2012-07-08 11:33:46

Ex Oriente Lux: o pomaganiu odc.22


Słuchaj: RealAudioMP3

Jeśli kto słuchał naszej poprzedniej audycji, to pamięta zapewne, że biadoliłem nad losem Etiopczyków: że niedojadają, a nawet głodują, właściwie od zawsze i niezmiennie. Niestety w ostatnich latach niewiele się pod tym względem zmienia. Tak to już jest na tym świecie, że wszystkie ludzkie problemy zaczynają się od tego, co prozaiczne i podstawowe, a więc od jedzenia i picia, potem jednak też jest już tylko pod górkę. Mówić dziś zatem będziemy o tym, jak można pomagać w Afryce.

Najpierw trochę historii. W epoce nowożytnej ludność żyjąca na Rogu Afryki doświadczała nadzwyczajnej klęski głodu w różnych okresach. Mówię nadzwyczajnej, bo przymusowa codzienna dieta jest w tej części świata rzeczą zwyczajną. Ale przychodzą też czasy szczególnie trudne, zwykle związane z długotrwałą suszą. Tak było na początku lat ’70. W kraju totalnie rolniczym, o bardzo prymitywnej jeszcze strukturze gospodarczej, którego ludność zdana była całkowicie na kaprysy losu i lokalnych feudałów, wystarczyły dwa sezony ostrej suszy, by z głosu umierać zaczęły setki tysięcy ludzi. Ile, dokładnie nie wiadomo, bo na miejscu nikt nie liczył, nikt nie interweniował ani z pomocą nie spieszył. Bo skoro wszystko działo się daleko od stolicy, to i sędziwego cesarza złymi wiadomościami nikt nie chciał niepokoić. Tymczasem w samym tylko 1973 roku, i to jedynie w prowincji Wello na północy kraju, głód zabrał od 60 do 100 tysięcy osób. Na świecie, oprócz paru uczonych, mało kto miał wówczas jakieś pojęcie o Etiopii. Ale gdy wreszcie za sprawą skandynawskich reporterów rzecz stała się jawna i głośna, świat wreszcie zaczął interesować się tym, co tak naprawdę dzieje się na Rogu Afryki. Klęska głodu przełożyła się też natychmiast na niepokoje społeczne, które w rezultacie doprowadziły do rewolucji i obalenia monarchii we wrześniu 1974 roku. Marksistowska junta wojskowa oczywiście obiecywała równość, sprawiedliwość, nowoczesne rolnictwo i chleb dla wszystkich, ale potoczyło się jak zawsze, zwłaszcza w tym, co dotyczy chleba. Zniesienie zależności feudalnej w marcu 1975 roku niewiele zmieniło, głód i bieda jak były tak pozostały, teraz jednak jeszcze dodatkowo w kraju rządzić zaczął czerwony terror. Potem przyszedł rok ’84, kiedy to potworna susza niemal całkowicie zahamowała wszelką produkcję rolną na terenie całego kraju. Rok 1985 jedynie pogorszył i tak beznadziejną sytuację. Ci zaś, którzy uciekli przed suszą, już w następnym roku musieli zmagać się z plagą szarańczy. W sumie trzeba mówić przynajmniej o milionie ofiar klęski głodu w tych trzech zaledwie latach. To wtedy właśnie świat obiegły dramatyczne zdjęcia, które na długo naznaczyły nasze „zachodnie” myślenie o życiu na Rogu Afryki. To prawda, że nikt nie lubi oglądać takich scen, ale gdy już ogląda, to też chce szczerze pomóc. Pomoc taka może przybrać różny kształt i charakter. Wielkim wydarzeniem były w latach osiemdziesiątych koncerty charytatywne pod wspólnym hasłem „Life Aid” w Londynie i w Filadelfii, w których uczestniczyło ponad 50 artystów skrzykniętych przez Boba Geldofa. Wystąpili między innymi Led Zeppelin, Queen, Madonna, Elton John, Sting i David Bowie. W rezultacie udało się zebrać wówczas ponad 100 mionów dolarów, ale prawda jest też taka, że etiopskie władze komunistyczne wielką część otrzymanych funduszy po prostu rozkradły albo przeznaczyły na wojnę z Erytreą. Niestety nowa odsłona starego konfliktu w latach 1998-2000 znów kosztowała około miliona dolarów dziennie. A chciałoby się, aby pieniądze zamiast na armię przeznaczyć na projekty rozwojowe, o pomocy doraźnej nawet nie wspominając.

Były też i inne formy pomocy. Wielu lekarzy odpowiedziało na apel, angażując się bezpośrednio w pracę pośród ofiar klęski i przesiedleńców. Władze komunistyczne forsowały bowiem plan przymusowego przesiedlania ludności na obszary nizinne, co przyniosło w rezultacie dodatkowe kilkadziesiąt tysięcy ofiar.

W wielosegmentową pomoc ludności afrykańskiej w tym okresie angażowały się także organizacje kościelne i katolickie. Ogromne znaczenie miała bezpośrednia pomoc misjonarzy już wcześniej obecnych na obszarach dotkniętych katoaklizmem, bo będąc na własnym terenie najlepiej wiedzieli, jak dotrzeć do potrzebujących. Opowiadał mi pewien włoski misjonarz, że nigdy wcześniej, ani też później, jego właśni rodacy nie okazali tak wielkiej pomocy materialnej, jak właśnie w latach osiemdziesiątych. Przypomniała mi się wówczas pomoc, jakiej i my w Polsce doświadczaliśmy w tym samym mnie więcej czasie od różnych organizacji katolickich, instytucji i osób prywatnych.

Jest w Etiopii taka instytucja, której chciałbym teraz poświęcić słów kilka. To Misjonarki Miłości, te od Matki Teresy z Kalkuty. Mają w całej Etiopii aż 16 domów, w których schronienie znajdują chorzy, umierający i najbardziej ubodzy z ubogich. W samej Addis Abebie siostry prowadzą szpital dla 700 biedaków i drugi dom dla 450 dzieci zarażonych wirusem HIV. Wszystkich trzeba codziennie leczyć, opiekować się nimi i karmić. Rząd etiopski niestety takiej działalności w żaden sposób nie wspiera. Cała pomoc płynie więc od dobroczyńców, bezcenni są także wolontariusze z całego świata, którzy niekiedy co roku poświęcają kilka tygodni, by bezinteresownie pracować wśród najbiedniejszych ludzi świata.

I jeszcze jedno zdanie na koniec. Od lipca 2011 roku trwa nieprzerwanie nowa klęska suszy na Rogu Afryki: tysiące uciekinierów z Somalii podążają na północ, z Sudanu uciekać trzeba przed groźbą wojny i prześladowaniami, choćby do regionu Gambeli. Także nad Wyżyną Abisyńską znów krąży widmo głodu. Pamiętajmy o mieszkających tam ludziach, nie bądźmy obojętni, próbujmy pomagać na miarę własnych możliwości.

ks. Rafał Zarzeczny SJ







All the contents on this site are copyrighted ©.