2012-08-03 18:31:09

Bioetyczny labirynt: niebezpieczne in vitro


Słuchaj: RealAudioMP3

Niepłodność jest źródłem cierpienia trudnego do opisania, ponieważ rodzicielstwo stoi w centrum powołania do miłości każdego człowieka. Jednocześnie jednak niepłodność jest efektem nieprawidłowego funkcjonowania różnych organów mężczyzny i kobiety, dlatego trzeba mówić o problemie niepłodności w stosunku do obojga. I trzeba szukać przyczyn tego stanu, by znalazłszy – objąć ich leczeniem ukierunkowanym na przywrócenie zdrowia prokreacyjnego.

Zapłodnienie pozaustrojowe reklamowane jest jako bezpieczna procedura medyczna, służąca leczeniu niepłodności. W poprzednim felietonie pokazałem, że określenie tego zabiegu mianem procedury terapeutycznej jest nadużyciem, jako że objęta nim para pozostaje w dalszym ciągu bezpłodną, nawet jeśli urodzi potomstwo. Dla wielu ludzi takie rozróżnienie nie odgrywa większego znaczenia, ponieważ jedynym istotnym czynnikiem jest możliwość posiadania dziecka, zdrowego dziecka. Warto zatem powiedzieć wprost, że procedury in vitro nie tylko niczego nie leczą, nie tylko nie gwarantują narodzin dziecka, ale także – jeśli do nich dojdzie – nie gwarantują, że dziecko będzie zdrowe. Procedura jest zresztą groźna nie tyko dla dziecka, ale także dla matki, nade wszystko – choć może to zabrzmieć paradoksalnie – jeśli dojdzie do udanej implantacji dziecka w jej macicy. Ale po kolei, przyjrzyjmy się zdrowotnym konsekwencjom zapłodnienia pozaustrojowego.

Agresywna stymulacja hormonalna, której celem ma być najpierw wywołanie multiowulacji, a następnie przygotowanie endometrium do przyjęcia poczętego dziecka, może doprowadzić do trwałej destabilizacji systemu hormonalnego. Rozwijająca się pod wpływem hormonów torbiel na jajniku może doprowadzić do śmiertelnego zagrożenia w postaci zespołu hiperstymulacji jajników – sytuacja taka zdarza się w około 6 na 1000 procedur. Z innych powikłań wymienić należy zwiększenie ryzyka powstania zmian nowotworowych, oraz zwiększenie podatności na infekcje i krwawienia. Warto zwrócić uwagę, że są to powikłania, które towarzyszą antykoncepcji hormonalnej.

Wynikające z zastosowania procedury in vitro zagrożenia dla zdrowia, niejednej kobiecie mogą wydać się wartymi podjęcia, jeśli w efekcie urodziłoby się zdrowe dziecko. Problem w tym, że gwarancji na zdrowie dziecka nie ma; co więcej, ryzyko powikłań u dziecka poczętego na drodze zapłodnienia pozaustrojowego jest znacznie większe niż u dziecka poczętego naturalnie.

U dzieci poczętych metodą in vitro wzrasta ryzyko śmierci przed narodzinami. Znacznie większy odsetek z nich rodzi się z niedowagą (nawet, jeśli urodzą się w terminie) lub przedwcześnie – wówczas problem niedowagi nabiera niekiedy dramatycznych wymiarów. Wielokrotnie – nawet 10-krotnie w stosunku do dzieci poczętych naturalnie – wzrasta częstotliwość występowania wad genetycznych u dzieci z in vitro. Przykładowo, częstość występowania zespołu Beckwitha-Wiedemanna wzrasta wedle jednych badań 4-krotnie, a wedle innych – nawet 10-krotnie.

Odpowiedzią na wady genetyczne i rozwojowe jest ze strony medycyny aborcja. Dzieci chore, obciążone wadami i źle się rozwijające traktowane są przez medycynę reprodukcyjną jako porażka, którą należy wyeliminować, by w kolejnej próbie móc odnieść sukces. Temu samemu celowi służy tzw. selekcja preimplantacyjna, która jest niczym innym, jak aborcją eugeniczną. Trzeba zatem wyraźnie powiedzieć, że w in vitro dziecko akceptowane jest tylko warunkowo, o ile spełnia założenia zdrowia, braku wad, a niekiedy wręcz występowania konkretnych cech przedstawionych w zamówieniu.

Trzeba też pamiętać, że dla zwiększenia skuteczności procedury, zazwyczaj wprowadza się do macicy kobiety dwoje lub troje dzieci w embrionalnej fazie ich rozwoju. W ten sposób wzrasta jednocześnie szansa, że nie jedno, ale dwoje lub nawet troje dzieci zacznie się rozwijać. Lekarze mówią zatem o „ryzyku ciąży mnogiej lub wieloraczej”. Traktując „nadprogramowe” dziecko jako ryzyko, jako zagrożenie, dążą do jego eliminacji. W ten sposób aborcja – zwana selektywną – po raz kolejny staje się częścią procedury reklamowanej jako mającą pomóc rodzicom, by urodzili dziecko.

Śmierć jest niewątpliwie – z punktu widzenia dziecka – nader poważnym zagrożeniem. Na każde przenoszone do macicy kobiety dziecko przypada około 5 do 10 innych, które będą wprowadzone w stan kriopreserwacji (większość tego zabiegu nie przeżyje). Na każde dziecko, które się urodzi, przypada zatem kilkadziesiąt innych, które albo umrą przedwcześnie z powodu powikłań, albo zginą, gdyż nie będą spełniać założonych wymagań.

Ostatnia grupa zagrożeń wynikających ze stosowania procedur zapłodnienia pozaustrojowego pozostaje niewiadomą i odnosi się do ludzi, którzy jeszcze się nie poczęli. Chodzi o ukryte wady i mutacje genetyczne, wynikające nade wszystko z przełamania barier biologicznych podczas procedury ICSI, gdy plemnik zostaje wstrzyknięty do wnętrza komórki jajowej. Trudno dziś ocenić skalę zagrożenia, ponieważ zmiany genetyczne ujawniają się w trzecim pokoleniu i później. Zapewnienia o bezpieczeństwie genetycznym in vitro biorą się z doświadczeń prowadzonych na zwierzętach, jednak dopiero czas pokaże, na ile były to zapewnienia wiarygodne.

Ks. Piotr Kieniewicz MIC








All the contents on this site are copyrighted ©.