Zwiedzającym
Addis Abebę wszystkie przewodniki polecają także katedrę Trójcy Świętej. Pozwól zatem,
drogi Słuchaczu, że i ja zabiorę Cię dziś do tej świątyni, która nie jest ani najstarsza
w Etiopii, ani nawet największa w samej stolicy. Jednak nic to jej nie odejmuje z
powagi i osobliwości, zatem ubierzmy się stosownie i ruszajmy do kościoła, zwanego
Qyddeste Syllasje.
Znajduje się niedaleko wzgórza zwanego gybija nygus, czyli
pałacem cesarskim. Dziś jest to siedziba etiopskiego parlamentu i rządu, ale kiedyś
na wzgórzu mieszkał cesarz Menelik II. To z jego woli powstał tu pierwszy, drewniany
kościół. W 1930 roku na tron wstąpił król królów, czyli cesarz Hajle Syllasje, i w
Addis Abebie zaczęła się przebudowa, odbudowa i rozbudowa wszystkiego, by było jeszcze
bardziej nowocześnie i światowo. Podbudowano więc także nowe pałace: letnie, zimowe,
dla pani i dla pana, dla zagranicznych gości i dla rodziny, z rozmachem i w dobrym
guście. Tak, by nikt nie powiedział, że Etiopczykom czegoś brakuje. Rzecz jasna trzeba
też było zbudować nowy dom Panu Bogu w Trójcy Jedynemu. Ale nie byle jaki, by wstydu
nie przynosił. I rzeczywiście: nie przynosi.
Na wzgórzu świątynnym, tuż za
bramą w cieniu drzew, witają nas dwaj archaniołowie z kamienia, Gabriel i Michał,
strażnicy domu Pańskiego. Za ich plecami – majestatyczna bryła z kremowego i szarego
piaskowca, której kolumnadowa fasada zdaje się przypominać europejskie katedry, najbardziej
chyba te hiszpańskie, albo rzymskie po trochu. Tradycyjne kościoły etiopskie mają
zazwyczaj formę centryczną, są więc okrągłe albo oktagonalne. Ale ten nie. Katedra
Trójcy Świętej otrzymała formę kościołów łacińskich. Potężna bryła skrywa w swym wnętrzu
trzynawową bazylikę, którą dodatkowo zdobi majestatyczny bęben przykryty kopułą, zwieńczoną
jeszcze latarnią z etiopskim krzyżem. Po prawej stronie kościelnej nawy wznosi się
czterodzielna wieża dzwonnicy, nieco barokowa w swym stylu, przykryta także barokowym
hełmem.
Przed bazyliką posąg św. Marka, wszak był on pierwszym biskupem w Aleksandrii,
skąd do Etiopii przyszło chrześcijaństwo. Zza pleców ewangelisty wygląda lew, ale
nie jakiś groźny: bardziej dumny, bo pewny swej potęgi. Lew jest znakiem św. Marka,
ale był też symbolem władcy Etiopii, noszącego przecież zaszczytny tytuł „lwa z pokolenia
Judy”. Zdobienia zewnętrzne boków nawy też zachwycają i zdumiewają zarazem, bo nic
tu nie przypomina Afryki, specjaliści natomiast dopatrują się wpływów architektury
hinduskiej. W niszach, pośród kandelabrów, czuwają aniołowie, broniący świętej przestrzeni
ze wszystkich stron świata.
Wnętrze świątyni słusznie wprawia w zachwyt. Trzynawową
strukturę, niczym w rzymskich bazylikach, wyznaczają dwa rzędy kolumn na planie kwadratu,
które wyłożono ciemnoróżową glazurą, tak by przypominały filary monolitycznych kościołów
Lalibeli. W nawie głównej ponad łukowo łączoną kolumnadą, puste kamienne medaliony
z ciemnymi obramowaniami i zdobieniami w barokowym stylu. Powyżej zaś rząd okrągłych
i równie zdobionych okien, które rozświetlają biało-kremowy sufit świątyni. W nawach
natomiast łukowato zamknięte okna zostały przeszklone witrażami figuratywnymi, przedstawiającymi
historię świętą, od stworzenia świata, poprzez dzieje patriarchów i Izraela, dzieje
Zbawienia w Nowym Testamencie oraz te związane z historią Etiopii, jak choćby wizyta
królowej Saby na dworze Salomona. Na ścianie ponad arkadą prezbiterium obmalowano
Trójcę Świętą: oto trzech majestatycznych starców zasiada na obłokach. Są identyczni,
bo przecież Bóg jest jeden w swej naturze, choć w osobach troisty. Ten typowy dla
etiopskiej sztuki sposób obrazowania Świętej Trójcy w tym kościele usprawiedliwia
się jeszcze bardziej, wszak nosi ona imię Boga Trójjedynego. Ale jest i inny powód,
bardziej ziemski, choć także czcigodny. Oto już w samym przedsionku miejsca świętego
świętych, dokąd – jak tego chce liturgia Kościołów wschodnich - wchodzić wolno jedynie
kapłanom i posługującym, nagle wszystko zaczyna przypominać tego, który był budowniczym
świątyni, a więc cesarza Hajle Syllasje. A to jego imię imperialne oznacza przecież
w języku etiopskim „Potęgę Trójcy Świętej”. Na wprost świętej zasłony, odgradzającej
nas śmiertelników od Bożego sanktuarium, ustawiono dwa cesarskie trony: miłościwego
pana po lewej i jego cesarskiej żony po prawej. Nawet po 40 latach wyglądają ciągle
majestatycznie: purpurowe poduchy pięknie rzeźbionego i złoconego fotela, zwieńczonego
koroną z cesarskim herbem. Niech tylko nikt nie próbuje na nich zasiadać! Warto natomiast
spojrzeć w górę, bo w pendentywach podtrzymujących kopułę widzimy całkiem świeckie
malowidła: to cesarz wygłasza słynne przemówienie do Ligi Narodów, apelując o międzynarodową
reakcję wobec włoskiej agresji na jego kraj. Na drugim malowidle osobliwy władca stoi
pośród swego ludu, w wojskowym mundurze, dumny z już odniesionego zwycięstwa. I teraz
czas zrobić jeszcze jeden krok: oto w lewym transepcie, za drewnianym portalem - mauzoleum,
królewska nekropolia. Dwa potężne sarkofagi z czerwonego porfiru skrywają doczesne
szczątki osobliwego władcy, nygusa Hajle Syllasje Pierwszego i jego małżonki, cesarzowej
Menen. Surowe i hieratyczne, wykonane w stylu zwanym aksumskim, bo odwołującym się
do początków cywilizacji na Rogu Afryki, ozdobione jedynie cesarskimi herbami, i relief
zapraszający do modlitwy: oto miejsce spoczynku i chwały. Blisko ołtarza Eucharystii
i w samym sercu etiopskiej stolicy.
Smutny był kres władcy noszącego imię Trójcy
Świętej, bestialsko zamordowanego przez komunistycznych rewolucjonistów. Odwiedzając
tę osobliwą katedrę pomódlmy się zatem i za jej budowniczego, prosząc zarazem dobrego
Boga, by zawsze błogosławił etiopskiemu dziedzictwu.