Po uroczystościach
Zesłania Ducha Świętego i Trójcy Świętej rozpoczynamy w roku liturgicznym pewien nowy
etap. Liturgiści dzielą bowiem rok na dwie zasadnicze części: teologiczną i antropologiczną.
W tej pierwszej, która kończy się wraz z okresem wielkanocnym, mowa jest o Bogu zstępującym
ku człowiekowi, w tej drugie, którą właśnie rozpoczynamy, mowa będzie o człowieku
wstępującym ku Bogu, człowieku odpowiadającym na Boże wezwanie.
Zaraz na początku
tego cyklu czeka nas jednak prawdziwy wstrząs. Okazuje się bowiem, że to wszystko,
co Pan Bóg uczynił wychodząc ku człowiekowi, pragnąc jego zbawienia, a więc wcielenie
Bożego Syna, Jego śmierć na krzyżu i zesłanie Ducha Świętego, mogą być przez człowieka
zaprzepaszczone przez jeden grzech, jedno bluźnierstwo przeciw Duchowi Świętemu, za
które nigdy nie otrzyma odpuszczenia (por. Mk 3,29). Aby nie było żadnych wątpliwości,
mówi nam o tym sam Jezus: Jeśli ktoś powie słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie
mu odpuszczone, lecz jeśli powie przeciwko Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone
ani w tym wieku, ani w przyszłym (Mt 12,32). Słowa te mogą w człowieku wywołać
dreszcze, od samego początku nurtowały też serca wierzących. Św. Augustyn powie, że
„w całym Piśmie Świętym nie ma bardziej znaczącej ani trudniejszej kwestii”. Jak zatem
mamy rozumieć te słowa i na czym polega ów grzech przeciw Duchowi Świętemu, abyśmy
mogli się go ustrzec.
Odpowiedzi szukać będziemy u Ojców Kościoła, którzy jak
wiadomo są najlepszymi egzegetami Pisma świętego. Zaraz na początku mają oni dla nas
dobrą wiadomość. Wszyscy twierdzą bowiem, że grzechu przeciwko Duchowi Świętemu nie
można sprowadzać do jednego słowa, jednego bluźnierstwa, jak mogłyby to sugerować
słowa Chrystusa: Jeśli ktoś powie [słowo] przeciwko
Duchowi Świętemu... (Mt 12,32). Ojcowie Kościoła utożsamiają bowiem ten
grzech z pewną postawą człowieka, polegającą na uporczywym odrzuceniu Bożej łaski.
Św. Ireneusz (zm. ok. 203) twierdził nadto, że grzeszy przeciwko Duchowi Świętemu,
ten kto odrzuca Jego działanie w grupach i wspólnotach powstających w Kościele. Św.
Ambroży (zm. 397), z kolei, nazywał tym grzechem herezje, schizmy i wszystko to, co
rozdziera jedność Kościoła. Dla św. Augustyna (zm. 430) natomiast kluczowe było pojęcie
„zatwardziałości serca” (duritia cordis), którą widział w odrzucaniu Bożej łaski,
trwaniu w grzechu, braku skruchy i pokuty. Autor ten powiedział też jeszcze jedną
rzecz bardzo ważną, a mianowicie, że o grzechu przeciw Duchowi Świętemu nie można
mówić dopóki żyje człowiek, zawsze bowiem jak dobry łotr, może się on nawrócić.
Jeżeli
więc grzech przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie człowiekowi odpuszczony ani w tym
wieku, ani w przyszłym, to nie dlatego, że Duch Święty nie chce go komuś odpuścić,
albo że się na kogoś obraził, zawziął, ale dlatego, że człowiek, który grzechy popełnia
sam uporczywie odrzuca miłosierną dłoń Boga.
Czy dużo jest takich ludzi? Nie
wiemy. Nie mamy wglądu do boskich rejestrów. Mamy za to ogromną nadzieję, że rację
kiedyś będzie miał słynny kaznodzieja Paryża, biskup Jacques-Bénigne Bossuet, który
głosił, że na sądzie Bożym bardziej będziemy podziwiali Boże miłosierdzie, aniżeli
Bożą sprawiedliwość. Co daj Boże! Amen.