziutkiej Tirunesz Dibaba czegoś
jeszcze brakuje? No chyba tylko kolejnego złota.
Na XXX nowożytnych igrzyskach
w Londynie w biegu z przeszkodami na dystansie trzech kilometrów brąz wywalczyła Sofia
Assefa przed Kenijką Cheywa, ale piąte i szóste miejsce znów należało do Etiopek.
W sztafecie kobiet na dystansie 5000 metrów wspaniałe zwycięstwo odniosła Meseret
Defar, podczas gdy Tirunesz Dibaba tym razem była trzecia, a ich rodaczka Gelete Burka
piąta. Oglądałem ten bieg w jakiejś francuskiej telewizji: gdy już na mecie szczęśliwa
Defar pokazała do kamery i całowała ze łzami obrazek Matki Bożej, który najwidoczniej
miała przy sobie w czasie biegu, ukryty pod kostiumem, komentatorzy telewizyjni najpierw
zaniemówili, potem coś bąkali o religijności Etiopczyków i że w czasie igrzysk tak
się nie powinno. A ja pomyślałem, że na szczęście polityczna poprawność na Rogu Afryki
długo jeszcze kariery nie zrobi.
Nie mieli wiele szczęścia na zakończonych
dziś igrzyskach lekkoatleci erytrejscy: zaledwie jedenaste miejsce Abrar Adema w biegu
na 5 tysięcy metrów nie zachwyca, ale to jeszcze bardzo młody biegacz, wszystko zatem
przed nim, jeśli tylko sytuacja społeczno-polityczna Erytrei pozwoli na rozwój talentów,
których przecież, tak jak i w Etiopii, nie brakuje. A skąd się biorą wszystkie te
sukcesy w świecie tak biednym i ponoć zacofanym? Najpierw bez wątpienia etiopskim
biegaczom sprzyja geofizyka, bo przecież żyją oni na ogromnej wyżynie, gdzie powietrze
jest rozrzedzone; mają więc mniejsze zapotrzebowanie na tlen, co też przekłada się
na większą wytrzymałość. Ponadto górzysty krajobraz zmusza do nieustannego przemierzania
ogromnych przestrzeni po bezdrożach i z tobołkami, od dzieciństwa i od pokoleń, zatem
bieganie mają we krwi i w genach. Ale to przecież nie wszystko. Rano, gdy jeszcze
jest ciemno, na ulicach wielkich miast i małych miasteczek, na wsi i na drogach krajowych
łatwo spotkać możemy Etiopczyków ubranych w dresy, biegających samotnie lub w grupach,
trenujących w oficjalnych klubach albo też całkiem na własną rękę. Bo wiedzą dobrze,
że pochodzenie i talent nie wystarczają, że do światowych sukcesów potrzeba jeszcze
ogromu ciężkiej, mozolnej, codziennej pracy. Tylko tak człowiek staje się naprawdę
kalos kai agathos, piękny i dobry.