Procedury
zapłodnienia pozaustrojowego znane są od dawna. Początkowo stosowano je jedynie wobec
zwierząt. W 1978 roku w Wielkiej Brytanii urodziła się Louisa Brown, jako pierwszy
człowiek urodzony po zapłodnieniu in vitro. W 2010 roku Robert Goeffrey Edwards, który
wraz z Patrickiem Steptoe opracował metodę adaptacji techniki weterynaryjnej zapłodnienia
pozaustrojowego do wykorzystania w medycynie, otrzymał Nagrodę Nobla.
W Polsce
pierwsze udane – w sensie zakończone narodzinami dziecka – zapłodnienie metodą in
vitro miało miejsce w Białymstoku; dokonał go w 1987 roku Marian Szamotowicz. W 2010
roku, ośrodków oferujących tę procedurę w samej tylko Polsce było ponad 50. Do tej
pory urodziło się – wedle szacunków – od 3 do 4 tysięcy dzieci. W skali całego świata
(a więc w ciągu ponad 30 lat) urodziło się ich ok 4 milionów.
Urodziło się...
Trudno zliczyć, ile się nie urodziło, lecz zostało odrzuconych jako wadliwe, niepotrzebne,
nadprogramowe. Trudno zliczyć, ile dzieci jest przechowywanych w ciekłym azocie, do
ewentualnego – jak się to reklamuje – późniejszego wykorzystania... Zazwyczaj na każde
urodzone dziecko przypada kilkoro z jego rodzeństwa, któremu tej szansy nie dano,
oraz wielokrotnie więcej z tych procedur, gdzie do narodzin w ogóle nie doszło.
Warto
przyjrzeć się przebiegowi procedury in vitro, by dobrze zrozumieć, dlaczego Kościół
tak stanowczo mu się sprzeciwia. Znaczna część oceny etycznej opiera się bowiem na
rozpoznaniu szkodliwości podejmowanych działań, a zatem naruszających podstawowe prawo
medycyny: „primum non nocere” („po pierwsze nie szkodzić”).
Wiodące ośrodki
oferujące zapłodnienie pozaustrojowe stosują zazwyczaj procedurę ICSI. Zaczyna się
ona od stymulacji hormonalnej kobiety. W zależności od zastosowanych preparatów proces
ten trwa od tygodnia do dwóch. Jego celem jest wywołanie multiowulacji w jajnikach
kobiety (czyli zamiast jednej komórki jajowej dojrzewa ich kilka a nawet kilkanaście).
Następnie dojrzałe komórki jajowe pobierane są bądź przy wykorzystaniu metody laparoskopowej
w znieczuleniu ogólnym, bądź za pomocą punkcji przy znieczuleniu miejscowym. Natychmiast
też rozpoczęta zostaje druga faza stymulacji hormonalnej, tym razem ukierunkowanej
na przygotowanie wyściółki macicy (czyli endometrium) na przyjęcie dziecka. Ta druga
faza trwa około 5-6 dni, do czasu implantacji, jednak potem jest kontynuowana niemal
do porodu.
W czasie, gdy od kobiety pobierane są komórki jajowe, od mężczyzny
pozyskiwane jest nasienie. Zazwyczaj do tego celu służy masturbacja, nierzadko z wykorzystaniem
materiałów pornograficznych, które mają pomóc pobudzeniu seksualnemu. Możliwe jest
uzyskanie nasienia metodą punkcji, jednak zarówno z racji na bolesność procedury,
jak i gorszą jakość nasienia, metoda ta rzadko jest stosowana.
Technik medyczny
dokonuje w laboratorium wstępnej selekcji plemników, wyodrębniając te, które są najbardziej
ruchliwe. W bardziej zaawansowanej wersji tej metody zapłodnienia pozaustrojowego
(IMSI) dokonywana jest dodatkowa selekcja plemników pod względem ich budowy morfologicznej;
jest to jednak procedura wymagająca dodatkowego, kosztownego sprzętu i czasu.
Zapładniane
są wszystkie komórki jajowe. Zapłodnienia dokonuje się poprzez wstrzyknięcie wybranego
plemnika do wnętrza komórki jajowej. Od tego momentu – z moralnego punktu widzenia
– przestajemy mieć do czynienia z materiałem biologicznym, ale z powołanymi do życia
w laboratorium nowymi istotami ludzkimi, z nowymi dziećmi, choć ukrytymi pod techniczną
terminologią jako zarodki i embriony. Umieszczenie ich w odpowiednich warunkach pozwala
na integrację kodu DNA od matki i ojca i rozpoczęcie wzrostu zgodnie z ukrytą w genach
dynamiką.
Nie wszystkie jednak dzieci mają na ten rozwój szansę. Część z nich
od początku, zaraz po zapłodnieniu, schładza się w specjalny sposób do temperatury
ciekłego azotu, by przechować je na wypadek, gdyby pierwsze podejście do implantacji
dziecka w matce się nie powiodło. Około 80% z tych zamrażanych dzieci nie przeżyje
procedury kriopreserwacji.
Te, które pozostawiono na szalkach Petri’ego (jest
ich około pięciu), rozwijają się przez około 5-6 dni, do momentu osiągnięcia stadium
100-200 komórkowego, zwanego blastocystą. Wtedy przenosi się wybrane jedno do trzech
dzieci (te najlepiej rozwinięte) do wnętrza macicy kobiety. Jeśli dziecko zagnieździ
się w endometrium, a wiadomo o tym po około 14 dniach, procedurę uważa się za zakończoną
sukcesem. Jeśli żadne dziecko nie przeżyje implantacji, próbuje się wykorzystać któreś
z dzieci zamrożonych wcześniej, bądź przeprowadza się całą procedurę od początku.
Odmienny
problem pojawia się, jeśli wszystkie przeniesione do łona kobiety dzieci się tam przyjmą.
Bardzo często lekarze zarządzają wówczas tzw. aborcję selektywną, czyli zabójstwo
„nadprogramowych” dzieci, tak by pozostało tylko jedno, najwyżej dwoje. Zabija się
te, które gorzej się rozwijają, albo te, do których łatwiej jest się dostać ze śmiercionośnymi
narzędziami.
Podobny los, czyli śmierć, czeka na te dzieci, które rozwijały
się po zapłodnieniu, ale nie zostały wykorzystane do implantacji. Przeznacza się je
albo do badań laboratoryjnych, albo od razu niszczy. Niekiedy próbuje się je zamrażać,
ale szanse na przeżycie mają jeszcze mniejsze, niż ich wcześniej zamrożone rodzeństwo.
Trzeba
zatem wyraźnie powiedzieć, że z procedurą in vitro związane są poważne manipulacje
na zdrowiu kobiety. W procedurę też wpisana jest aborcja, i to na każdym z trzech
etapów (bezpośrednio po zapłodnieniu, podczas selekcji przedimplantacyjnej oraz po
implantacji). W następnym felietonie przyjdzie bliżej powiedzieć o konsekwencjach
zdrowotnych procedury in vitro dla matki i dla dzieci – tych, którym będzie dane się
urodzić.